czwartek, 12 września 2013

Rozdział 27 - "She was perfect"

- Rose? -mruknąłem, wypuszczając łzy. Bałem się spojrzeć na jej ciało, które pewnie leżało teraz martwe. Ta myśl mnie zabijała. - Rose? - powtórzyłem. Poczułem, jak ktoś mocno się do mnie przytula.
- Jestem tu Justin. - usłyszałem jej cichy szept. - I nigdzie się nie wybieram. - dodała, wycierając swoją delikatną ręką moje, mokre policzki. Dopiero wtedy zorientowałem się co się stało. Ona żyła. To nie ona została postrzelona. To ona zastrzeliła jego. Tak, Rose zabiła człowieka. Brzmi strasznie, ale wiem, że zrobiła to, żeby uratować mnie.. no i oczywiście siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć.. ty żyjesz! - powiedziałem, kładąc głowę w zagięciu jej szyi.
- Ja tak, ale lepiej zobaczmy co z Zayn'em. - mruknęła z bólem, patrząc na chłopaka leżącego koło nas. Razem do niego podeszliśmy, a Rose próbowała jakoś zatamować jego ranę, z której wciąż wydobywała się krew.
- Przeżyje? - wymamrotał, kiedy nad nim klęczeliśmy.
- Oczywiście, że tak. Nawet nie myśl, żeby od nas odchodzić głuptasie. - zachichotała Rose, całkowicie opanowując sytuacje. Ona jest niesamowita. - Pomożesz mu, pójść go do samochodu? - zapytała, przygryzając wargę.
- Jasne. - odpowiedziałem, łapiąc rękę przyjaciela.
- Tylko pamiętaj, ostrożnie. - pokiwała palcem, przez co mało nie wybuchnąłem śmiechem. Słodka, piękna, mądra i w dodatku tak cholernie seksowna. To anioł, a nie dziewczyna. - A co zrobimy z nim? - pokazała na Jasona.
- Zajmę się tym później. Teraz chodź z nami. - odpowiedziałem uspokajająco. Widząc, że to pomogło lekko się do niej uśmiechnąłem. Zayn mógł iść normalnie, więc nie musiałem go na szczęście nieść. Dobrze, że to było ramie, a nie coś poważniejszego. Teraz pewnie byśmy trumnę dla niego szykowali. W sumie Rose też napędziła mi stracha.
Kiedy byliśmy już koło samochodu, pomogłem usiąść na tyle dla Zayna, a ja razem z Rose zajęliśmy przód.
- Jedziemy teraz do szpitala? - zapytała dziewczyna, zapinając pasy.
- Oszalałaś? - spojrzałem na nią pytająco. - Przecież nikt nie może się dowiedzieć, o tym co się tutaj stało. - dodałem, widząc jej zdziwioną minę.
- Nie rozumiem. - powiedziała, marszcząc czoło.
- Tu nie ma co rozumieć. Po prostu musisz siedzieć cicho. - mruknąłem, zaciskając mocniej ręce na kierownicy. Rose nawet nie zdaje sobie sprawy w jakie gówno się wplątała.

Rose's POV:

- Możesz mi wszystko wyjaśnić?! - krzyknęłam ze złością. Nawet nie wiedziałam za co zabiłam człowieka.. genialnie.
- Co chciałabyś wiedzieć? - syknął Justin jakby z bólem. Czasem na prawdę go nie rozumiem.
- Na przykład kim był ten człowiek? I czy w ogóle zasłużył na śmierć! - wrzasnęłam prosto w jego twarz.
- To długa historia. - mruknął, głośno przełykając ślinę.
- Mam czas. - przyznałam, przewracając oczami.
- To było jakieś dwa lata temu, kiedy miałem siedemnaście lat. - zaczął, oblizując swoje suche usta. - Poznałem dziewczynę, po raz pierwszy się w kimś zakochałem. Uwielbiałem w niej dosłownie wszystko. Sposób w jaki mówiła, jej słodki śmiech, piękne zielone oczy. Była idealna. - uśmiechnął się szeroko i wytarł łzę, która znalazła się na jego policzku.
- Gdzie ona teraz jest? - zapytałam spokojnie. Domyślałam się, że to nie był dla niego przyjemny temat do rozmów.
- Daj mi dokończyć. - mruknął. - Ona nie była taka jak inne dziewczyny. Przy niej czułem się szczęśliwy, czułem, że żyję. Jedynym problemem byli moim rodzice. Nie akceptowali jej, bo była córką znanego gangstera. Mowa o Jasonie. - prychnął wymawiając jego imię. - Kiedyś odbywały się w tej miejscowości nielegalne wyścigi. Brałem w nich udział kilka razy, ale Brooke nigdy się tym nie interesowała. Tylko raz chciała pójść na nie ze mną, żeby mi kibicować. Stała przy drodze nieświadoma niczego.. tak samo jak ja. Nikt nie mógł tego przewidzieć. - powiedział, wypuszczając kolejne łzy. Nie mogłam patrzeć jak cierpi, to było dla mnie bolesne. Ale chciałam znać prawdę. Nie chce być już nigdy więcej okłamywana.
- Co się stało, Justin? - mruknęłam cicho, łapiąc jego rękę, żeby dodać mu otuchy.
- Zginęła. - zamknął na chwile oczy i głośno przełknął ślinę. - Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że to nie był przypadek. Jej śmierć była zaplanowana. Ona nie zginęła przypadkowo.
- O czym ty mówisz? - znów zapytałam. Cierpiałam, przez to, że on cierpi, ale próbowałam być silna. Chce pokazać Justinowi, że ma we mnie wsparcie. Że jestem tu dla niego.
- I właśnie w tej kwestii pojawiają się moi rodzice. - syknął z jadem. - Zapłacili dla jednego z zawodników, żeby ją zabił. Tylko dlatego, że się z nią spotykałem. Że planowałem z nią wspólną przyszłość, że kochałem ją najbardziej na świecie. A oni ją zabili. Rozumiesz? - spojrzał na mnie z napuchniętymi oczami od płaczu.
- Proszę, Justin. Nie płacz. - mruknęłam, mocno się do niego przytulając. Na szczęście Zayn nas nie słyszał, ani nie widział, bo oddzielała nas dźwiękoszczelna i przyciemniana szybka. Właśnie dzięki temu lubiłam ten samochód.
- Kochałem ją.. - mruknął, wypuszczając kolejne łzy.
- Wiem, ale uwierz mi.. ona ciągle jest z tobą. Jest aniołem, który nad tobą czuwa. Na zawszę będzie przy tobie. - powiedziałam szczerze.
- Teraz już rozumiesz, dlaczego chciałem wyjechać? Bałem się, że zabiorą mi ciebie, tak jak zabrali mi Brooke. - mruknął patrząc w moje oczy.
- Nie musisz się o mnie bać. Jestem bezpieczna, jasne? - wzięłam jego twarz w dłonie. - Wiedz, że jestem tu dla ciebie. Chce z tobą być, Justin.
- Dziękuje. - odparł, po czym jego usta znalazły się na moich. Szybko odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go. Cieszę się, że w końcu możemy być razem. I nic nie stanie nam na drodze.. bynajmniej tak mi się wydaje. Oderwaliśmy się od siebie po kilkunastu sekundach, żeby nabrać powietrza. Nasze czoła się ze sobą stykały, a oczy Justina patrzyły w moje z miłością.
- Kocham cię. - szepnął cicho chłopak.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam, szeroko się uśmiechając.


_________________________________________________________

Przepraszam, że rozdział taki krótki. Nie mam teraz za bardzo czasu, żeby pisać rozdziały i dlatego będą pojawiały się co 5-6 dni. Chyba mnie rozumiecie.. szkoła :// Oczywiście czasami uda mi się dodać wcześniej, jak będzie wolne, czy coś. Dziękuje za komentarze i za ponad 6000 wejść!  


CZYTASZ=KOMENTUJESZ





sobota, 7 września 2013

Rozdział 26 - "We have your heroine"

- Nie musisz się mnie bać. - mruknął, po kilku minutach ciszy.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, odwracając temat.
- Najpierw po moje rzeczy, a później odwieziemy cie do domu. - odpowiedział, wciąż wpatrując się we mnie. - Wiesz, że wszystko robię dla twojego dobra, prawda? - odparł z bólem. Cicho westchnęłam i skinęłam nieśmiało głową. Odkąd Justin potwierdził, że zabił swoich rodziców, nie chciałam z nim rozmawiać. Wydawało mi się, że nie chce tu zostać, bo boi się, że zabije też mnie. Nikt nie wie jaki potrafi być, kiedy złość weźmie nad nim górę.
Jechaliśmy wciąż pustą, polną dróżką. Do moich uszów dobiegł hałas, jakby ktoś strzelił z broni. To było dziwne, bo nikogo tu nie było widać. Wydawałoby się, że jechaliśmy tu tylko my.
- Co to było? - zapytałam wystraszona. Justin złapał mocno moją dłoń i popatrzył czule w moje oczy.
- Zostań w samochodzie, jasne? - mruknął z udawanym spokojem. Wiem, że coś było nie tak.
- Justin, co się dzieje? - zapytałam jeszcze raz. Kiedy znów usłyszałam hałas, moje oczy napełniły się łzami. Bałam się.
- Po prostu tu zostań. - powiedział uspokajająco, choć na jego twarzy wymalowany był strach. Próbował mnie uspokoić, ale sam nie był spokojny. On też się bał.
- Zayn, idziemy. - powiedział do chłopaka za kierownicą. Ten tylko skinął głową i razem wyszli na "pustą" drogę. Siedziałam skulona na tylnym siedzeniu i wpatrywałam się w przednią szybkę, w celu spostrzeżenia czegokolwiek. Strach z każdą sekundą się nasilał. Bałam się i o siebie i o Justina.. no dobra, o Zayna też, nawet po tym jak potraktował mnie jak gówno, zresztą nieważne.


Justin's POV:

- Sądzisz, że to oni? - zapytał mnie Zayn, kiedy rozglądaliśmy się po okolicy. Wszędzie były drzewa i krzaki, więc dość łatwo byłoby się tu schować i było to najlepsze miejsce na zaatakowanie. Nikt nie był w stanie zobaczyć, co tu się dzieje.
- Tak mi się wydaje. - mruknąłem niepewny. Kątem oka spojrzałem na samochód, w którym wciąż była Rose. Posłałem jej uspokajający uśmiech.
- To co robimy? - odparł, poprawiając włosy, które opadały na jego twarz.
- Idziemy się rozejrzeć. - odpowiedziałem i ruszyłem w stronę lasu. Zayn szedł tuż za mną. Usłyszałem coraz głośniejszy hałas, rozejrzałem się w okół siebie, ale nic nie zobaczyłem. Znów usłyszałem hałas, ale teraz przypominał on bardziej strzał. Obejrzałem się do tyłu i zamarłem, kiedy Zayn opadł bezwładnie na ziemię. Jego ramię krwawiło od strzału.
- Kto ci to zrobił? - zapytałem ze strachem w głosie.
- Witaj Bieber. - do moich uszów dobiegł znajomy mi głos. Odwróciłem się do tyłu i dostrzegłem tą osobę, której spodziewałem się od samego początku.
- Ty chuju. - syknąłem, kątem oka wciąż spoglądając na kulącego się z bólu przyjaciela.
- Mi ciebie też miło widzieć. - odparł, śmiejąc się. - Nawet nie wiesz, ile czekałem na to spotkanie. - uśmiechnął się fałszywie.
- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknąłem, wpatrując się w niego z nienawiścią.
- Chce tylko twojej śmierci. Nie pamiętasz już? "Śmierć za śmierć". - przymrużył oczy, a uśmieszek wciąż nie schodził z jego twarzy.
- Przecież wiesz, że to nie była moja winna. - moje oczy zaszkliły się na wspomnienia.
- Ale ktoś musi za to odpowiedzieć. - odparł z satysfakcją, patrząc się na Zayn'a.
- Przecież wiesz, że ją kochałem. Oddałbym za nią życie. Zabiłem swoich rodziców, z miłości do niej. Czego jeszcze ode mnie oczekujesz? - syknąłem, czując, że się rozpadam. Bolały mnie te wszystkie wspomnienia.
- Jeżeli ją kochałeś, to czemu jeszcze żyjesz? Nie chciałbyś do niej dołączyć? - zaśmiał się i pokręcił rozczarowany głową. - Zapomniałbym zapytać. Gdzie jest ta twoja suka? - jego śmiech stawał się coraz głośniejszy, przez co miałem ochotę obić mu tą wstrętną mordę.
- Nigdy więcej jej tak nie nazywaj, kutasie. - zacisnąłem ręce w pięść.
- Wiesz, co jest w tym wszystkim dobijające? - nie czekając na moją odpowiedź, dodał. - Że ty mógłbyś znaleźć sobie jeszcze miliard dziewczyn, a mi córki nic, ani  nikt nie zwróci. Rozumiesz?! - zacisnął mocno swoje zęby. - Nikt. - mruknął.
- Przykro mi. Ja też cierpiałem. - przyznałem.
- Nie obchodzi mnie to. Przez ciebie nigdy już nie zobaczę mojej księżniczki. - w jego oczach pojawiła się złość. Wiem, że chciał się zemścić, ale czemu na mnie? Przecież to nie była moja wina..
- Klękaj kutasie. - rozkazał, wpatrując się we mnie wściekły. Zrobiłem to co kazał. - Masz może jakąś ostatnią prośbę? - zapytał, przez co głośno przełknąłem ślinę.
- Zostaw go! - usłyszałem kobiecy głos. Nie, proszę nie. To nie może być ona. - Nie zabijaj go, proszę. - mruknęła dziewczyna, będąc już bliżej nas.
- I mamy twoją bohaterkę. - zaśmiał się, kiwając rozbawiony głową.
- Zabij mnie, nie jego. - spojrzała na mnie, a kącik jej ust lekko się uniósł. Pokiwałem wystraszony głową, a moje oczy napełniły się łzami. Co ona do jasnej cholery wyprawiała?!
- Skoro nalegasz. - uśmiechnął się fałszywie Jason i obrócił broń w kierunku Rose. Moje serce przestało bić, kiedy po jej policzkach spływały łzy.
- Nie! - krzyknąłem głośno, kiedy usłyszałem strzał.


________________________________________________________________

No to się porobiło! :c  Dziękuje za dużą liczbę wejść na bloga i wgl za wszystko dziękuje. Chyba nie spodziewaliście się, że to wszystko tak się potoczy. W następnym rozdziale, was trochę zaskoczę.

Do następnego xoxo

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 3 września 2013

Rozdział 25 - "Death for death"

- Rose? Co ty tu robisz? - zapytał Zayn, wchodząc do pomieszczenia. Wyglądał na zaskoczonego.
- Czekam na Justina. Muszę z nim porozmawiać. - odpowiedziałam, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Przecież ci mówiłem, że wyjeżdżamy. Zapomnij o nim. - syknął zły i mocno zacisnął szczękę.
- Nie interesuje mnie to. - przyznałam, zaciskając usta w wąską linię.
- Jak chcesz, ale nie zdziw się, jak Justin cię odrzuci. Czy do ciebie nie dociera, że on cię nie chce? - prychnął, spoglądając na mnie rozczarowany. A wydawał się taki sympatyczny. Cóż, pozory jednak mylą.
- Nic nie wiesz. - uśmiechnęłam się do niego złośliwie. Przewrócił oczami i podszedł do jednego ze strażników. Pewnie zapytać, czy Bieber może już wyjść. Bałam się tego spotkania. Serce podchodziło mi do gardła. Jeszcze nigdy nie czułam takiego stresu. To wszystko mnie przeraża, serio. Może Zayn ma rację.. nie, on kłamał, żeby mnie zniechęcić. Tak, jestem tego pewna. Po kilkunastu minutach, moje oczy ujrzały Justina. Nogi miałam jak z waty, cała się trzęsłam. To naprawdę było coś strasznego. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dziwnie.
- Po co tu przyszłaś? - zapytał oburzony Justin. Szczerze mówiąc to zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Poczułam bolesne ukłucie w sercu.
- Chciałam cię zobaczyć. - mruknęłam spuszczając wzrok.
- Czemu ty mi wszystko utrudniasz? - odparł, patrząc na mnie z bólem.
- Dlatego, że cię kocham. Nigdy nikogo tak nie kochałam. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Zrozum to w końcu.. - po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Justin nic nie mówiąc, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Brakowało mi go. Tak cholernie tęskniłam za jego czułością.
- Nie opuszczaj mnie. - załkałam głośno. - Proszę. - dodałam i bardziej się w niego wtuliłam. Chciałam czuć jego ciepło już zawszę. To było takie przyjemne.
- Nie, Rose. Nie rób mi tego. - oderwał się ode mnie i z trudem powstrzymał łzy, które próbowały wypłynąć z jego oczu.
- Justin! - krzyknęłam bezsilna. To nie mógł być koniec.
- Przykro mi. - rzucił wychodząc z pomieszczenia i podszedł do czekającego na niego Zayna. Wybiegłam za nim, przez co się odwrócił.
- Proszę. - szepnęłam, czując, że mój makijaż zamieniał się w czarny wodospad. Nie zważałam na swój wygląd, jedynym czego teraz chciałam był on.
- Sądzisz, że tego chce? - zapytał, opuszczając bezwładnie ręce.
- Gdybyś mnie kochał, to.. - zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.
- Robię to tylko i wyłącznie, dlatego, że cię kocham. - zamknął oczy i głośno westchnął.
- Przez to cierpię jeszcze bardziej. - przyznałam, z trudem łapiąc powietrze. Przez ten płacz trudno mi się oddychało.
- Nie chce, żebyś zginęła. - pokręcił głową. Widziałam, że on też cierpi.
- Wiedz, że jestem gotowa umrzeć z miłości. Poświęcę dla ciebie wszystko, tylko zostań tu.. ze mną. - mruknęłam, czując czyjeś silne ramiona, oplatające moją talię. Lekko odwróciłam głowę i dostrzegłam Josha, patrzącego z nienawiścią na Justina.
- Masz jego. - prychnął Bieber i wskazał palcem na chłopaka obok mnie. Odwrócił się i powoli szedł do samochodu.
- Ale ja kocham ciebie. - mruknęłam przygnębiona. - nie jego. - wydusiłam po chwili. Moje słowa pewnie go zraniły, ale nie zważałam na to. Za wszelką cenę chciałam sprawić, żeby Justin zmienił decyzję. Jus, ani na chwilę się nie odwrócił. Bolała mnie jego obojętność, bardzo. Wyrwałam się z objęć Josha i podbiegłam do Justina.
- Ty pieprzony egoisto! Myślisz tylko o swoim dupsku. Ciągle mnie oszukujesz. Sądzisz, że nie wiem kto zabił twoich rodziców? - wykrzyczałam, trafiając w jego czuły punkt. Otworzył usta, ale nic nie powiedział. - Morderca. Pierdolony morderca. - krzyknęłam prosto w jego twarz. Jego oczy pociemniały, a ręce zacisnęły się w pięści. Chyba nie chciał mnie uderzyć, co?
- Zamknij się. - syknął, przez zaciśnięte zęby. - Nic o mnie nie wiesz. - przymrużył oczy, patrząc na mnie nienawistnym spojrzeniem.
- To może mi w końcu coś o sobie powiesz? - prychnęłam, przewracając oczami. Chciałam go trochę zdenerwować. Skoro nie został po tym jak powiedziałam, że go kocham, to może zostanie, jak trochę się pokłócimy.
-  Nie teraz. - mruknął, szybko oddychając. Chyba za bardzo go zdenerwowałam.
- A kiedy? Przecież wyjeżdżasz. - przypomniałam mu, spoglądając na niego z bólem. Nigdy jeszcze tak nie cierpiałam.
- Chodź ze mną. - złapał mocno mój nadgarstek i siłą zaprowadził do samochodu. Słyszałam jak Josh krzyczy, żeby mnie puścił, biegnie w naszą stronę, żeby mi pomóc.. w sumie to nie chciałam jego pomocy. Auto odjechało z parkingu i wjechaliśmy na pustą, polną dróżkę. Nikt już nie był w stanie nas dogonić.
- Chcesz wiedzieć dlaczego ich zabiłem? - zapytał i nie czekając na moją odpowiedź dodał. - Odkąd byłem mały zawszę się nade mną znęcali. Ojciec traktował mnie jak worek treningowy. - przyznał ze łzami w oczach.
- I tylko dlatego pozbawiłeś ich życia? - zapytałam rozczarowana. Rozumiem, że sprawili mu wiele cierpień, ale to nie był powód do zabicia swoich rodziców.
- Nie. - pokręcił przecząco głową. - Oni zabili najważniejszą osobę w moim życiu, to nie było wybaczalne. Postanowiłem, że zapłacą za to. "Śmierć za śmierć" - jego oczy nabrały koloru czarnego, jak zwykle, gdy był zły. Bałam się zapytać o coś więcej. Kogo oni mogli zabić?


_______________________________________________________

Rozdział taki trochę dziwny. Szczerze mówiąc, to płakałam pisząc go, ale sama nie wiem czemu. Może przez to, że słuchałam przy tym smutnych piosenek. Zresztą nieważne.
Dziękuje za komentarze! Do następnego < 3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ


piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 24 - "I would like to apologize"

- Idź do domu, Rose. Nie potrzebnie tu siedzisz. - powiedział mój brat. - Jak tylko skończą operację zadzwonię do ciebie. Jesteś jeszcze osłabiona, powinnaś odpoczywać. - dodał i potarł swoje skronie. On też był zmęczony, ale wiedziałam, że nic go stąd nie wyciągnie.
- Nie mogę pójść, ona mnie potrzebuje. - odparłam, poprawiając się na krześle.
- Przecież jestem tu ja. Wszystkiego dopilnuje, nie musisz się o nic martwić. Po prostu wróć do domu! - zażądał, patrząc na mnie.
- No dobra. - mruknęłam zirytowana. - Ale informuj mnie o wszystkim. - dodałam i powoli wstałam z krzesła.
- Jasne. Do zobaczenia wkrótce. - powiedział i wygodnie oparł się o zagłówek krzesła. Wyszłam z korytarza i zjechałam windą na parter. Triny już nie było. Pewnie wróciła do domu, w sumie to się jej nie dziwie, byłam tu dość długo. Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Czekając aż po mnie przyjedzie, usiadłam na ławce przed szpitalem. Zaczęłam uważnie rozglądać się po ulicy. Moją uwagę przykuł samochód... taki sam, którym jeździł Justin. Przyjrzałam się mu dokładniej, ale osoba za kierownicą nie była Justinem. W sumie to nawet lepiej. Nie chciałabym się teraz natknąć na niego, po tym jak ukrywał przede mną prawdę, nie potrafiłabym spojrzeć mu w oczy. Tak naprawdę to bałam się go. Nie znałam go na tyle dobrze, by móc powiedzieć, że jest niegroźny. Mógł zrobić mi krzywdę w każdej chwili, a ja nie zdawałam sobie nawet z tego sprawy. To jest strasznie pokręcone. Z zamyśleń wyrwała mnie podjeżdżająca na parking Taxi.


***

Otworzyłam drzwi od domu i weszłam do środka. Ściągnęłam bluzę i buty. Poszłam do salonu i rzuciłam się na kanapę. Leżała na niej kartka, więc wzięłam ją do ręki, żeby przeczytać.

"Na początku bardzo chciałbym cię przeprosić. Wiem, że to przeze mnie twoje życie zmieniło się w koszmar. Chciałbym powiedzieć ci to wszystko osobiście, ale nie będę miał raczej już okazji. Szkoda. Nie chciałem, żeby to wszystko tak się skończyło. Zachowałem się jak dupek. Wiedź, że cię kocham i nigdy nie przestanę. Zakochałem się w tobie, gdy po raz pierwszy cię zobaczyłem. Chciałem cię chronić, ale nie dawałem rady. Czułem, że jestem za słaby.Wiem, że ci też nie jest łatwo, ale im szybciej zapomnisz, tym lepiej. Chciałbym, żebyś była szczęśliwa.. dlatego odchodzę. Ułóż sobie życie z osobą, którą kochasz i, która nie zrani cię tak jak ja. Ja nie jestem wart miejsca w twoim sercu. Proszę cię tylko o jedno, zapomnij o mnie. - Justin"

Łzy napełniły moje oczy, a po chwili zalały moje policzki. W jednej chwili byłam w stanie wybaczyć mu wszystko. Byłam w stanie oddać za niego życie. Ale nie mogłam zrobić nic, zupełnie nic. Chciałam zapomnieć, ale przecież nie da zapomnieć się o osobie, którą się kocha.. i chociaż nigdy nie byliśmy razem, pragnęłam go tak bardzo. To uczucie było silniejsze ode mnie. Nie mogłam sobie z nim poradzić.
Zwinęłam się na kanapie i próbowałam usnąć. Chciałam być wypoczęta, bo jutro czekał mnie naprawdę ciężki dzień.


***

- Cieszę się, że cię widzę. - powiedział Josh, kiedy zastał mnie czekającą przed jego drzwiami. - Proszę, wejdź. - zaprosił mnie do środka i razem udaliśmy się do pustej kuchni. Usiadłam na jednym z krzeseł, czekając aż to samo zrobi chłopak, ale on postanowił stać i oparł się o ścianę.
- Josh? - mruknęłam niepewnie i spojrzałam na niego z bólem.
- Tak? - odparł, uważnie mi się przyglądając.
- Obiecaj, że mnie nigdy nie opuścisz. - powiedziałam, po czym chłopak podszedł do mnie i mocno mnie objął.
- Obiecuję. - wyszeptał do mojego ucha i ręką wytarł łzy, które zalewały moje policzki.
- Możesz coś dla mnie zrobić? - zapytałam, spoglądając na niego.
- Co tylko chcesz. - odpowiedział, uśmiechając się do mnie.
- Chciałabym, żebyś mnie gdzieś zawiózł. Muszę się jeszcze z kimś pożegnać. To naprawdę jest dla mnie ważne. - powiedziałam, wstając z krzesła.
- W takim razie chodźmy. - złapał mnie za rękę i razem udaliśmy się do jego samochodu. Usiadł na miejscu kierowcy i wyjechał na pustą ulicę. - To gdzie jedziemy? - zapytał, spowalniając.
- Do więzienia. - mruknęłam, odwracając od niego wzrok. Nie chciałam widzieć jego reakcji. Nic nie odpowiadając pojechał w kierunku posterunku. Dobrze wiedziałam, że Justin dzisiaj wychodzi, bo niczego mu nie udowodnili. Wypuszczą go w południe, więc Zayn od razu po niego przyjedzie. Chce się jeszcze z nim spotkać zanim stąd wyjedzie. Ostatni raz chce zobaczyć jego cudowny uśmiech i hipnotyzujące oczy. Ostatni raz chce usłyszeć jego cudowny głos. Tak naprawdę to nie dociera do mnie, że to będzie nasze ostatnie spotkanie.
- Jesteśmy, ale szczerze mówiąc nie wiem, po co tu przyjechaliśmy. - powiedział Josh, kiedy już zaparkowaliśmy przed wielkim budynkiem.
- Zaczekaj tu na mnie. - mruknęłam ignorując jego wcześniejsze słowa. Wyszłam z auta i ruszyłam w stronę wejścia.


______________________________________________________________________

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na rozdział. Jak wam się podoba? Wolelibyście, żeby Rose była z Joshem, czy Justinem? Dziękuje za wszystkie komentarze i wejścia na bloga. Jesteście najlepsi na świecie! < 33

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 23 - "Baby do not cry"

- Nic ci nie jest? - zapytał Zayn, wyciągając dłoń w moim kierunku.
- Pójdę już. - wstałam i szybko wybiegłam z budynku. Cały mój świat legł w gruzach. Życie bez niego nie ma sensu. I chociaż kiedyś go nienawidziłam, zawdzięczam mu tak wiele. To dzięki niemu jeszcze żyję. Nawet nie będę miała okazji, żeby mu podziękować.. albo go przeprosić. To tak cholernie boli.
- Rose, czemu płaczesz? Coś się stało? - popatrzyłam na dziewczynę, która stała przede mną.
- Trina? - jedyne co mogłam powiedzieć, przez łkanie, które stawało się coraz głośniejsze.
- Kochanie, nie płacz.- przytuliła mnie mocno. - Wszystko będzie dobrze. Chodź, pójdziemy coś zjeść i wszystko mi opowiesz. - dodała, łapiąc mnie za rękę i razem udałyśmy się do małej, pobliskiej restauracji.Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy stolik na samym końcu, żeby nikt nas nie słyszał.
- Opowiesz mi wszystko? - zapytała, dalej trzymając moją dłoń.
- Nie chce go stracić. - mruknęłam, wypuszczając kolejne łzy. Zatracałam się już  w tym wszystkim. Byłam totalnie bezsilna.
- Kogo? - spojrzała na mnie pytająco i podała mi chusteczkę, którą przed chwilą wyciągnęła z torebki.
- Justina. - szepnęłam prawie, że niesłyszalnie.
- Kochanie.. - zaczęła łagodnie. - To nie jest chłopak dla ciebie. Nie płacz przez niego, nie jest tego wart. - dodała i spojrzała głęboko w moje oczy.
- Czemu każdy mówi to samo? Co on takiego do jasnej cholery zrobił?! - krzyknęłam, czują narastającą we mnie złość.
- Nikt ci jeszcze nie powiedział? - zapytała, nie mogąc w to uwierzyć.
- Problem w tym, że nie. - mruknęłam, próbując się uspokoić.
- Justin zabił swoich rodziców. - ściszyła ton swojego głosu do szeptu, żebym tylko ja mogła ją usłyszeć. Naprawdę przez chwilę myślałam, że to kłamstwo. Ale kiedy Trina potwierdziła to drugi raz i to z poważniejszym wyrazem twarzy, wiedziałam, że nie może mnie okłamywać.
- Boże.. to niemożliwe! - powiedziałam, zakrywając rękę usta, które same się otworzyły. Całe moje życie wyglądało, jak jakiś marny film. Nikt nie zdaje sobie sprawy, co czułam. Ciągle byłam okłamywana. Nikomu nie mogłam już ufać. Jedyną pomocną osobą była Trina.. szczerze mówiąc, najmniej się tego spodziewałam. Nigdy się nie przyjaźniłyśmy, ale miałyśmy dość dobry kontakt. Chociaż bolało mnie to, że musiałam akurat usłyszeć to od niej.
- Mi też było trudno w to uwierzyć. - przyznała, kręcąc głową.
- Muszę iść do łazienki. - powiedziałam i szybko wstałam z krzesła. Weszłam do toalety i przejrzałam się w lusterku. Jak zawszę wyglądałam strasznie. Ale nie przyszłam tu po to, by narzekać na swój wygląd.
Wyjęłam z kieszeni telefon i wystukałam numer Jacoba.
- Halo? - zapytał ponuro, kiedy już odebrał.
- Gdzie jesteś? - mruknęłam, zalewając się kolejnymi łzami.
- W szpitalu. - odpowiedział, jakby to było oczywiste.
- Po co? - zapytałam zaskoczona i wytarłam mokre policzki.
- Zapomniałaś, że w tym samochodzie jechała, także Amanda? - odparł sarkastycznie. Nie zdążyłam nic powiedzieć, kiedy komórka wyleciała z mojej dłoni prosto na zimne kafelki. Zsunęłam się bezwładnie po ścianie i schowałam twarz w dłoniach. Jak mogłam o tym zapomnieć? Nawet nie poszłam zajrzeć, jak się czuje.. nie wiedziałam nic.
- Co tak długo? - usłyszałam głos Triny, która właśnie wchodziła do łazienki. Kiedy mnie zobaczyła, jej wyraz twarzy nagle się zmienił. - Mówiłam, żebyś się nie przejmowała. - mruknęła, głaszcząc delikatnie moje włosy.
- Pojedziesz ze mną do szpitala? - zapytałam, patrząc na nią z nadzieją.
- Do szpitala? - spojrzała na mnie zaskoczona. - Chyba nic sobie nie.. - nie powiedziała nic więcej, bo szybko jej przerwałam.
- Boje się o Amandę. Proszę, jedźmy! - powiedziałam, spuszczając wzrok i poczułam, jak Trina łapie mnie za rękę. Pomogła mi wstać i razem wyszłyśmy na zewnątrz.
- Co z nią? - zapytała, kiedy czekałyśmy już na taksówkę.
- Najgorsze jest to, że nie wiem. - z każdym słowem, mój głos coraz bardziej się załamywał. Byłam zmęczona, zmęczona tym wszystkim. To było ponad moje siły. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić.


***

- Gdzie ona jest? - zapytałam mojego brata, kiedy już byłam w szpitalu.
- Uspokój się! - krzyknął i mocno złapał mnie za ramie. - Zabrali ją na salę operacyjną. - odpowiedział, zamykając oczy.
- Wyjdzie z tego? - mruknęłam, czując ukłucie w sercu. Wiedziałam, że mój brat chciałby mi powiedzieć teraz, coś w stylu jak-by-cie-to-obchodziło.
- Ona tak. - powiedział, na co odetchnęłam z ulgą. - Ale nie wiadomo jeszcze co z dzieckiem. - spojrzał na mnie z zaszklonymi oczami. Chciałam go przytulić, jakoś pocieszyć, ale nie byłam w stanie nic zrobić. To było za wiele jak na jeden dzień.


_______________________________________________________________________

Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie było mnie praktycznie cały dzień w domu + wczoraj nie miałam dostępu do swojego laptopa, ani komputera :/ 
Pamiętacie Trinę z innego rozdziału? To ta dziewczyna, z którą kiedyś usiadła w ławce Amanda. Chodzi razem z Rose do klasy - tak dla przypomnienia.
Dziękuje za wszystkie komentarze. Kocham was! :*


CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 22 - "It's like I lost all my world"

- Zna pani tego mężczyznę? - zapytał policjant i dziwnie na mnie spojrzał, przez co wiedziałam, że lepiej skłamać.
- Nie. - mruknęłam, odwracając od niego wzrok. - Po prostu chciałabym się z nim spotkać. Może on to zrobił nieumyślnie. - dodałam zadowolona ze swojego dobrego kłamstwa.
- Nie wiem czy powinienem.. - odparł mężczyzna, kręcąc powoli głową.
- Proszę. - szepnęłam i zrobiłam niewinną minkę.
- Dobrze. Ale tylko na kilka minut. - powiedział nieco ściszając ton swojego głosu. - Przyjdę po panią później. - dodał i chwycił za klamkę w celu otworzenia drzwi.
- Proszę mi mówić Rose. - powiedziałam, unosząc delikatnie kącik ust.
- Rose.. - mruknął do siebie. - Do zobaczenia później. - dodał i wyszedł z pokoju.


***

- Na pewno chcesz tam iść? - zapytał mój brat, kiedy stałam przed drzwiami do sali odwiedzin w więzieniu.
- Tak. - mruknęłam, czują niepokój wypełniający moje ciało. - Muszę z nim porozmawiać. - wzięłam głęboki oddech i pociągnęłam z klamkę. Weszłam do środka pomieszczenia i usiadłam przy stoliku, przy którym siedział także Justin.
- Hej. - powiedziałam niepewnie. Chłopak odwrócił wzrok i nic mi nie odpowiedział. - Czemu to zrobiłeś? - zapytałam, powodując, że Justin rzucił mi nienawistne spojrzenie.
- To nie ja. - syknął, z trudem pohamowując złość.
- Złapali cię Justin na miejscu zbrodni. - przyznałam, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- To nie byłam ja! - krzyknął, przez co jeden z policjantów skarcił go wzrokiem.
- Co w takim razie co tam robiłeś? - przełknął głośno ślinę i znów spojrzał na mnie.
- Nawet nie wiesz, co czułem, widząc cię tam prawie martwą. - powiedział, ignorując moje wcześniejsze pytanie. - To tak jakbym stracił cały swój świat. - przyznał z bólem, poprawiając się na krześle.
- Justin.. - szepnęłam, ale mi przerwał.
- Nigdy się tak nie czułem. Właśnie w tamtej chwili dotarło do mnie, ile dla mnie znaczysz. - zamknął na chwile oczy, jakby chciał wymazać coś ze swojej pamięci.
- Skoro to nie ty, to kto? - zapytałam, bawiąc się palcami i próbując nie myśleć na razie o jego słowach, które tak naprawdę mnie ucieszyły.
- Nie mogę powiedzieć. - syknął, zaciskając pięść. Bałam się takiego Justina. Nienawidziłam tej jego strony. Chciałam, żeby opiekuńczy Justin znów wrócił. Żeby chociaż zapytał, jak się czuje.
- Pójdę już. - szepnęłam i wstałam z miejsca.
- Miło było cię zobaczyć. - rzucił, przez co delikatne rumieńce pojawiły się na moich policzkach. Otworzyłam drzwi i wyszłam z powrotem na pusty korytarz. Dostrzegłam znaną mi postać, opartą o ścianę.
- Zayn! - krzyknęłam, podbiegając do chłopaka.
- Rose? Co ty tu robisz? - zapytał, patrząc na mnie z niepokojem i zmarszczył swoje brwi.
- Przyszłam zobaczyć się z Justinem. - mruknęłam, wpatrując się w ziemie.
- Wiesz, że to nie on ? - zapytał po chwili chłopak. Kiedy nic nie odpowiedziałam, dodał. - Wiesz, prawda?
- Nie jestem już niczego pewna. - przyznałam, oblizując językiem swoje wargi.
- Co?! - krzyknął, próbując ukryć narastające w nim uczucie wściekłości.
- Złapali go na miejscu zbrodni. - głośno westchnęłam. - On nawet nie chce powiedzieć, kto to zrobił.. dla mnie sprawa jest jasna. - dodałam, spuszczając wzrok.
- Byłem wtedy u niego, kiedy dostał telefon.. - zaczął, ale odruchowo mu przerwałam.
- Jaki telefon? - zapytałam zaskoczona.
- Zadzwonił do niego Xavier, mówiąc, że miał wypadek i czy Justin może mu pomóc. - mruknął, kątem oka spoglądając na mnie. - Nie powinienem ci tego mówić. - przyznał, odwracając się do mnie plecami.
- Chyba mogę znać prawdę. - szepnęłam, powstrzymując łzy.
- On cię kocha, Rose. - powiedział niespodziewanie Zayn. - I ja wiem, że ty go też kochasz. - dodał po kilku minutach i głośno przełknął ślinę.
- Do czego zmierzasz? - niepewnie podeszłam bliżej do chłopaka, tym samym zmniejszając odległość między nami. Tak, że teraz czułam jego przyśpieszony oddech.
- Jak ty byś się czuła widząc go umierającego? Zostawiłabyś go tam, czy pomogła mu? - zapytał z bólem przesiąkającym przez jego słowa.
- Czemu o to pytasz? - zmarszczyłam czoło i złączyłam usta w wąską linię.
- Odpowiedź! - krzyknął, powodując gęsią skórkę na moim ciele.
- Wiadome jest, że bym mu pomogła. - odpowiedziałam zaskoczona jego bipolarnością.
- To dzięki Justinowi jeszcze żyjesz. - przyznał, chowając ręce w kieszeniach swoich spodni. - Dokonał słusznego wyboru. - powiedział bardziej do siebie, niż do mnie.
- Nie wiedziałam, że to on zadzwonił po pogotowie. - przyznałam, przygryzając swoją wargę.
- Kochasz go? - zapytał, znów odwracając temat. Skinęłam nieśmiało głową i odwróciłam wzrok, żeby już nie patrzeć na Zayna.
- On jest cholernym szczęściarzem. - mruknął, zamykając oczy. - Szkoda tylko, że nigdy nie będziecie razem. - dodał, chowając twarz w dłoniach.
- Co? Czemu? - właściwie to już to wiedziałam od Justina, ale chciałam też usłyszeć co do powiedzenia ma mi Zayn.
- Wyjeżdżamy, kiedy tylko wyjdzie z więzienia. - mruknął. - Justin nigdy tu nie wróci. - dodał, powodują u mnie dziwne ukłucie w sercu. Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami i upadłam bezwładnie na podłogę.


_______________________________________________________________________

Mam dla was smutną wiadomość. Rozdziały będę pojawiały się trochę rzadziej ze względu na to, że piszę teraz dwa blogi. Oczywiście spróbuje dodawać tak, jak dotychczas było, ale nie wiem, czy dam radę. Przepraszam :c <3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 21 - "Do not you remember?"

Justin's POV:

- Co zrobiłeś? - krzyknąłem wściekły do słuchawki. - Okey, zaraz tam będę! - dodałem i szybko wybiegłem na dwór. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon, odjechałem sprzed swojego domu. Po kilkunastu minutach byłem już na miejscu. Zaparkowałem na polnej dróżce i w mgnieniu oka podbiegłem do Xaviera, który czekał na mnie zdenerwowany.
- W końcu jesteś! - krzyknął i podrapał się po karku. - Mam wielki problem. - dodał i popatrzył na mnie przerażony.
- Co się dokładnie stało? - zapytałem i podszedłem bliżej.
- Chodź ze mną! - powiedział i zaczął iść w stronę ulicy. Pokazał na rozbite samochody i odwrócił się w moją stronę.
- O boże.. tam ktoś jest? - byłem w zbyt wielkim szoku, żeby spojrzeć na chłopaka, który kompletnie nie wiedział co robić.
- Dwie dziewczyny. - odparł, na chwilę zamykając oczy. - A co jeżeli je zabiłem? - mruknął ze smutkiem. Xavier jest dobrym człowiekiem i wiedziałem, że nie zrobił tego umyślnie, ale myśl, że mógł zabić człowieka, była przerażająca.
- Musimy to sprawdzić. - powiedziałem, zbliżając się do rozbitych samochodów. Nie były w jakimś tragicznym stanie, więc bez przeszkody można było zobaczyć, czy ktoś tam jest. - To niemożliwe! - krzyknąłem załamany.
- Zabije cię, kurwa! - podbiegłem do chłopaka i pchnąłem go, przez co przewrócić się.
- Stary, co jest? - zapytał zdziwiony moją nagłą zmianą.
- Skurwielu, zabiłeś Rose! - syknąłem, czując nagły napad złości. To było coś strasznego. Nie potrafiłem pohamować łez, które teraz spływały po moich policzkach. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na pogotowie.
Czekając na pomoc, jeszcze raz podszedłem do samochodu i chwyciłem klamkę w celu otworzenia drzwi. Nie miałem wystarczającej siły, żeby to zrobić.
Stałem przy aucie jakieś dziesięć minut. Gdy tylko dostrzegłem nadjeżdżającą karetkę i policję, rozejrzałem się, żeby zobaczyć gdzie teraz jest Xavier, ale nigdzie go nie było. Ten kutas po prostu uciekł.
- Pan Justin Bieber? - zapytał jeden z funkcjonariuszy.
- Tak? - odpowiedziałem niepewnie.
- Proszę za mną! - zapiął moje ręce w kajdanki i zaprowadził do radiowozu.
- Czego ode mnie chcecie? - syknąłem wściekły.
- Jest pan podejrzany o spowodowanie wypadku. - odpowiedział policjant, przez co moje oczy prawie wyskoczyło z oczodołów.
- Że co, kurwa?! - krzyknąłem, akurat wtedy kiedy drzwi się zamknęły, więc nikt mnie nawet nie usłyszał. Ten sukinsyn wpakował mnie w niezłe gówno.


***

Rose's POV:

Obudziłam się cała obolała, próbowałam wstać z łóżka, ale nie dałam rady. Rozejrzałam się po nieznanym mi pokoju. Obok mnie stał mój brat, który miał zamknięte oczy, a na jego policzkach dostrzegłam zaschnięte łzy.
- Płakałeś? - zapytałam ochrypniętym głosem. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Boże! W końcu się obudziłaś. - delikatnie mnie objął. - Tak się cieszę. - dodał i popatrzył  z bólem w moje oczy.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam, nadal wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.
- W szpitalu. - odpowiedział Jacob, odrywając się ode mnie.
- Czemu? - mruknęłam zszokowana.
- Nie pamiętasz? - zapytał charakterystycznie łącząc brwi.
- Nie. - odparłam i pokręciłam przecząco głową.
W tym samym czasie drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł policjant. Jak na zawołanie odwróciliśmy głowy w jego stronę.
- Mógłbym porozmawiać na osobności z panią Blecker? - zapytał i podszedł bliżej mnie.
- Oczywiście. - odparł mój brat. - Trzymaj się. - rzucił i cmoknął mój policzek, po czym wyszedł.
- Jak się pani czuje? - zapytał mnie mężczyzna.
- Lepiej. - przyznałam i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Miała pani ogromne szczęście. Na szczęście złapaliśmy już pierwszego sprawcę. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Mogłabym wiedzieć, jak nazywa się ten człowiek? - zapytałam niepewnie. Chciałam wiedzieć kto to zrobił, ale jakaś część mnie bała się tego co zaraz może usłyszeć.
- Jeszcze nic nie jest pewne. Jak na razie wszystko wskazuje na chłopaka o imieniu Justin Bieber. - odpowiedział, a moje usta same się otworzyły z nie do wierzenia. To był najgorszy koszmar w całym moim życiu.
- Słucham? - nic więcej nie udało mi się powiedzieć. Byłam cała sparaliżowana.
- Coś nie tak? - zapytał zmieszany policjant.
- Wszystko w porządku. - mruknęłam i po chwili dodałam. - Mogłabym się z nim zobaczyć? Proszę, to ważne.


________________________________________________________________________

Przepraszam za ten nudnawy rozdział. Brak weny :/
Dziękuje za dużą liczbę komentarzy przy rozdziale 20! To bardzo wiele dla mnie znaczy <3 
Mam też do was ogromną prośbę.. jeżeli macie taką możliwość to proszę udostępnijcie mojego bloga. Bardzo bym chciała, żeby więcej osób czytało to opowiadanie :)


CZYTASZ=KOMENTUJESZ




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 20 - "I'm tired of accusations"

Chłopak od razu spojrzał na mnie zaskoczony. Otworzył usta, ale nic nie powiedział. Podejrzewam, że był w zbyt wielkim szoku.
- Dziękuje, że nie pozwoliłeś mi wyjaśnić tego od razu, tylko zmieszałeś mnie z gównem. - powiedziałam, z bólem wydostającym się z moim słów. Wstałam z krzesła i powoli ruszyłam w stronę drzwi. Poczułam czyjąś rękę, łapiącą mój nadgarstek. 
- Zaczekaj. - odparł po chwili Josh, ale nie odwróciłam się w jego stronę. - Przepraszam. Ale postaw się w mojej sytuacji. Znikasz bez żadnego słowa, a twój brat mówi mi, że mieszkasz u Biebera. Co miałem sobie pomyśleć? - dodał smutnym tonem. 
- Związek opiera się na zaufaniu. - mruknęłam, czując łzy na moich policzkach i szybko wybiegłam z kawiarni. Na moje nieszczęście przyjechałam tu razem z Joshem, więc nie miałam jak wrócić do domu. Jedyną osobą, z którą jeszcze miałam "jakiś" kontakt, była Amanda. Wzięłam komórkę i wystukałam jej numer.
- Rose? Czemu dzwonisz? - zapytała zdziwiona, moim nagłym telefonem. 
- Proszę, przyjedź po mnie. - mój głos został częściowo stłumiony przez płacz, więc podejrzewam, że trudno było mnie zrozumieć.
- Gdzie jesteś? - powiedziała zmartwiona. Cieszyłam się, że chociaż jedna osoba się o mnie martwi.
- Pamiętasz tą starą kawiarenkę, do której zawszę przychodziłyśmy? - zapytałam, myśląc, że Ami pamięta to miejsce. Nie myliłam się. 
- Zaraz będę. Trzymaj się, kochana. - dopiero teraz zrozumiałam, że wszystko co robiła przyjaciółka, było dla mojego dobra. Byłam głupia, że nie doceniałam tego. Musiałam ją jak najszybciej przeprosić.. nie chciałam jej stracić, tak jak Justina. 
- Rose! - usłyszałam, jak ktoś wypowiedział moje imię, więc natychmiast się odwróciłam. Nie zdziwił mnie widok Josha. - Porozmawiajmy! - dodał, podbiegając do mnie.
- Nie mamy już o czym. - syknęłam wściekła. Myślałam, że on pomoże mi zapomnieć o Bieberze, ale najwyraźniej myliłam się. 
- Wysłuchaj mnie, nie chcę cię stracić! - powiedział błagalnie. Przypomniały mi się słowa, które powiedziałam do Justina i tylko dlatego mu nie odmówiłam. 
- Masz minutę. - mruknęłam, czekając aż zacznie mówić. 
- Kiedy twój brat powiedział mi, że mieszkasz u Biebera naprawdę się wkurzyłem.. ale byłem też smutny. Myśl, że ktokolwiek mógłby mi cię zabrać, jest straszna. Nie wiesz, jak wtedy cierpiałem. Czekałem aż do mnie zadzwonisz, wyjaśnisz mi to, a kiedy ty w końcu to zrobiłaś, ucieszyłem się. Chciałaś się spotkać, więc pomyślałem, że wszystko mi wyjaśnisz. Ale ty powiedziałaś, że musiałaś wyjechać.. a to było kłamstwo! Więc jedyne o czym pomyślałem to zdrada. Sądziłem, że okłamałaś mnie tylko dlatego, że bałaś przyznać się, że spałaś z Justinem. - powiedział szybko i spojrzał na mnie z łzami w oczach. - Proszę, wybacz mi! - dodał, zmniejszając odległość między nami. 
- Muszę to przemyśleć. - rzuciłam i pobiegłam do samochodu, który właśnie podjechał pod kawiarenkę. Wsiadłam do niego w mgnieniu oka.
- Ruszaj. - zażądałam i nerwowo zapięłam pasy.
- Co się dzieje, Rose? - zapytała mnie przyjaciółka.
- Nic. Po prostu mam już dość ciągłych oskarżeń. Każdy zawszę próbuje zwalić wszystko na mnie, kiedy to właśnie ja jestem najbardziej poszkodowana! - krzyknęłam, czując jak zawładnęła mną złość. 
- Ochłoń. - mruknęłam Amanda. - Będzie lepiej, jasne? - odparła, spoglądając chwilowo na mnie.
- Tak. - powiedziałam cicho, uspakajając się. - Przepraszam za wszystko. Brakowało mi cię! - przyznałam, kładąc swoją dłoń na ramieniu przyjaciółki. 
- Mi ciebie też. - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. - Opowiesz mi jak tam było? - zapytała niespodziewanie.
- Gdzie? - próbowałam udawać głupią.
- U Justina, a gdzie indziej? - odparła w stylu nie-rób-ze-mnie-idiotki. 
- Było.. - szukałam odpowiedniego słowa w mojej głowie, ale nic nie przychodziło mi na myśl. 
- Podobało ci się tam? - zapytała jeszcze raz. 
- Tak. Justin naprawdę był dla mnie miły i na każdym kroku mnie pilnował. - przyznałam zgodnie z prawdą.
- Ale wiesz, że nie jest facetem dla ciebie? - znów zadała mnie pytanie. Już trochę zaczęło mnie to wkurzać.
- Czemu niby? - popatrzyłam na nią zaskoczona. 
- Nie mówił ci? - teraz Amanda spojrzała na mnie z nie do wierzeniem.
- Czego? - odpowiadałyśmy pytaniem na pytanie, co już trochę mnie drażniło. 
- Nieważne. - mruknęła i całkowicie skupiła się na drodze.
- Amanda.. - zaczęłam, patrząc na nią. - Powiedź mi do cholery jasnej! - dodałam, a na co moja przyjaciółka cicho westchnęła. 
- On.. - nie zdążyła powiedzieć nic więcej, kiedy samochód z przeciwnego pasa ruchu wjechał prosto na nas.

__________________________________________________________________________

Zaskoczeni? Udało mi się dzisiaj dodać rozdział :)
Dziękuje za wasze komentarze, motywujecie mnie do dalszego pisania i to dzięki wam rozdział jest tak szybko <3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 19 - "I'd like to believe"

- Był tu wczoraj. Powiedział, że się martwi i nawet nie dajesz mu żadnych znaków życia. Rose, on jest twoim chłopakiem. Dziwie się, że do niego nie zadzwoniłaś. - powiedział, kręcąc głową z rozczarowaniem.
- Zapomniałam. - przyznałam, czując ukłucie w sercu.
- Zapomniałaś, że masz chłopaka, czy zapomniałaś do niego zadzwonić? - zapytał, cicho chichocząc. Nic nie opowiedziałam i wstając z podłogi, poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy czyste ubrania oraz bieliznę i ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam na siebie przygotowane ciuchy. Weszłam z powrotem do pokoju i wyjęłam telefon z kieszeni bluzy Justina. Dalej czułam zapach jego perfum, który powodował, że chciało mi się płakać. Myśl, że nigdy więcej go nie zobaczę była nie do zniesienia. Chciałam chociaż w małym stopniu o tym zapomnieć i zadzwoniłam do Josha.
- Rose? - odebrał natychmiast, tak jakby czekał na mój telefon.
- Cześć Josh. - mruknęłam smutno, stresując się tą rozmową, jak nigdy dotąd.
- Gdzie ty byłaś tyle czasu? - zapytał zmartwionym głosem.
- Możemy się spotkać? - nie chciałam mu niczego mówić przez telefon.
- Jasne. Zaraz po ciebie przyjadę. - odpowiedział radośnie.
- Czekam. - rzuciłam i szybko się rozłączyłam. Wzięłam dużą, sportową torebkę i wsadziłam do niej telefon, bluzę - gdyby było później zimno - i portfel. Zarzuciłam ją na ramie i zeszłam z powrotem na dół. Mojego brata już tam nie było, podejrzewam, że poszedł spać albo coś. Wyszłam z domu i usiadłam na wejściowych schodkach, czekając tam na Josha. Kiedy tylko jego samochód pojawił się na naszym parkingu, poczułam dziwne uczucie. To było coś w rodzaju poczucia winy. Wiedziałam, że nie wybaczy mi tego, co zrobiłam, ale jakaś część mnie nadal w to wierzyła.
- To gdzie jedziemy? - zapytałam, kiedy chłopak wysiadł z samochodu. Podszedł bliżej i przykucnął przede mną.
- O boże. Co ci się stało? - zignorował, to o co go zapytałam i zaczął przyglądać się moim raną na ciele.
- To nic takiego. Po prostu jedźmy stąd! - zażądałam, wymigując się od odpowiedzi.
- Okey. Powiesz mi później.. - mruknął Josh i razem ruszyliśmy w stronę auta. Pomógł mi wejść, a sam usiadł od strony kierowcy. Przez całą podróż między nami panowała niezręczna cisza. Żadne z nas nie wiedziało, co zrobić, żeby ją przerwać. Po kilkunastu minutach byliśmy już, koło małej kawiarenki. Nie dziwię się, że pojechaliśmy w to miejsce.. jak byliśmy jeszcze w gimnazjum, zawszę przychodziliśmy tu z Joshem i Amandą. Naprawdę brakuje mi tamtych czasów.
Bez słowa wysiadłam z samochodu i czekałam aż chłopak zrobi to samo. Razem weszliśmy do budynku i zajęliśmy stolik przy oknie.
- Co byś chciała zamówić? - zapytał Josh, jednocześnie przerywając tą długą ciszę.
- Wodę. - mruknęłam, odwracając wzrok, żeby na niego nie patrzeć.
- Okey. -  chłopak poszedł na chwilę, żeby złożyć zamówienie. Miałam trochę czasu, żeby napisać wiadomość do Amandy.

Od Rose do Amandy:
"Możemy się później spotkać? To ważne."

Bałam się, że mi odmówi, bo po naszym ostatnim spotkaniu, nie zdziwiłabym się wcale. Ale szczerzę mówiąc, brakuje mi mojej przyjaciółki. Jakkolwiek to banalnie brzmi, jest jedyną osobą, która może mnie zrozumieć. I tylko ona wie, kim tak naprawdę jest Justin. Akurat kiedy do stolika podszedł Josh z naszym zamówieniem, mój telefon za wibrował.

Od Amandy do Rose:
"Jasne. Musimy sobie wyjaśnić kilka spraw."

W głębi duszy czułam niepokój, ale cieszyłam się, że zgodziła się na spotkanie.

- Opowiesz mi teraz co się stało? I czemu cię nie było tyle czasu? - zapytał niespodziewanie chłopak, wyrywając mnie z zamyśleń.
- Jaa.. - zaczęłam, nie wiedząc czy mówić mu prawdę, czy zwyczajnie go okłamać. - musiałam wyjechać. - dodałam, biorąc łyk wody.
- Wiesz, chciałbym ci wierzyć. - powiedział, przez co popatrzyłam na niego zdziwiona. - Ale na szczęście twój brat opowiedział mi wszystko zgodnie z prawdą. - syknął, a ja właśnie w tym momencie chciałam zabić Jacoba.
- Co on ci powiedział? - zapytałam przerażona faktem, że Josh zna całą prawdę.
- Że mieszkałaś u Justina. - rzucił zły i spojrzał na mnie z bólem. - Zdradziłaś mnie, Rose. - w jego oczach pojawiły się łzy, a mnie totalnie zamurowało. To przecież było kłamstwo!
- Co?! Chyba sobie żartujesz.. - odparłam, kiwając głową z nie do wierzenia.
- Sądzisz, że ci uwierzę? Po tym jak ciągle cię z nim widywałem. - powiedział, na chwilę zamykając oczy, jakby chciał coś wyrzucić ze swoich myśli. - Ciągle mam przed oczami, was razem.. obściskujących się. - dodał z bólem i dopiero wtedy dostrzegłam, że płakał.
- Chcesz znać całą prawdę? - mruknęłam i nie czekając na odpowiedź, dodałam. - Masz rację, mieszkałam u Justina.. ale tylko dlatego, że on mnie porwał!


________________________________________________________________________

Rozdział byłby wczoraj, ale coś się stało z moim laptopem :cc Przepraszam, że taki krótki, ale chciałam go jak najszybciej dodać.
Dziękuje za wszystkie komentarze, jesteście kochani <3 Jeżeli ktoś jeszcze chciałby być informowany o nowych rozdziałach, niech napiszę w komentarzu :)


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 18 - "I never forget about you"

Kiedy staliśmy przez chwilę w niezręcznej cichy, czułam, jak coś zabija mnie od środka. Byłam tak strasznie głupia, że powiedziałam mu o swoich uczuciach. Szybko się odwróciłam i pobiegłam po schodach do sypialni. Mogłam się domyślić, że on mnie nie kocha, po tym jak kazał mi się stąd wynosić, nie podając mi sensownego powodu. Bo coś w stylu "to niebezpieczne" nie jest powodem.
Rzuciłam się na łóżko, myśląc o tym, co będzie dalej. Nie chce stracić Justina. Nawet jeżeli on mnie nie kocha, to możemy być chyba przyjaciółmi. Przykryłam się kołdrą i wytarłam ręką, mokre policzki. Moje powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu zasnęłam.


***


Powoli otworzyłam swoje oczy, przyzwyczajając je do światła. Wstałam z łóżka i otworzyłam szeroko okno w pokoju. Spojrzałam na swoje odbicie lustrzane i szczerze mówiąc zamarłam. Miałam mocno podkrążone oczy, a bez makijażu wyglądałam fatalnie. Nadal widziałam rany, wszystkie wspomnienia powracały. To był jakiś koszmar, ale najbardziej bolało mnie odrzucenie Justina. To boli tak jakby ktoś wbił ci nóż w serce, dosłownie. Usiadłam na parapecie i jak zawszę wpatrywałam się w spokojną dzielnicę. Wciąż  nie wiedziałam co to za miejsce, ale strasznie mi się podobało. Najbardziej lubiłam patrzeć na małą działkę, położoną blisko domu Justina. Przypominała trochę "tajemniczy ogród". Nie wiedziałam do kogo ona należała, bo nikt w niej nie przebywał. Dziwiło mnie to, bo jakbym miała taki "ogród", przesiadywałabym w nim non-stop. Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to był Justin, więc mój żołądek boleśnie się ścisnął. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
- Rose.. - zaczął Justin, ale natychmiast mu przerwałam.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytałam, bojąc się, że powie coś takiego jak "przykro mi, ale ja cię nie kocham". Nie chciałam słyszeć tych słów w ust Justina.
- Co? - odparł zaskoczony.
- Przecież chciałeś, żeby wróciła do domu. - powiedziałam, z nadzieją, że jednak będzie chciał, żebym została.
- No tak, ale.. - znów mu przerwałam.
- Przepraszam za wczoraj. Jestem głupia. - przyznałam, spuszczając głowę w dół.
- Wcale nie. To było.. słodkie! - odparł po chwili Justin, a uśmiech sam wkradł się na moją twarz.
- Na prawdę? - zapytałam szczęśliwa i jednocześnie smutna, bo nadal nie usłyszałam od chłopaka, że mnie kocha.
- Tak. Ja też czuje coś do ciebie. Ale to nie zmienia faktu, że nie możemy się spotykać. I chociaż nie wiem, jak bardzo bym chciał, to nie mogę nic na to poradzić. - przyznał smutny.
- Na pewno jest jakieś rozwiązanie. Proszę, nie zostawiaj mnie! - mruknęłam, łapiąc jego dłoń.
- Będę czekał w samochodzie. - odszedł ode mnie i poszedł z powrotem na dół. Znów zaczęłam płakać. Dość często mi się to zdarzało. Wzięłam swój telefon i zarzuciłam na siebie bluzę Justina. Nadal byłam w samej bokserce, bo nie miałam tu swoich ciuchów. Otworzyłam drzwi i powoli zaczęłam stąpać po schodach. W salonie już nikogo nie było, podejrzewam, że Jus jest już w aucie. Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi i ruszyłam w stronę pojazdu. Zastałam w nim siedzącego Justina, który rozmawiał z kimś przez telefon. Wsiadłam od strony pasażera z przodu i zapięłam pasy. Chłopak widząc to natychmiast się rozłączył.
- Coś nie tak? - zapytałam, kiedy Justin mi się wpatrywał.
- Nie, nic. Po prostu będzie mi cię brakowało. - przyznał, dalej patrząc na mnie.
- Proszę, nie mów już nic. To nie jest dla mnie łatwe. - powiedziałam, z trudem powstrzymując łzy. Bieber odpalił silnik i wyjechał z przed domu.
- A sądzisz, że dla mnie jest? - mruknął po chwili i zacisnął mocniej swoje dłonie na kierownicy.
- Jakby nie było, to nie pozwoliłbyś mi odejść. - odparłam z bólem. On nawet nie wiedział, jak się właśnie czułam.
- To jest skomplikowane. - przyznał i cicho westchnął.
- Nie, Justin. To nie jest skomplikowane. Nawet nie chcesz dać mi konkretnego powodu. - powiedziałam wkurzona i spojrzałam na okno w samochodzie.
- Czy ty kurwa nie rozumiesz, że możesz zginąć? - zapytał jednocześnie ze smutkiem i złością.
- Co?
- Wolę, żebyś była szczęśliwa z kimś innym, niż żeby cię zabili przeze mnie. - przyznał, waląc ręką w kierownicę. - Nie jestem dobrym człowiekiem, zrozum to. - dodał, kątem oka spoglądając na mnie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc po prostu milczałam. Po kilku minutach byliśmy już koło mojego domu.
- Nigdy o tobie nie zapomnę, Justin. - mruknęłam, wycierając niechciane łzy, które wydostawały się z moich oczów.
-  Ja o tobie też. - wysiadł z samochodu, a ja wysiadłam zaraz po nim.
- Ale wiesz.. jeszcze będziesz musiał tu wrócić, bo przecież mam twoje ubrania na sobie. - powiedziałam, na co cicho zachichotał.
- Chodź tu do mnie. - nakazał, na co powoli podeszłam do niego. - Przytulisz mnie? - zapytał słodko, przez co prawie się rozpłynęłam.
- Jasne. - zaśmiałam się cicho, wycierając ostatnią łzę i mocno objęłam chłopaka. Odwzajemnił uścisk i schował swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi. - Już pójdę. - mruknęłam zawiedziona i szybko oderwałam się od chłopaka. Pomachałam mu ręką i ruszyłam w stronę drzwi. Nie odwracałam się, bo nie chciałam widzieć Justina, który jeszcze bardziej złamałby moje serce. Słyszałam tylko, jak samochód odjechał z piskiem opon. Coraz trudniej mi się oddychało, przez płacz. Chwyciłam klamkę i cicho otworzyłam drzwi. Weszłam do środka i zapaliłam światło w korytarzu. Rzuciłam się na podłogę i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Jeżeli był tu Jacob, to na pewno mnie słyszał. Nie myliłam się.
- Rose? Boże, co ci się stało? - zapytał zmartwiony i wściekły. Podszedł do mnie i objął moje delikatne ciało.
- On.. - zaczęłam, ale nie dał  mi dokończyć.
- Zabiję sukinsyna! - krzyknął i zacisnął mocno pięść.
- Nie! On nic nie zrobił. - dodałam, ale wcale go to nie uspokoiło.
- Nie kłam. Amanda opowiadała mi o nim wiele rzeczy, to nie jest chłopak dla ciebie. A tak właściwie to Josh o ciebie pytał. - syknął, odrywając się ode mnie.
- Co?! - zapytałam zaskoczona. Kompletnie zapomniałam o Joshu! Jestem totalną idiotką. Proszę, zabijcie mnie.

__________________________________________________________________________

Dziękuje za komentarze do poprzedniego rozdziału. Jak już pewnie wiecie, nadal będę pisała bloga! Dziękuje też, że dzięki wam mam więcej chęci, żeby to robić. Następny rozdział pojawi się jutro albo w niedzielę <3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 17 - "I do not want to lose you"

Wystraszona znów weszłam do sypialni i zamknęłam za sobą drzwi. Byłam trochę głodna, ale bałam się zejść teraz na dół. Przecież nie wiedziałam, czy był tam nadal Justin.
Otworzyłam okno i wychyliłam przez nie głowę. Zimne powietrze uderzyło we mnie z niewiarygodną siłą. Rozejrzałam się po okolicy i nasłuchiwałam wszystkiego, byle tylko dowiedzieć się co się przed chwilą stało. Na dole zobaczyłam odjeżdżający samochód.. ale nie był on Justina. Właściwie to nie wiedziałam do kogo należał. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Zamknęłam z powrotem okno i usiadłam na brzegu łóżka. Przez chwilę wpatrywałam się w ścianę, aż w końcu sobie o czymś przypomniałam.
- Telefon. - mruknęłam sama do siebie i ruszyłam w stronę łazienki. Weszłam do środka i lekko odsunęłam szafkę. Wyjęłam z niej swoją komórkę i wystukałam numer Jacoba.
- Rose? Gdzie ty jesteś? - odezwał się po chwili mój brat.
- Nieważne. Nie martw się o mnie, jestem bezpieczna. Nie wiem kiedy wrócę. Proszę cię tylko, żebyś nic nie mówił rodzicom. - powiedziałam jednym tchem i czekałam na jego reakcję.
- Jesteś u niego. - odparł z narastającym gniewem.
- Co? - zapytałam zaskoczona, bo skąd niby on to wiedział.
- Masz telefon, który zostawiłaś u niego. Nie rób ze mnie głupiego. Sądziłaś, że się nie domyślę? Myślałem, że jesteś mądrzejsza. - odparł z pogardą i mogłam sobie wyobrazić jego minę.
- To nie twoja sprawa. - syknęłam i natychmiast się rozłączyłam.
Wyszłam z łazienki i oparłam się o ścianę w sypialni. Podskoczyłam, kiedy ktoś cicho zapukał do drzwi.
- Rose? - usłyszałam męski głos.
- Tak? - odpowiedziałam niepewnie, dalej stojąc koło ściany.
- Mogę wejść? - zapytał chłopak ze smutkiem. Nic nie odpowiedziałam i podeszłam do drzwi, otwierając je.
- Coś się stało? - odparłam patrząc w oczy Justina. Były pełne bólu i zakłopotania. Wiedziałam, że miał jakąś złą wiadomość.
- Możemy pogadać? - zapytał, siadając na łóżku. Skinęłam nieśmiało głową i usiadłam obok niego, czekając aż zacznie mówić. - Przejdę od razu do rzeczy. - odwrócił wzrok i przełknął głośno ślinę. - Nie możemy się już spotykać, nigdy. - powiedział, chowając twarz w dłoniach. Moje oczy powiększyły się z nie do wierzenia i dotknęłam ręką jego ramienia.
- Co? Czemu?! - zapytałam jednocześnie zła i smutna.
- Dla twojego bezpieczeństwa. Idź już lepiej spać, jutro odwiozę cię do domu. - wyszedł z sypialni i zeszedł po schodach na dół, pozostawiając mnie kompletnie zaskoczoną. Wybiegłam za nim i kiedy stałam na pierwszym schodku, on odwrócił się w moją stronę.
- Po co za mną przyszłaś? - zapytał, raniąc mnie każdym kolejnym słowem. Nie poznawałam go, to nie był ten sam kochany Justin.
- Chce porozmawiać. - rzuciłam, patrząc na swoje bose stopy.
- Nie mamy już o czym. - odparł i usiadł na kanapie.
- Właśnie, że mamy. O co ci do cholerny chodzi? Najpierw za wszelką cenę chciałeś, żebym była przy tobie, a teraz tak nagle się mnie pozbywasz? - syknęłam wściekła, a pojedyncza łza spłynęłam po moim policzku. Na szczęście Justin jej nie widział, bo nawet nie patrzył na mnie.
- Robię to kurwa dla twojego bezpieczeństwa. Zrozum to w końcu. Sądzisz, że dla mnie jest łatwo pozwolić ci odejść? - zaczął i popatrzył na mnie ze łzami w oczach. - Niepotrzebnie w ogóle cię w to wplątywałem. Jestem totalnym idiotom. - dodał i oparł swoją głowę na łokciach, które spoczęły na jego kolanach.
- Justin.. - mruknęłam, chcąc go pocieszyć, ale nie dał mi nawet tego zrobić.
- Spieprzyłem wszystko. Jak zawszę. To wszystko co dzisiaj się stało było moją winą. Ten sukinsyn przeze mnie cię zgwałcił. To przeze mnie cierpisz.. przeze mnie. A ja jak zwykle próbuje zrzucić winę na kogoś innego. - powiedział, zakrywając twarz swoimi dłońmi. Możliwe, że chciał ukryć łzy, ale nie mogłam tego zobaczyć.
- To nieprawda. Wmówiłeś sobie to wszystko. - usiadłam obok niego na kanapie i położyłam swoją rękę na jego kolanie.
- On zrobił ci krzywdę, tylko dlatego, że ja cię w to wplątałem. Chciał się zemścić na mnie, wykorzystując do tego ciebie. Dalej kurwa nie widzisz, że jestem wszystkiemu winien? - zapytał retorycznie i zrzucił moją rękę ze swojego kolana.
- Nie pozbędziesz się mnie. Nie tak łatwo Justin. - ostrzegłam go i wstałam z kanapy.
- Ale.. - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie chce cię stracić. Nie ciebie. - wyrzuciłam to, co chciałam mu powiedzieć już wcześniej.
- Ale czemu? - zapytał zaskoczony i jednocześnie spojrzał na mnie. Chciałam iść, ale złapał mocno moją rękę. - Powiedź. - odparł zachęcająco, na co odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Bo cię kocham Justin. - mruknęłam, czując jak moje policzki robią się mokre. To wyznanie chyba było nie w porę.


___________________________________________________________________________

Postanowiłam, że jednak dalej będę pisała tego bloga, tylko proszę was o komentarze do rozdziałów, bo nie wiem czy ktoś to czyta i nawet nie mam zachęty do pisania następnych rozdziałów. Przepraszam, że rozdział tak późno, ale nie było mnie w domu przez cały dzień. Chciałabym też zrobić nowy thriller do bloga, a akurat mam taką możliwość, bo mam nowy program do robienia filmików :)
Jak macie jakieś pytania, to zadawajcie je tutaj: http://ask.fm/Justiwia <3



CZYTASZ=KOMENTUJESZ

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

DO CZYTAJĄCYCH!

Chciałam wam napisać, że zastanawiam się nad zawieszeniem bloga. Nikt tego nie czyta, ani nie komentuje, więc piszę to praktycznie tylko dla siebie. Jeżeli czytasz moje opowiadanie, to skomentuj tego posta, żebym wiedziała, że mam dla kogo pisać dalej. Rozdział 17 miał być dzisiaj, ale skoro nikt by go nie przeczytał, tak jak 16, to nawet nie pisałam :/

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 16 - "Are you okay?"

Justin's POV:

Poszedłem z Zaynem do miejsca, w którym czekała Rose. Szczerze mówiąc, to zdziwiło mnie to, że tu była. I skąd wiedziała, że tu będziemy? To przecież cholernie niebezpieczne.
Z wielkiego magazynu dobiegły do mnie krzyki, więc zacząłem szybko biec. Bałem się, że coś mogło się jej stać. Zayn biegł tuż za mną. Wszedłem do budynku pierwszy, trzymając w ręku pistolet.
- Witaj Bieber! - krzyknął z satysfakcją Tyler. Wstał z ziemi, ukazując mi widok zapłakanej Rose.
- Co jej zrobiłeś kutasie?! - syknąłem, zaciskając zęby. Miałem ochotę roztrzaskać na milion kawałków jego pieprzony łeb.
- My tylko fajnie się bawiliśmy. Prawda suko? - odwrócił się do Rose i dotknął dłonią jej policzka. Nie czekając dłużej, rzuciłem się na niego, okładając go pięściami. Poczułem czyjeś ręce, które odciągały mnie od tego frajera.
- Zabijesz go! - krzyknął Zayn. Właściwie to chciałem go zabić, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Mam pewne zasady. Wstałem i nie zwracając uwagi już na nic, ruszyłem w stronę skulonej dziewczyny.
- O boże! - szepnąłem, zakrywając ręką, usta. Rose spojrzała na mnie, nadal płacząc.
- Przepraszam. - mruknęła, chowając twarz we włosach.
- Co? To ja przepraszam. To przeze mnie.. - zacząłem, ale dziewczyna mi przerwała.
- Nie przejmuj się mną. Przepraszam za tą szopkę w centrum. Zachowałam się jak suka.-  łkała, próbując zakryć swoje nagie ciało.
- Nie myśl o tym, nic się przecież nie stało. Chodź, zabiorę cię stąd - wyciągnąłem dłoń w jej stronę, ale nie chwyciła jej. - Idziesz?- zapytałem zaskoczony.
- Wstydzę się. - spojrzałem na nią i przelotnie się uśmiechnąłem.
- Dam ci moją bluzę. - zdjąłem z siebie ubranie i podałem je Rose.
- Odwróć się. - mruknęła, robiąc się czerwona. Zaśmiałem się cicho i zrobiłem, to co chciała.- Już. - odparła, z trudem wstając.
- Boli cię? - wypaliłem, nie mając nawet pojęcia, jak mogły głupio brzmieć moje słowa.
- Trochę. - powiedziała cicho, a włosy zakryły jej zarumienioną twarz. Do końca życia będę obwiniał się, za to co ten kutas jej zrobił. Powinienem być wtedy przy niej. Ma szczęście, że go nie zabiłem.
Kiedy byliśmy już koło mojego samochodu, otworzyłem drzwi dla Rose i pomogłem jej wsiąść. Sam wsiadłem na miejsce kierowcy. Zadzwoniłem do Zayn'a.
- Halo? - odebrał po kilku sygnałach.
- Szybko chodź do samochodu. Zaraz jedziemy. - powiedziałem, rozłączając się.
Spojrzałem na Rose, która patrzyła w okno, wycierając łzy, które ciekły po jej policzkach. Pamiętam jak kiedyś uratowałem ją już przed gwałtem, a teraz nie dałem rady. Jestem do niczego. Nie zdziwię się, jeżeli ona będzie mnie nienawidzić.
- Wiedz, że to nie była twoja wina. - odparła Rose, rozszyfrowując moje myśli. Odwróciłem wzrok i kiedy miałem już coś powiedzieć, do samochodu wsiadł Zayn.
- Cześć. - rzucił i rozwalił się na siedzeniach.
- Dłużej się nie dało? - zapytałem rozdrażniony, ruszając z piskiem opon.
- Musiałem odwalić za ciebie całą robotę. - odparł, przewracając oczami.
- Przepraszam bardzo, że musiałem pomóc Rose. - syknąłem, zaciskając ręce na kierownicy. Nic już nie odpowiedział.
- Rose? - zapytał Zayn, patrząc na nią.
- Tak? - odparła niepewnie i wytarła ostatnie łzy.
- Wszystko w porządku? - zapytał delikatnie, ale ona mu nie odpowiedziała. Widać było, że cierpi.. i to wszystko moja wina. Jak zwykle zawodzę ludzi.
Resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Rose ciągle patrzyła w okno, nawet na moment nie odwracając się w moją lub Zayn'a stronę.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedziałem i pierwszy wysiadłem z samochodu. Poszedłem pomóc wysiąść Rose. Wszyscy razem ruszyliśmy w stronę drzwi mojego domu.
- Odwieziesz mnie do domu? - zapytała nieśmiało dziewczyna.
- Chcesz teraz tam wracać? - zdziwiłem się i spojrzałem na nią, unosząc brwi. Pokiwała przecząco głową i weszła do środka. Pewnie nie była pewna, czy może spać tutaj. Myślała, że jestem na nią zły.
- Gdzie będę spała? - znów zadała mi pytanie.
- W mojej sypialni, a ja będę spał w salonie. - odparłem, unosząc kąciki swoich ust.
- Ale.. - zaczęła, ale szybko jej przerwałem.
- Żadnych "ale". Musisz odpocząć. Idź już na górę. - pokazałem ręką na schody i obserwowałem, jak dziewczyna powoli po nich stąpa. Kiedy już zniknęła z mojego wzroku, spojrzałem na Zayn'a.
- Już po wszystkim? - zapytałem zaciekawiony i dostrzegłem smutek w jego oczach. Coś musiało pójść nie tak.

Rose's POV:

Weszłam do sypialni Justina i opadłam obolała na łóżko. Łzy zaczęły napełniać moje oczy, a po chwili znalazły się na moich policzkach. To był najgorszy dzień w całym moim życiu. Byłam głupia, że w ogóle tam poszłam.
Wstałam powoli z łóżka i udałam się do łazienki. Ściągnęłam bluzę, która okrywała moje nagie ciało i weszłam pod prysznic, puszczając gorącą wodę. Wtarłam we włosy szampon i szybko go spłukałam. Wzięłam ręcznik i wytarłam delikatnie ciało, uważając na rany i obolałe miejsca. Spojrzałam na siebie w lusterku. Wyglądałam jak gówno. Moje oczy były spuchnięte i czerwone, a usta sine. Bałam się, że kiedy tylko spojrzę w lustro zawszę będę widzieć ten widok, zawszę będę o tym pamiętać. To było coś strasznego.
Ostrożnie otworzyłam drzwi i z powrotem weszłam do sypialni. Byłam całkowicie naga, bo nie miałam żadnych swoich ubrań. Zajrzałam do szafy Justina i wyjęłam z niej białą bokserkę, która na mnie wyglądała jak sukienka. Szybko ją na siebie włożyłam, nie miałam żadnych majtek, więc musiałam na razie być tylko w tym. Usiadłam na parapecie i spojrzałam przez okno. Nocne widoki są piękne. Siedziałam tak wpatrzona kilka minut, kiedy do moich uszów dobiegły krzyki. Zaskoczona zeskoczyłam z parapetu i wbiegłam na schody.
- Justin? - krzyknęłam wystraszona, a nogi zaczęły się pode mną uginać, kiedy ktoś strasznie głośno trzasnął drzwiami.


____________________________________________________________________________

Tak, wiem. Rozdział miał być wczoraj i możecie mnie zabić.. zawaliłam :c
Przepraszam was bardzo :/  Za to jutro dodam kolejny rozdział.
Dziękuje za wszystkie komentarze do poprzedniego rozdziału. Kocham was <3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 15 - "Wonderful revenge"

- O niczym. - szybko odpowiedziałam. Spojrzał na mnie podejrzliwie i przybliżył się jeszcze bardziej. Oparł się o jedno z krzeseł.
- Przecież słyszałem. - przymrużył oczy. - Co się dzieje? - zapytał zmartwiony. Chciałam coś powiedzieć, ale Amanda mnie wyprzedziła.
- Rozmawialiśmy o zaginięciu Rose. - przyznała, a ja rzuciłam jej wkurzone spojrzenie.
- Może więcej szczegółów? - mruknął Jacob. Jego wzrok przeszywał mnie już na wylot.
- Wiemy kto to zrobił. Nawet znam tego chłopaka. - odparła Amanda, kiwając powoli głową.
- Zamknij się! - krzyknęłam wkurzona. Jacob teraz spojrzał na moją przyjaciółkę.
- Jak nazywa się ten chłopak? - zapytał, zaciskając pięść.
- Justin Bieber. - szepnęła, unikając mojego wzroku. Walnęłam się ręką w czoło i momentalnie wstałam z krzesła.
- Właśnie udowodniłaś jak można ci ufać. - wyrzuciłam ręce w powietrze i chciałam wyjść z pomieszczenia, ale mój brat chwycił mocno moją rękę.
- Kurwa, Rose! My chcemy ci tylko pomóc. Nie zachowuj się jak suka. - syknął wkurzony. To było już przegięcie.
- Nie potrzebuje waszej pomocy. - mruknęłam, wypuszczając pojedynczą łzę. - Justin dbał o mnie. - zaczęłam, biorą głęboki oddech. - Nie dałby mnie nikomu skrzywdzić, a wy mnie ciągle krzywdzicie. Żałuje, że pozwoliłam mu odejść. - dodałam, szybko wybiegając z domu. Na dworze było już ciemno i strasznie zimno. Pobiegłam tam gdzie kiedyś, kiedy spotkałam tajemniczą postać. Teraz wiem już, że był to Justin. Miałam tylko nadzieje, że dzisiaj znów tam będzie.Oparłam się o ten sam mur i rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zobaczyłam. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.
- Zjebałaś wszystko, Rose! - mruknęłam do siebie. Justin był dla mnie taki kochany - pomijają fakt, że mnie porwał - a ja byłam dla niego taką suką. Ktoś powinien mnie za to zabić.
Wstałam powoli z miejsca i poszłam uliczką, w której nigdy nie byłam.
Dostrzegłam niedaleko jakieś budynki i postanowiłam do nich podejść. Zobaczyłam, że w jednym były powybijane okna, więc musiał być opuszczony. Skoro nikogo tam nie ma, to mogę tam wejść. Nie zastanawiając się dłużej, weszłam powoli do środka. Wewnątrz było pełno gruzu i szkieł. Ruszyłam do samego końca tego "magazynku" - o ile mogę to tak nazwać. Na ścianie była wielka plama krwi. Odskoczyłam do tyłu, widząc to i podbiegłam do drzwi, którymi weszłam. Były zamknięte, a ja pozostawiłam je otwarte. Moje nogi zaczęły się uginać, kiedy usłyszałam dziwne krzyki i postanowiłam schować się za jedną z ocalałych ścian. Skuliłam się w jej rogu i zaczęłam trząść się ze strachu.
Ktoś mocno kopnął drzwi, jednocześnie wyważając je. Wyjrzałam ostrożnie, czy nikt tu nie wszedł. Wtedy poczułam przedmiot zbliżający się do mojej głowy. Zamknęłam oczy i głośno przełknęłam ślinę. Postanowiłam ich nie otwierać, nie chce widzieć osoby, która zaraz mnie zabije.
- Błagam. - wyszeptałam. - Nie. - mój głos całkowicie się załamał, a ja zaczęłam głośno szlochać.
- Rose? - zapytał łagodnie głos mężczyzny, odciągając pistolet od mojej głowy. Powoli otworzyłam oczy.
- Zayn? Co ty tu robisz? - zapytałam totalnie zaskoczona, jednocześnie dziękując Bogu, że po raz setny ratuje mi tyłek.
- Chyba powinienem spytać o to ciebie. - odparł, pomagając mi wstać.
- Jest z tobą Justin? - mruknęłam, rozglądając się dookoła.
- Tak. - powiedział, spoglądając na mnie jak na idiotkę. - Czemu pytasz? - uniósł swoje brwi ze zdziwienia.
- Muszę mu coś powiedzieć. Zaprowadzisz mnie do niego? - zapytałam, przyglądając się chłopakowi. Dopiero teraz dostrzegłam w jakim jest stanie. - Boże! Co ci się stało? - wypaliłam, przykładając jedną rękę do ust, które otworzyły się, kiedy zobaczyłam rany na jego ciele.
- Nic. - wzruszył ramionami. - Muszę iść. Zostań tu na chwilę, przyjdę po ciebie później z Justinem. - odparł, odpychając mnie na bok.
- Czemu nie mogę iść? - zapytałam smutna. To wszystko było dziwne.
- To niebezpieczne. Zostań tu! - zażądał surowo, wychodząc z pomieszczenia.
Słyszałam strzały i głośne wrzaski. Bałam się, że coś się stało dla Justina. Postanowiłam wyjrzeć przez okno, a raczej miejsce, w którym kiedyś było. Zamiast zobaczyć coś ciekawego, zyskałam spojrzenia strasznych mężczyzn. Natychmiast zaczęłam uciekać od okna, ale na moje nieszczęście jeden facet wszedł do środka.
- Chodź do mnie laleczko! Przecież nic ci nie zrobię. - mruknął, fałszywie się uśmiechając. Był bardzo wysoki i muskularny, a na dodatek czarny. Nie to, że mam coś do Murzynów, ale wydają się być straszni. Powoli stąpałam do tyłu, aż w końcu zetknęłam się ze ścianą. Mężczyzna wykorzystując okazję, podszedł do mnie i mocno złapał moje włosy.
- Jesteś jedną z suk, Biebera? - zapytał wkurzony.
- Puść mnie. - odparłam, płacząc z bólu i strachu. Zaśmiał się bezczelnie, puszczając moje włosy. Upadłam na podłogę, głośno szlochając.
- Uspokój się! - zażądał i kopnął mnie w brzuch, na tyle mocno, że plunęłam krwią. Skuliłam się z bólu i spojrzałam na niego błagalnie. - Nie bój się. Nie zabije cię teraz. Wolałbym, żeby Bieber to widział. To będzie wspaniała zemsta. - powiedział, uśmiechając się na samą myśl o swoim planie.
- Proszę, nie. - mruknęłam, kiwając powoli głową. Jak zwykle zaśmiał się na moje słowa i przykucnął koło mnie.
- Masz rację. - zaczął. - Najpierw muszę się jakoś tobą nacieszyć. Już mam pomysł na fajną zabawę. - zakpił, obrzydliwie oblizując usta. Mogę już pożegnać się ze swoim życiem.

_________________________________________________________________________

I jak podobał wam się rozdział? 
Jest już ponad 3000 wejść na bloga. Dziękuje bardzo. Jesteście mega kochani <3
Następnego rozdziału spodziewajcie się w sobotę, bo jutro nie będzie mnie cały dzień w domu :/
Jeszcze raz dziękuje :)



CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 14 - "I come back for you"

- Miało być bez scen! - syknął przez zaciśnięte zęby. - Czy jesteś aż taka głupia, żeby tego nie zrozumieć? - zapytał retorycznie Justin.
- Tam był mój brat! - krzyknęłam wściekła, próbując zeskoczyć z jego rąk.
- Biegnie za nami? - zapytał, przyśpieszając. Byliśmy już prawie koło drzwi wyjściowych.
- Nie wiem. - odpowiedziałam, złośliwie się uśmiechając. - Wypuść mnie! - krzyknęłam, żeby więcej osób mogło mnie usłyszeć.
- Zamknij się. - mruknął zły, przez co zaczęłam się go bać.
- Pomóżcie mi! - wrzasnęłam, na co ludzi obrócili się w naszą stronę. Jedni uciekali od Justina, drudzy zaczęli wydzwaniać - podejrzewam, że na policję. W dali dostrzegłam także, biegnącego za nami Jacoba. Cieszyłam się, że go widzę.
- Rose, coś ty zrobiła! - syknął Justin z jadem wydostającym się z jego słów. - Wrócę po ciebie. - odparł i rzucił mnie na zimną podłogę w centrum. Widziałam tylko, jak wsiada do samochodu i odjeżdża. Leżałam chwilę obolała, wiele osób do mnie podeszło, pytając czy mogą jakoś pomóc.
- Boże.. Rose! - sapnął zdyszany Jacob, a na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Fajnie cię znowu widzieć. - podniosłam się i mocno w niego wtuliłam. Rzadko kiedy aż tak bardzo cieszy mnie jego widok.
- Dobrze, że nic ci nie jest. Gdzie jest ten sukinsyn? - syknął wściekły. Wiedziałam, że to jeszcze się nie zakończy, ale nie chciałam mu tego mówić, więc po prostu go okłamałam.
- Pojechał do domu. Dał mi spokój. - wymusiłam uśmiech i złapałam mojego brata za rękę. - Możemy już wrócić do domu. Tęsknie za wszystkimi. - zaśmiałam się, a mój brat skinął głową i poprowadził mnie do wyjścia. Wiedziałam, że Justin wróci, ale chciałam nacieszyć się chwilą.
Jacob otworzył mi drzwi do samochodu, po czym sam wsiadł od strony kierowcy.
- Nikt cię tam nie skrzywdził? - zapytał, nadal się martwiąc i popatrzył głęboko w moje oczy.
- Nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Nie było tam aż tak źle, ale zdecydowanie tęsknie za moim starym domem. - przyznałam, przez co się roześmiał.
- Zabrali ci telefon? Ciągle do ciebie dzwoniłem. - przyznał, wyjeżdżając z parkingu.
- Nie. Po prostu.. - właśnie sobie coś przypomniałam. - O boże.. zostawiłam go tam. - przełknęłam głośno ślinę i zbladłam na myśl, że mój telefon jest dalej w tym cholernym domu Justina.
- Nie przejmuj się. Odzyskam go. - powiedział, a ja domyśliłam się, że obmyślił jakiś plan. Ciekawiło mnie co chce zrobić, ale wolałam nie pytać. Może dlatego, że by mi nawet nie powiedział. Nie wiem. Po prostu lepiej będzie jak teraz nie będę o nic wypytywać związanego z tym moim "porwaniem".
- A co tam u rodziców? - zapytałam, próbując odwrócić temat.
- Wszystko dobrze. Nic nie wiedzieli o twoim zaginięciu. Okłamałem ich, że pojechałaś na wycieczkę. Wiesz, nie chciałem ich martwić. - przyznał, parkując samochód koło naszego domu. Szybko dojechaliśmy.
- Jak bardzo za tym tęskniłam. - wysiadłam i natychmiast podbiegłam do drzwi. - Nawet nie wiedziałam, że można tak tęsknić za domem. - zachichotałam, a mój brat przekręcił klucz w drzwiach. Natychmiast weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Pójdę się odświeżyć. - powiedziałam i ruszyłam po schodach na górę. Wzięłam ze swojej szafy czystą bieliznę, luźną koszulkę i spodnie dresowe. Poszłam z rzeczami do łazienki. Odkręciłam gorącą wodę i wskoczyłam pod prysznic. Na rękę nałożyłam trochę żelu i roztarłam go po całym ciele. We włosy wtarłam szampon. Opłukałam się dokładnie i chwyciłam za ręcznik, aby się wytrzeć. Później ubrałam przygotowane ubrania. Wysuszyłam włosy suszarką i zeszłam na dół do Jacoba.
- Jak tu ładnie pachnie. - przyznałam idąc w stronę kuchni. Wypełniał ją zapach spaghetti.
- Przygotowałem kolację, bo dzisiaj jeszcze wpadnie do nas Amanda. - odparł nieco zawstydzony.
- Amanda? - zapytałam zdziwiona.
- Tak. My.. - zaczął spokojnie. - postanowiliśmy, że będziemy razem. Tak będzie lepiej dla dziecka. - dodał oczekując mojej reakcji.
- O boże! Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - powiedziałam, przytulając go. Patrzył na mnie zaskoczony. Co on myślał, że będę zła? Przecież to jego życie, a nawet jeżeli nie podobałaby mi się jego decyzja, to nie skrytykowałabym jej.
Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. Jacob ruszył w ich stronę, żeby otworzyć, a ja usiadłam na krześle przy stole. Usłyszałam ucieszony głos mojej przyjaciółki. Ciekawe czy często tu przychodziła, jak mnie nie było.
- Rose?! - zapytałam jednocześnie zdziwiona i szczęśliwa, podchodząc do mnie. - Boże! Jak ja za tobą tęskniłam dziewczyno. Gdzie ty byłaś? - dodała, mocno się we mnie wtulając.
- Długa historia. - nie chciałam jej tego opowiadać, bo przecież ona znała Justina i się nie lubili. Mógłby jej coś zrobić.
- Mam czas. - odparła, siadając obok. Wpatrywała się we mnie i czekała, aż zacznę mówić.
- Ktoś mnie porwał.. - zaczęłam, ale ona natychmiast mi przerwała.
- O boże! Kto? - zapytała, a ja nie wiedziałam, czy odpowiedzieć jej prawdziwie, czy po prostu okłamać ją. Nie chciałam ją w to wplątywać.
- Chłopak. - sądziłam, że wystarczy jej ta odpowiedź. - Gdzie jest Jacob? - zapytałam, próbując odwrócić temat.
- Poszedł się przebrać. - odpowiedziała. - Jaki chłopak? Powiedź Rose! Wiem, że coś ukrywasz. - odparła, zaskakując mnie. W sumie to mogłam się domyślić, że rozszyfruje mój strach. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
- To był.. - cicho westchnęłam. - Justin. - jej oczy prawie wypadły z oczodołów, kiedy usłyszała odpowiedź.
- Co?! - zapytała, nie dowierzając.
- Przecież dobrze słyszałaś. Tylko nikomu o tym nie mów! - syknęłam, wiedząc, że pewnie podzieliłaby się tą informacją z moim bratem.
- Zrobił ci coś? - głośno przełknęła ślinę.
- Nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - On tak właściwie był bardzo kochany, opiekuńczy. - przyznałam, lekko się uśmiechając.
- Słyszysz samą siebie? On cie porwał! - syknęła wkurzona.
- To nie było do końca porwanie. - mruknęłam, zaskoczona jej nagłą zmianą nastroju.
- Wyniósł cię z domu siłą? - zapytała, wpatrując się w moje oczy.
- No tak. - odparłam cicho, bawiąc się swoimi palcami.
- Więc to było porwanie! - powiedziała, unosząc ręce we frustracji.
- O czym rozmawiacie dziewczyny? - zapytał Jacob, podchodząc do nas. Zabije ją, jak tylko coś mu powie.

_________________________________________________________________________

Po raz kolejny przepraszam, że dodaje spóźniony rozdział. Teraz nie miałam za bardzo czasu, bo nie było mnie w domu, a internet miałam tylko na telefonie. Żeby wam to wynagrodzić 15 dodam jeszcze dzisiaj albo jutro <3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ


sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 13 - "Just be glad"

- O czym ty mówisz? - zapytała drżącym głosem. Po jej policzkach spłynęło kilka łez.
- Co on robił w naszym łóżku? - syknąłem przez zaciśnięte zęby. Trudno mi było zapanować nad swoim gniewem, ale nie chciałem wybuchnąć przed Rose.
- Poprosiłam go, żeby położył się obok. Bałam się zasnąć. - przyznała, chowając twarz w swoich włosach. - Przepraszam. - szepnęła, przez co moje serce prawie rozleciało się na kawałki.
- Nie przepraszaj. To ja się pomyliłem. - przyznałem, głaszcząc jej włosy. - Przepraszam Zayn, zrobiłem z siebie idiotę. Tylko to na prawdę dziwnie wyglądało z mojej perspektywy. Wiesz, że.. - zacząłem, ale on szybko mi przerwał.
- Jest okey. Rozumiem twój gniew i wiem, że to mogło dziwnie wyglądać, ale uwierz mi, że nie skrzywdziłbym jej. Nie jestem takie.. przecież mnie znasz. - powiedział, dalej trzymając rękę na swoim brzuchu. Dość mocno go kopnąłem.
- Dzięki, że zrozumiałeś. Pomogę ci wstać i odprowadzę cię do twojego pokoju. - odparłem i wystawiłem dłoń w jego kierunku.
- Ja go zaprowadzę! - wtrąciła się nagle Rose. Głośno przełknąłem ślinę, ale nie mogłem jej na to nie pozwolić. Chociaż byłem cholernie zazdrosny.
Chwyciła Zayna za rękę i razem wyszli z pokoju. Wykorzystując okazję poszedłem do łazienki wziąć szybki prysznic i przebrać się w coś odpowiedniego do spania.


Rose's POV:

Szliśmy powoli z Zaynem wielkim korytarzem. Pierwszy raz widziałam tą część domu. Żałowałam, że zaproponowałam, żeby chłopak się wtedy położył obok mnie. To częściowa była moja wina.. ale też nie wiedziałam, że Justin jest taki wybuchowy. Mógł najpierw poczekać na wyjaśnienia.
- Nie przejmuj się Rose. - powiedział Zayn, tak jakby czytał w moich myślach.
- To moja wina. - przyznałam spuszczając głowę w dół.
- Nie myśl tak. Przecież nic się nie stało, wszystko jest okey. - posłał mi szczery uśmiech, który odwzajemniłam.
Doszliśmy już do końca i Zayn przekręcił kluczyk w dużych, drewnianych drzwiach.
- Wejdziesz? - zapytał z nutką nadziei w głosie. Ciężko mi było odmówić, ale wiedziałam, że Justin mógłby się wkurzyć.
- Nie mogę. Nie chce denerwować Justina. - przyznałam, przez co w oczach chłopaka pojawił się smutek.
- Okey. To do jutra. - puścił moją dłoń i powoli wszedł do środka. Zawróciłam w stronę drzwi sypialni Justina. Kiedy weszłam, Justin leżał już na łóżku w samych spodenkach. Nie miał bluzki, więc widziałam jego umięśnioną klatę.
- Podziwiasz widoki? - zapytał, łobuzersko się uśmiechając. Myślałam, że spał.
- Zamknij się. - mruknęłam, dalej zachwycając się jego ciałem. Zachichotał cicho i wstał z łóżka, idąc w moim kierunku. Złapał jedna z moich dłoni i szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Chcesz coś do przebrania? - zapytał po niezręcznej ciszy. Skinęłam głową, a chłopak podał mi białą koszulkę.
- Odwróć się. - zażądałam. Nie chciałam, żeby widział, jak się przebieram.
- Okey. - zaśmiał się i zrobił to co chciałam. Szybko ściągnęłam swoje obecne ciuchy i ubrałam koszulkę Justina. Byłam wielka, przez co wyglądała na mnie jak sukienka.
- Już. - powiedziałam, rozglądając się po pokoju. Znów usłyszałam cichy chichot. To było wkurzające. - Z czego się ciągle śmiejesz? - zapytałam, patrząc na niego surowo.
- Po prostu się ciesze. - odparł i rzucił się na łóżko. - Chodź. - wyciągnął ręce w moją stronę. Położyłam się obok niego, ale w sporej odległości. Po raz pierwszy będę spała z chłopakiem w jednym łóżko.
Przysunął się bliżej i objął jedną ręką moją talie. Nie próbowałam nawet jej zrzucić. To było...przyjemne. Sama nie wierzę, że tak myślę.


***


- Rose, wstawaj. - usłyszałam cichy szept do mojego ucha.
- Zaraz. - mruknęłam zaspana. Lekko przetarłam dłonią oczy i powoli je otworzyłam, mrugając kilkakrotnie, żeby przyzwyczaić się do światła.
- Zrobiłem śniadanie. - odparł Justin, odgarniając włosy z mojej twarzy. Musiałam wyglądać przerażająco.
- Pomóż mi wstać. - powiedziałam, śmiejąc się. Uśmiechnął się słodko i wziął mnie na ręce, po czym zaniósł na dół. Posadził mnie na fotelu w salonie.
- Proszę, księżniczko. - schowałam zawstydzoną twarz w dłoniach. Zawszę się krępowałam, kiedy ktoś tak do mnie mówił. - Nie wstydź się. - zaśmiał się, ukazując swoje białe, idealne zęby.
Poszedł na chwilę do kuchni, przynosząc z niej tosty. Szczerze mówią, to byłam już trochę głodna.
- Smacznego. - postawił talerz na stoliku i usiadł na kanapie obok. Wtedy do salonu wszedł półnagi Zayn. Też miał umięśnioną klatę, ale Justina była zdecydowanie lepsza. Spróbuje już o tym nie myśleć, przecież mam chłopaka.. to co, że już go nie zobaczę, ale zawszę będzie moim chłopakiem.
- Cześć wam. - powiedział Zayn, zachrypniętym głosem.
- Hej. - posłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie.
- Skończyłaś jeść? - wtrącił Justin. Momentalnie popatrzyłam na niego.
- Tak. - podałam mu talerz.
- Zayn wyniesiesz go do kuchni? - zapytał chłopaka, na co on skinął głową. - Dziękuje. - mruknął zły. Nie wiem czemu ciągle jest wkurzony na Zayna. Przecież nic nie zrobił.
- Rose, może pojedziesz dzisiaj ze mną na zakupy? Tylko musisz trzymać się blisko mnie. I  pamiętaj.. żadnych scen. - powiedział surowo.
- Lepsze to niż siedzenie w domu. - przyznałam, bawiąc się palcami. Cieszył mnie fakt, że w końcu wyjdę z domu.
- I jeszcze coś. Dzisiaj przyjdzie parę osób, bo tak jakby organizuje małą imprezę. Zapoznam cię ze wszystkimi. - odparł i odwrócił się w stronę drzwi kuchennych.
- Okey. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i cicho westchnęłam.


***

- Jesteśmy na miejscu. - powiedział Justin, kiedy dojechaliśmy do wielkiego centrum handlowego.
- W końcu. - przyznałam, przez co cicho się zaśmiał.
Wysiadł i otworzył drzwi, pomagając mi wyjść. Złapał mnie za rękę i razem weszliśmy do potężnego budynku.
- Jakby ktoś pytał to jesteśmy małżeństwem. I pamiętaj.. bez scen! - szepnął i pociągnął mnie mocniej za rękę. Pff.. kto niby może nas o to pytać.
Weszliśmy do pierwszego sklepu z butami. Justin puścił moją rękę, ale kazał się nie oddalać. Zrobiłam jak kazał. Weszłam do wnętrza sklepu i dostrzegłam mojego brata, który właśnie stał przy kasie. Nogi zaczęły się pode mną uginać, kiedy zdałam sobie sprawę, że może to być moja szansa.
- Jacob! - krzyknęłam na tyle głośno, że odwrócił się w moją stronę. Podskoczyłam z radości i zobaczyłam wściekłego Justina, biegnącego w moim kierunku. Wziął mnie na ręce i szybko wybiegł ze sklepu. Czemu to ja mam zawszę takiego pecha?


________________________________________________________________________

Przepraszam, że dopiero teraz dodaje rozdział, ale jakoś wcześniej nie miałam czasu. Smuci mnie fakt, że jest coraz mniej komentarzy do rozdziałów :/
Jeżeli możecie to napiszcie chociaż, że czytacie. Będzie mi miło <3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ


środa, 31 lipca 2013

Rozdział 12 - "I'm afraid to sleep alone"

Zayn próbował uniknąć mojego wzroku. Musiał coś wiedzieć. Podeszłam do niego bliżej i chwyciłam jego jedną rękę.
- Zayn? - zaczęłam spokojnie. - Powiedź mi. Gdzie poszedł Justin? - powiedziałam do niego uwodzicielskim tonem, na co wzdrygnął.
- Nie wiem.. - mruknął, szybko oddychając. Nie spławi mnie tak łatwo.
- Nie oszukuj mnie. - popatrzyłam na niego z miną szczeniaczka. - Mogę znać prawdę. - dodałam po chwili, wiedziałam, że długo tak nie wytrzyma.
- Chce ci powiedzieć.. - odparł, dając mi nadzieje. - ale nie mogę. - poszedł w kierunku kuchni.
- Przecież nikomu nie powiem. Nie ufasz mi? - znów podeszłam do niego, ale tym razem stanęłam bliżej, zmniejszając odległość między nami. Słyszałem jego przyśpieszone bicie serca. - Odpowiedź. - zażądałam , zarzucając swoje ramiona na jego szyję.
- Ufam. - wydusił, cały się pocąc.
- To powiedź.. proszę! - położyłam głowę na jego klatce piersiowej i cicho westchnęłam.
- Na pewno chcesz wiedzieć? - zapytał ostatecznie. Czyli jednak mi powie!
- Gdybym nie chciała, nie męczyłabym cię teraz. - spojrzałam na niego zalotnie, przez co cicho zachichotał.
- Podejrzewam, ale nie jestem pewny.. Justin chyba dostał zlecenie. - oderwał się ode mnie i usiadł na kanapie.
- Co? Jakie zlecenie? Justin jeszcze wróci? - zapytałam smutno, nie chciałam, żeby coś stało się dla Justina, chociaż go nie lubię. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale wiedziałam, że mój urok już nie pomoże w zdobyciu jakichkolwiek informacji.
- Nic więcej nie mogę mówić. Musisz zrozumieć, że to niebezpieczne. - kucnęłam przed nim, biorąc jego twarz w dłonie.
- Dobra.. i tak się wszystkiego dowiem. - mruknęłam z fałszywym uśmieszkiem na ustach. - Mogę iść już spać? I gdzie ja mam pokój? - zapytałam, zainteresowana tym gdzie spędzę resztę swojego gównianego życia.
- Śpisz w tym samym pokoju co Justin. Tam gdzie rano się obudziłaś. - odparł, poprawiając włosy.
- Myślałam, że chociaż będę miała osobny pokój... - przyznałam. To dziwne, że miałam spać z Justinem. Wiem, że kiedyś tego pragnęłam. To znaczy myślałam o tym, ale to było za nim zostałam porwana. Teraz najchętniej zabiłabym go, chociaż wiem, że nie jestem do tego zdolna.
- Rose, o czym myślisz? - zapytał zaciekawiony Zayn.
- O niczym. Zaprowadzisz mnie na górę? - spławiłam go. Nie chciałam, żeby wiedział, że "kiedyś" podobał mi się Justin.
- Jasne. - chwycił delikatnie moją dłoń i razem weszliśmy po schodach. Otworzył drzwi od sypialni i poprawił pościel na łóżku.
- Dzięki. - wyszeptałam nieśmiało. Był dla mnie strasznie miły. Chyba zaczynałam go lubić.
- Nie ma sprawy. To ja już pójdę. - chwycił klamkę i popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę.
- Nie idź! - krzyknęłam ostatnimi siłami, byłam bardzo zmęczona. Marzyłam tylko o śnie. - Położysz się obok mnie? Boje się sama zasnąć. - powiedziałam, czekając aż to zrobi.
- Nie wiem czy powinienem. - mruknął smutno.
- Proszę. - powiedziałam błagalnie.
- Tylko na chwilkę. - odparł, podchodząc powoli do łóżka. Położył się w dość dużej odległości ode mnie. Widząc to przybliżyłam się trochę i położyłam głowę obok jego szyi. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.


Justin's POV:

Zaparkowałem samochód na parkingu koło mojego domu i szybko ruszyłem w stronę drzwi. Kiedy wszedłem do salonu, nikogo tam nie zastałem. Bałem się, że Zayn mógł dać uciec Rose. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 3 nad ranem. Chyba przesadziłem z tą ucieczką.. pewnie śpi. Pobiegłem szybko po schodach z nadzieją, że w końcu będę mógł położyć się w łóżku obok Rose. Pociągnąłem delikatnie za klamkę i wszedłem do naszej sypialni.
- Zayn! - krzyknąłem wściekły. - Co ty tu kurwa robisz?! - chciałem go zabić. Nie mogłem znieść widoku leżących ich razem. Może on ją zgwałcił.
- Boże.. Justin. - mruknął zaspany. - Ja.. - za jąkał się, natychmiast wstając z łóżka.
- Co zrobiłeś mojej księżniczce, skurwielu? - wrzasnąłem, łapiąc go mocno za szyję. Szczerze mówiąc, gówno mnie obchodziło, że był moim przyjacielem. Obiecałem Rose, że będzie tu bezpieczna.. i dotrzymam obietnicy, choćbym musiał wszystkich pozabijać.
- Zostaw..mnie. - sapnął ostatkiem swoich sił. Puściłem go, po czym obserwowałem jak spada powoli na podłogę.
- Gadaj zboczeńcu! - zażądałem. - Co jej zrobiłeś? - zapytałem po raz kolejny. Zacisnąłem pięść, w celu pohamowania nerwów.
- Nic. Tylko leżeliśmy. - wystawił ręce, broniąc się.
- Nie kłam. - kopnąłem go mocno w brzuch, przez co skulił się z bólu. Zobaczyłem budzącą się Rose, więc powstrzymałem się od uderzenia tego sukinsyna po raz drugi.
- Boże! - złapała się za głowę. - Co ty mu zrobiłeś? - wstała z łóżka i rzuciła się na podłogę obok Zayna. Bolało mnie, że to o niego się tak martwiła. Wydawało mi się, że był dla niej ważniejszy niż ja.
- Nikt cię już nie skrzywdzi, Rose. Nigdy! - splunąłem, patrząc na tego dupka wijącego się z bólu. Zasłużył sobie na to.

_________________________________________________________________________

Wiem, że mało w tym rozdziale Justina i trochę to dziwne, że Rose ciągle ugania się za Zaynem, ale wszystko się zmieni. Zobaczycie w następnych rozdziałach.
Każdy kolejny rozdział piszę mi się coraz ciężej.. dlatego też dużo czasu mi to zajmuje. Cieszę się, że udało mi się dodać 12 jeszcze dzisiaj :)



CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 11 - "I hate you"

- Rose, uspokój się. - powiedział łagodnie, głaszcząc moje plecy.
- Nie rozumiesz, że on mnie porwał?! - krzyknęłam, trzymając się jego coraz mocniej.
- To ja kazałem mu to zrobić. - odparł, a ja natychmiast się od niego oderwałam. Stałam na przeciwko i patrzyłam w jego oczy z nie do wierzeniem.
- Nie.. to nie może być prawdą! - kręciłam przecząco głową i stąpałam powoli do tyłu.
- Tu będzie ci lepiej. - powiedział, podchodząc do mnie.
- Słyszysz co ty w ogóle mówisz? - zapytałam retorycznie. - Jesteś żałosny. Wypuść mnie stąd. - odparłam, odwracając od niego wzrok. - Natychmiast! - zażądałam.
- Nie mogę tego zrobić. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co?! - zapytałam wkurzona.
- Nie mogę.. tu będziesz szczęśliwa. - przygryzł delikatnie usta i wystawił rękę w moją stronę. - Zaufaj mi. - powiedział.
- Nienawidzę cię! - krzyknęłam głośno. - Nie dotykaj mnie, nigdy ci nie zaufam. Skomplikowałeś całe moje życie. Po co się w nim pojawiłeś?! - zapytałam, połykając łzy. Kiedy widziałam, że nie chce mi odpowiedzieć. Pobiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w łazience.Postanowiłam, że schowam gdzieś telefon, bo prędzej, czy później i tak by go u mnie znaleźli. Odsunęłam trochę szafkę i wepchałam za nią komórkę. Wstałam, kiedy do mojego ucha dobiegł hałas otwieranych drzwi... ktoś pewnie jest teraz w pokoju i chce, żebym wyszła z łazienki.
- Rose? - zapytał znajomy głos. Nic nie odpowiedziałam. - Proszę, otwórz. - powiedział smutno. Dalej się nie odzywałam. - Przecież wiem, że tam jesteś. Otwórz, nic ci nie zrobię. - powiedział ponownie. Moje ciało trzęsło się ze strachu. Bałam się.. i byłam też rozczarowana. Myślałam, że on jest normalny. A chyba normalny człowiek, by mnie nie porwał. Prawda?
- Chce wrócić do domu! - krzyknęłam głośno i usłyszałam jak Justin cicho westchnął.
- Nie możesz, zrozum to. A teraz wyjdź stamtąd, chce tylko porozmawiać. - odparł po chwili.
- Ale ja nie chce. - odpowiedziałam, delikatnie poprawiając włosy.
- Rose, do cholery! Otwieraj!  - wykrzyczał do mnie. Wystraszona wstałam i powoli otworzyłam drzwi. Moje ręce całe się trzęsły, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Justin stał przede mną wściekły i złapał mocno moją rękę. Później zeszliśmy we dwójkę na dół.
- Pewnie znasz już Zayna. Spędziliście ze sobą dużo czasu. - wskazał na chłopaka, siedzącego na kanapie.
- Taa.. - mruknęłam cicho. W końcu wiem, jak ma na imię.
- Mam was zostawić samych? - zapytał Zayn.
-  Tak. Właśnie miałem cię o to poprosić. - odpowiedział Justin, seksownie oblizując usta. Może i nienawidziłam go, ale był seksowny.. tak samo jak Zayn.
- Nie.. zostań. - powiedziałam po chwili.
- Co? - zapytał zaskoczony Justin.
- Niech zostanie. Boję się być z tobą sama. - odparłam, spuszczając wzrok.
- Przecież... - zaczął powoli. - Dobra zostań. - pozwolił zostać dla chłopaka.
- Dziękuje. - wyszeptałam nieśmiało, na co skinął głową.
Justin i Zayn usiedli na kanapie i czekali, aż zrobię to samo. Zrobiłam to co chcieli, ale usiadłam na samym brzegu.
- Może się przybliżysz. - zaproponował Zayn. Pokiwałam przecząco głową. Wolę być w pewnej odległości od nich. - Jak chcesz. - dodał.
- Dobra, Rose. Jeszcze raz powtórzę: nie masz się czego bać. Nikt cię tu nie skrzywdzi, chcemy dla ciebie jak najlepiej. Wiem, że ostatnio byłaś smutna, a ja chce to zmienić.. tylko daj mi szansę. - powiedział, wpatrując się we mnie.
- Jak najlepiej? Słyszysz sam siebie? - zapytałam retorycznie.
- Wiem, że to dziwnie brzmi, bo tak jakby cię porwaliśmy. Ale uwierz... tu będzie ci lepiej. - odparł, uśmiechając się delikatnie. Nie wierzyłam w to co mówi, nie chciałam tu zostać. Moją ostatnią deską ratunku był Jacob. Tylko on wiedział, że zostałam porwana.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam ciągle tu siedzieć i nic nie robić? - zapytałam wkurzona.
- Przez jakiś czas.. jak przyzwyczaisz się do tego miejsca, to będziesz mogła wychodzić. - odparł spokojnie.
- Świetnie. - powiedziałam sarkastycznie. Wpatrując się w niego z nie do wierzeniem.
- Jeżeli kiedykolwiek wyjdziesz bez mojej zgody, to pamiętaj.. znajdę cię. - odparł cicho - Nie chce cię ranić, ale kiedyś uznasz, że dobrze, że tak się stało. - dodał po chwili.
- Dobra. - syknęłam z jadem. - Jestem głodna. - powiedziałam, nie chcąc już słuchać jakie mam tu warunki.
- Zaraz ci coś przyniosę. - odparł Justin i wstał z kanapy. Kiedy zniknął w kuchni, Zayn przybliżył się do mnie.
- Nie bój się. - pogłaskał delikatnie moje włosy. Ufałam mu bardziej niż dla Justina. Wiem, że on tego nie chciał, po prostu zrobił to, o co Bieber go prosił. Kilka łez spłynęło po moim policzku. - Nie płacz. Nie skrzywdzę cie. - dodał.
- Wiem. - zaczęłam. - Nie boję się ciebie.. wiem, że nie chciałeś tego zrobić. - powiedziałam, wtulając się w niego. - Będziesz tu mieszkał? - zapytałam cicho.
- To zależy, czy Justin się zgodzi. - odpowiedział zmieszany.
- Namówię go - wstałam na chwilę z kanapy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dopiero teraz zobaczyłam, jak było tu ładnie. Natychmiast usiadłam z powrotem, widząc idącego Justina. W ręku trzymał wielki talerz naleśników. Położył go na stół i czekał, aż zacznę jeść.
- A wy nie jecie? - zapytałam zaskoczona.
- Nie. - odpowiedzieli razem.
- Okey.. - mruknęłam i zaczęłam powoli jeść. Onieśmielały mnie ich spojrzenia. Ciągle się mi przyglądali. - Możecie przestać? - zapytałam cicho.
- Co? - mruknął Justin.
- Przyglądać mi się. To stresujące. - zachichotałam, a na ich twarze wkradły się uśmiechy.
- Jasne. - powiedział Zayn. Chłopcy na chwilę wyszli na balkon, dzięki czemu mogłam spokojnie zjeść. Nie dałam rady zjeść wszystkiego, więc wyniosłam talerz z kilkoma naleśnikami do kuchni. Było tu tak pięknie. Ściany zdobiły złote kafelki, a szafki były białe, rzeźbione.
- Rose! - usłyszałam wołanie z salonu.. już wrócili.
- Idę. - mruknęłam, wsadzając rękę co kieszeni.
- Po co tam poszłaś? - zapytał oburzony Justin.
- Tylko zaniosłam talerz.. - mruknęłam speszona i odwróciłam od niego wzrok.
- Przecież ja mogłem to zrobić. - odparł uspokajająco i pociągnął za końce swoich włosów. Naszą rozmowę przerwała dzwoniąca komórka. Justin szybko odebrał i wyszedł z pokoju. Po kilku minutach wrócił wkurzony.
- Muszę gdzieś iść. Wrócę za chwilę. Zayn zostań z nią. - powiedział szybko, biorąc z komody swoje kluczyki od samochodu.
- Co się dzieje? - zapytałam wystraszona, ale zamiast uzyskać odpowiedź, usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami.


__________________________________________________________________________

Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj... nie było to jednak moją winą. Miałam dodać go wieczorem, ale była straszna burza i wyłączyli prąd :/  Dlatego też dodaje teraz.
Jeżeli ktoś jeszcze chce być informowany, to niech piszę w komentarzu <3


CZYTASZ=KOMENTUJESZ