Zostałam wepchnięta siłą do samochodu i mocno przypięta pasami. Próbowałam jakoś otworzyć drzwi, wezwać pomoc, ale nie potrafiłam. 'Porywacz' usiadł na miejscu kierowcy i z piskiem opon odjechał z przed mojego domu.
- Kim jesteś? I gdzie my do cholery jedziemy? - zapytałam przerażonym głosem, trzęsąc się ze strachu.
- Jedziemy do mojego szefa. - odpowiedział opanowany.
- Co?! To on chciał, żebyś mnie porwał? - wykrzyczałam wściekła.
- Tylko nie porwał.. lepiej będzie brzmiało odprowadził. - odparł, śmiejąc się.
- Kto kurwa kazał ci to zrobić? - zapytałam jeszcze bardziej oburzona.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu, malutka. - pogłaskał mnie po włosach, przez co poczułam do niego straszne obrzydzenie. Nic już nie mówiąc, siedziałam cicho na fotelu. Moje powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu zasnęłam.
***
Rano obudziłam się w dużym łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nie zobaczyłam niczego dziwnego. Przecież zostałam porwana.. to co ja tu robię? Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, więc szybko przykryłam się cała kołdrą i udawałam, że nadal śpię. Ktoś usiadł na podłodze przed łóżkiem, nie mogłam zobaczyć kto to był, bo miałam zamknięte oczy. Czyjaś ręka przejechała delikatnie po moim policzku, poczułam męskie perfumy. Obróciłam się na drugą stronę i czekałam aż ten "ktoś" sobie stąd pójdzie. Gdy tylko wyszedł, prędko wstałam i stanęłam koło okna. Rozejrzałam się, ale nie mogłam rozpoznać tej okolicy. Chyba nigdy tu nie byłam. Usiadłam na parapecie i lekko oparłam się o szybę. Wsadziłam rękę do kieszeni w poszukiwaniu mojego telefonu. Na szczęście nikt go stamtąd nie zabrał.. może nie wiedzieli, że go mam. W mgnieniu oka, ruszyłam do łazienki zamykając się na klucz. Wystukałam numer Jacoba.
- Boże, Rose.. gdzie ty jesteś? - zapytał zmartwiony.
- Nie wiem. Ktoś mnie porwał. Błagam, pomóż mi. - powiedziałam, płacząc.
- Ross, wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. Jak się dowiem, kto to zrobił, to.. - odparł wściekły, ale szybko mu przerwałam.
- Dzwoń na policję, proszę. On tu zaraz przyjdzie, boję się Jacob. - mruknęłam cicho i natychmiast się rozłączyłam. Drzwi zaskrzypiały, powodując, że mój strach jeszcze bardziej się nasilił. Ktoś głośno zapukał do drzwi od łazienki, ale ignorując to, skuliłam się na podłodze.
- Rose, wiem, że tam jesteś. - powiedział ten sam mężczyzna, który mnie wczoraj porwał.
- Wypuście mnie stąd! - krzyknęłam, wypuszczając kolejne łzy.
- Jak na razie to sama się uwięziłaś w tej łazience. - zaczął się śmiać.
- Spierdalaj. - syknęłam wściekła.
- Wiesz, że i tak tam wejdę. Więc po co utrudniać mi pracę? Lepiej sama otwórz te cholerne drzwi! - odparł głośniejszym tonem. Nic nie odpowiedziałam i jeszcze bardziej się skuliłam. - Dobra, twój wybór. Pożałujesz tego.- wykrzyczał wkurzony. Wyszedł na chwilę z pokoju i wrócił po kilku minutach.
- Ja nie chce cię skrzywdzić, nawet jeżeli bym chciał, to nie mogę. Po prostu wyjdź stamtąd. Szef zaraz wróci. - powiedział łagodniej.
- A co jeżeli nie wyjdę? - zapytałam cicho.
- Wtedy wyważę drzwi i wyjmę cię siłą, ale wtedy już nie będę taki miły. - odpowiedział wesoło.
- Dobra. - syknęłam, zaciskając zęby. Ruszyłam w stronę drzwi i powoli przekręciłam w nich kluczyk. Odskoczyłam do tyłu i obserwowałam jak mężczyzna z hukiem otwiera drzwi. Przyjrzałam mu się dokładnie, bo wczoraj nawet nie widziałam jego twarzy. Był umięśniony i całkiem przystojny, co nie zmieniało faktu, że nadal go nienawidziłam.
- Zadowolony? - zapytałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odparł, uśmiechając się. Był dziwny.. - A teraz zejdź na dół, on już tam pewnie na ciebie czeka. Dzwonił co chwilę i pytał jak się czujesz. - zachichotał, wyciągając rękę w moją stronę.
- Kto? - zapytałam przerażona.
- Zaraz się wszystkiego dowiesz. - powiedział, chwytając mnie za dłoń i wyprowadził mnie na korytarz.
- Boję się. - wyszeptałam.
- Nie masz czego. Nikt cię tu nie skrzywdzi. - próbował mnie uspokoić. Był dla mnie coraz milszy, ale nigdy nie zapomnę, że jestem tu właśnie przez niego.
- Nie ufam ci. - powiedziałam, spoglądając na niego.
- Nie musisz, po prostu zejdź na dół.. tam ci wszystko wyjaśnimy. - rzekł, uśmiechając się do mnie. Zignorowałam to i cicho westchnęłam.
- To chodźmy. - złapałam go mocniej za rękę i powoli stąpałam po schodach. Stresowałam się, nie wiedziałam kto może tam na mnie czekać. Może stał tam morderca.. nic nigdy nie wiadomo. Zeszliśmy do wielkiego salonu, w którym panowała zupełna cisza. Nikogo tam nie było, żadnej żywej istoty. Odetchnęłam z ulgą.
- Nikogo tu nie ma. - parsknęłam śmiechem.
- Bo musimy chwilę zaczekać. - odparł, niszcząc moją nadzieje. Przewróciłam oczami. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu i szybko schowałam się za 'nieznajomym'. Oczy wyszły mi na wierzch, a szczęka oparła na podłogę, kiedy moim oczom ukazał się.. JUSTIN! Szybko podbiegłam do niego.
- Błagam, zabierz mnie stąd! - krzyknęłam z nadzieją i mocno się w niego wtuliłam.
____________________________________________________________________
Strasznie trudno pisało mi się ten rozdział i dosyć długo. Kompletny brak pomysłów.. dlatego też jest taki krótki. Myślałam, że dzisiaj już go nie będzie.
Następne rozdziały będą coraz ciekawsze :) Dziękuje za komentarze i za to, że czytacie moje wypociny..eh. Jesteście kochani <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Naprawdę fajny blog :)Przeczytałam wszystkie rozdziały i nie mogę się doczekać następnego:);*
OdpowiedzUsuńtak, blog jest cudowny i z niecierpliwością czekam na kolejny, podziwiam cię ze dodajesz rozdziały codziennie, jest to super, gdyż nie trzeba czekać po kilka tygodni jak to niektórzy dodają, jesteś meeega <3 i pisz dalej!
OdpowiedzUsuńOMG, kocham to opowiadanie tak jak ciebie. <3
OdpowiedzUsuń