czwartek, 12 września 2013

Rozdział 27 - "She was perfect"

- Rose? -mruknąłem, wypuszczając łzy. Bałem się spojrzeć na jej ciało, które pewnie leżało teraz martwe. Ta myśl mnie zabijała. - Rose? - powtórzyłem. Poczułem, jak ktoś mocno się do mnie przytula.
- Jestem tu Justin. - usłyszałem jej cichy szept. - I nigdzie się nie wybieram. - dodała, wycierając swoją delikatną ręką moje, mokre policzki. Dopiero wtedy zorientowałem się co się stało. Ona żyła. To nie ona została postrzelona. To ona zastrzeliła jego. Tak, Rose zabiła człowieka. Brzmi strasznie, ale wiem, że zrobiła to, żeby uratować mnie.. no i oczywiście siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć.. ty żyjesz! - powiedziałem, kładąc głowę w zagięciu jej szyi.
- Ja tak, ale lepiej zobaczmy co z Zayn'em. - mruknęła z bólem, patrząc na chłopaka leżącego koło nas. Razem do niego podeszliśmy, a Rose próbowała jakoś zatamować jego ranę, z której wciąż wydobywała się krew.
- Przeżyje? - wymamrotał, kiedy nad nim klęczeliśmy.
- Oczywiście, że tak. Nawet nie myśl, żeby od nas odchodzić głuptasie. - zachichotała Rose, całkowicie opanowując sytuacje. Ona jest niesamowita. - Pomożesz mu, pójść go do samochodu? - zapytała, przygryzając wargę.
- Jasne. - odpowiedziałem, łapiąc rękę przyjaciela.
- Tylko pamiętaj, ostrożnie. - pokiwała palcem, przez co mało nie wybuchnąłem śmiechem. Słodka, piękna, mądra i w dodatku tak cholernie seksowna. To anioł, a nie dziewczyna. - A co zrobimy z nim? - pokazała na Jasona.
- Zajmę się tym później. Teraz chodź z nami. - odpowiedziałem uspokajająco. Widząc, że to pomogło lekko się do niej uśmiechnąłem. Zayn mógł iść normalnie, więc nie musiałem go na szczęście nieść. Dobrze, że to było ramie, a nie coś poważniejszego. Teraz pewnie byśmy trumnę dla niego szykowali. W sumie Rose też napędziła mi stracha.
Kiedy byliśmy już koło samochodu, pomogłem usiąść na tyle dla Zayna, a ja razem z Rose zajęliśmy przód.
- Jedziemy teraz do szpitala? - zapytała dziewczyna, zapinając pasy.
- Oszalałaś? - spojrzałem na nią pytająco. - Przecież nikt nie może się dowiedzieć, o tym co się tutaj stało. - dodałem, widząc jej zdziwioną minę.
- Nie rozumiem. - powiedziała, marszcząc czoło.
- Tu nie ma co rozumieć. Po prostu musisz siedzieć cicho. - mruknąłem, zaciskając mocniej ręce na kierownicy. Rose nawet nie zdaje sobie sprawy w jakie gówno się wplątała.

Rose's POV:

- Możesz mi wszystko wyjaśnić?! - krzyknęłam ze złością. Nawet nie wiedziałam za co zabiłam człowieka.. genialnie.
- Co chciałabyś wiedzieć? - syknął Justin jakby z bólem. Czasem na prawdę go nie rozumiem.
- Na przykład kim był ten człowiek? I czy w ogóle zasłużył na śmierć! - wrzasnęłam prosto w jego twarz.
- To długa historia. - mruknął, głośno przełykając ślinę.
- Mam czas. - przyznałam, przewracając oczami.
- To było jakieś dwa lata temu, kiedy miałem siedemnaście lat. - zaczął, oblizując swoje suche usta. - Poznałem dziewczynę, po raz pierwszy się w kimś zakochałem. Uwielbiałem w niej dosłownie wszystko. Sposób w jaki mówiła, jej słodki śmiech, piękne zielone oczy. Była idealna. - uśmiechnął się szeroko i wytarł łzę, która znalazła się na jego policzku.
- Gdzie ona teraz jest? - zapytałam spokojnie. Domyślałam się, że to nie był dla niego przyjemny temat do rozmów.
- Daj mi dokończyć. - mruknął. - Ona nie była taka jak inne dziewczyny. Przy niej czułem się szczęśliwy, czułem, że żyję. Jedynym problemem byli moim rodzice. Nie akceptowali jej, bo była córką znanego gangstera. Mowa o Jasonie. - prychnął wymawiając jego imię. - Kiedyś odbywały się w tej miejscowości nielegalne wyścigi. Brałem w nich udział kilka razy, ale Brooke nigdy się tym nie interesowała. Tylko raz chciała pójść na nie ze mną, żeby mi kibicować. Stała przy drodze nieświadoma niczego.. tak samo jak ja. Nikt nie mógł tego przewidzieć. - powiedział, wypuszczając kolejne łzy. Nie mogłam patrzeć jak cierpi, to było dla mnie bolesne. Ale chciałam znać prawdę. Nie chce być już nigdy więcej okłamywana.
- Co się stało, Justin? - mruknęłam cicho, łapiąc jego rękę, żeby dodać mu otuchy.
- Zginęła. - zamknął na chwile oczy i głośno przełknął ślinę. - Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że to nie był przypadek. Jej śmierć była zaplanowana. Ona nie zginęła przypadkowo.
- O czym ty mówisz? - znów zapytałam. Cierpiałam, przez to, że on cierpi, ale próbowałam być silna. Chce pokazać Justinowi, że ma we mnie wsparcie. Że jestem tu dla niego.
- I właśnie w tej kwestii pojawiają się moi rodzice. - syknął z jadem. - Zapłacili dla jednego z zawodników, żeby ją zabił. Tylko dlatego, że się z nią spotykałem. Że planowałem z nią wspólną przyszłość, że kochałem ją najbardziej na świecie. A oni ją zabili. Rozumiesz? - spojrzał na mnie z napuchniętymi oczami od płaczu.
- Proszę, Justin. Nie płacz. - mruknęłam, mocno się do niego przytulając. Na szczęście Zayn nas nie słyszał, ani nie widział, bo oddzielała nas dźwiękoszczelna i przyciemniana szybka. Właśnie dzięki temu lubiłam ten samochód.
- Kochałem ją.. - mruknął, wypuszczając kolejne łzy.
- Wiem, ale uwierz mi.. ona ciągle jest z tobą. Jest aniołem, który nad tobą czuwa. Na zawszę będzie przy tobie. - powiedziałam szczerze.
- Teraz już rozumiesz, dlaczego chciałem wyjechać? Bałem się, że zabiorą mi ciebie, tak jak zabrali mi Brooke. - mruknął patrząc w moje oczy.
- Nie musisz się o mnie bać. Jestem bezpieczna, jasne? - wzięłam jego twarz w dłonie. - Wiedz, że jestem tu dla ciebie. Chce z tobą być, Justin.
- Dziękuje. - odparł, po czym jego usta znalazły się na moich. Szybko odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go. Cieszę się, że w końcu możemy być razem. I nic nie stanie nam na drodze.. bynajmniej tak mi się wydaje. Oderwaliśmy się od siebie po kilkunastu sekundach, żeby nabrać powietrza. Nasze czoła się ze sobą stykały, a oczy Justina patrzyły w moje z miłością.
- Kocham cię. - szepnął cicho chłopak.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam, szeroko się uśmiechając.


_________________________________________________________

Przepraszam, że rozdział taki krótki. Nie mam teraz za bardzo czasu, żeby pisać rozdziały i dlatego będą pojawiały się co 5-6 dni. Chyba mnie rozumiecie.. szkoła :// Oczywiście czasami uda mi się dodać wcześniej, jak będzie wolne, czy coś. Dziękuje za komentarze i za ponad 6000 wejść!  


CZYTASZ=KOMENTUJESZ





7 komentarzy:

  1. kocham tego bloga :c <3 chce następny :* / dorota

    OdpowiedzUsuń
  2. awwwww... Wspaniały rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ej, to się nie dzieje na prawdę, gdzie jesteś? heloł :( / dorota

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana nie opuszczaj nas ja rozumiem brak czasu ale proszę wróć do nas i daj nn <3 kocham / Nati ;*

    OdpowiedzUsuń