Zayn próbował uniknąć mojego wzroku. Musiał coś wiedzieć. Podeszłam do niego bliżej i chwyciłam jego jedną rękę.
- Zayn? - zaczęłam spokojnie. - Powiedź mi. Gdzie poszedł Justin? - powiedziałam do niego uwodzicielskim tonem, na co wzdrygnął.
- Nie wiem.. - mruknął, szybko oddychając. Nie spławi mnie tak łatwo.
- Nie oszukuj mnie. - popatrzyłam na niego z miną szczeniaczka. - Mogę znać prawdę. - dodałam po chwili, wiedziałam, że długo tak nie wytrzyma.
- Chce ci powiedzieć.. - odparł, dając mi nadzieje. - ale nie mogę. - poszedł w kierunku kuchni.
- Przecież nikomu nie powiem. Nie ufasz mi? - znów podeszłam do niego, ale tym razem stanęłam bliżej, zmniejszając odległość między nami. Słyszałem jego przyśpieszone bicie serca. - Odpowiedź. - zażądałam , zarzucając swoje ramiona na jego szyję.
- Ufam. - wydusił, cały się pocąc.
- To powiedź.. proszę! - położyłam głowę na jego klatce piersiowej i cicho westchnęłam.
- Na pewno chcesz wiedzieć? - zapytał ostatecznie. Czyli jednak mi powie!
- Gdybym nie chciała, nie męczyłabym cię teraz. - spojrzałam na niego zalotnie, przez co cicho zachichotał.
- Podejrzewam, ale nie jestem pewny.. Justin chyba dostał zlecenie. - oderwał się ode mnie i usiadł na kanapie.
- Co? Jakie zlecenie? Justin jeszcze wróci? - zapytałam smutno, nie chciałam, żeby coś stało się dla Justina, chociaż go nie lubię. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale wiedziałam, że mój urok już nie pomoże w zdobyciu jakichkolwiek informacji.
- Nic więcej nie mogę mówić. Musisz zrozumieć, że to niebezpieczne. - kucnęłam przed nim, biorąc jego twarz w dłonie.
- Dobra.. i tak się wszystkiego dowiem. - mruknęłam z fałszywym uśmieszkiem na ustach. - Mogę iść już spać? I gdzie ja mam pokój? - zapytałam, zainteresowana tym gdzie spędzę resztę swojego gównianego życia.
- Śpisz w tym samym pokoju co Justin. Tam gdzie rano się obudziłaś. - odparł, poprawiając włosy.
- Myślałam, że chociaż będę miała osobny pokój... - przyznałam. To dziwne, że miałam spać z Justinem. Wiem, że kiedyś tego pragnęłam. To znaczy myślałam o tym, ale to było za nim zostałam porwana. Teraz najchętniej zabiłabym go, chociaż wiem, że nie jestem do tego zdolna.
- Rose, o czym myślisz? - zapytał zaciekawiony Zayn.
- O niczym. Zaprowadzisz mnie na górę? - spławiłam go. Nie chciałam, żeby wiedział, że "kiedyś" podobał mi się Justin.
- Jasne. - chwycił delikatnie moją dłoń i razem weszliśmy po schodach. Otworzył drzwi od sypialni i poprawił pościel na łóżku.
- Dzięki. - wyszeptałam nieśmiało. Był dla mnie strasznie miły. Chyba zaczynałam go lubić.
- Nie ma sprawy. To ja już pójdę. - chwycił klamkę i popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę.
- Nie idź! - krzyknęłam ostatnimi siłami, byłam bardzo zmęczona. Marzyłam tylko o śnie. - Położysz się obok mnie? Boje się sama zasnąć. - powiedziałam, czekając aż to zrobi.
- Nie wiem czy powinienem. - mruknął smutno.
- Proszę. - powiedziałam błagalnie.
- Tylko na chwilkę. - odparł, podchodząc powoli do łóżka. Położył się w dość dużej odległości ode mnie. Widząc to przybliżyłam się trochę i położyłam głowę obok jego szyi. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.
Justin's POV:
Zaparkowałem samochód na parkingu koło mojego domu i szybko ruszyłem w stronę drzwi. Kiedy wszedłem do salonu, nikogo tam nie zastałem. Bałem się, że Zayn mógł dać uciec Rose. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 3 nad ranem. Chyba przesadziłem z tą ucieczką.. pewnie śpi. Pobiegłem szybko po schodach z nadzieją, że w końcu będę mógł położyć się w łóżku obok Rose. Pociągnąłem delikatnie za klamkę i wszedłem do naszej sypialni.
- Zayn! - krzyknąłem wściekły. - Co ty tu kurwa robisz?! - chciałem go zabić. Nie mogłem znieść widoku leżących ich razem. Może on ją zgwałcił.
- Boże.. Justin. - mruknął zaspany. - Ja.. - za jąkał się, natychmiast wstając z łóżka.
- Co zrobiłeś mojej księżniczce, skurwielu? - wrzasnąłem, łapiąc go mocno za szyję. Szczerze mówiąc, gówno mnie obchodziło, że był moim przyjacielem. Obiecałem Rose, że będzie tu bezpieczna.. i dotrzymam obietnicy, choćbym musiał wszystkich pozabijać.
- Zostaw..mnie. - sapnął ostatkiem swoich sił. Puściłem go, po czym obserwowałem jak spada powoli na podłogę.
- Gadaj zboczeńcu! - zażądałem. - Co jej zrobiłeś? - zapytałem po raz kolejny. Zacisnąłem pięść, w celu pohamowania nerwów.
- Nic. Tylko leżeliśmy. - wystawił ręce, broniąc się.
- Nie kłam. - kopnąłem go mocno w brzuch, przez co skulił się z bólu. Zobaczyłem budzącą się Rose, więc powstrzymałem się od uderzenia tego sukinsyna po raz drugi.
- Boże! - złapała się za głowę. - Co ty mu zrobiłeś? - wstała z łóżka i rzuciła się na podłogę obok Zayna. Bolało mnie, że to o niego się tak martwiła. Wydawało mi się, że był dla niej ważniejszy niż ja.
- Nikt cię już nie skrzywdzi, Rose. Nigdy! - splunąłem, patrząc na tego dupka wijącego się z bólu. Zasłużył sobie na to.
_________________________________________________________________________
Wiem, że mało w tym rozdziale Justina i trochę to dziwne, że Rose ciągle ugania się za Zaynem, ale wszystko się zmieni. Zobaczycie w następnych rozdziałach.
Każdy kolejny rozdział piszę mi się coraz ciężej.. dlatego też dużo czasu mi to zajmuje. Cieszę się, że udało mi się dodać 12 jeszcze dzisiaj :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
środa, 31 lipca 2013
wtorek, 30 lipca 2013
Rozdział 11 - "I hate you"
- Rose, uspokój się. - powiedział łagodnie, głaszcząc moje plecy.
- Nie rozumiesz, że on mnie porwał?! - krzyknęłam, trzymając się jego coraz mocniej.
- To ja kazałem mu to zrobić. - odparł, a ja natychmiast się od niego oderwałam. Stałam na przeciwko i patrzyłam w jego oczy z nie do wierzeniem.
- Nie.. to nie może być prawdą! - kręciłam przecząco głową i stąpałam powoli do tyłu.
- Tu będzie ci lepiej. - powiedział, podchodząc do mnie.
- Słyszysz co ty w ogóle mówisz? - zapytałam retorycznie. - Jesteś żałosny. Wypuść mnie stąd. - odparłam, odwracając od niego wzrok. - Natychmiast! - zażądałam.
- Nie mogę tego zrobić. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co?! - zapytałam wkurzona.
- Nie mogę.. tu będziesz szczęśliwa. - przygryzł delikatnie usta i wystawił rękę w moją stronę. - Zaufaj mi. - powiedział.
- Nienawidzę cię! - krzyknęłam głośno. - Nie dotykaj mnie, nigdy ci nie zaufam. Skomplikowałeś całe moje życie. Po co się w nim pojawiłeś?! - zapytałam, połykając łzy. Kiedy widziałam, że nie chce mi odpowiedzieć. Pobiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w łazience.Postanowiłam, że schowam gdzieś telefon, bo prędzej, czy później i tak by go u mnie znaleźli. Odsunęłam trochę szafkę i wepchałam za nią komórkę. Wstałam, kiedy do mojego ucha dobiegł hałas otwieranych drzwi... ktoś pewnie jest teraz w pokoju i chce, żebym wyszła z łazienki.
- Rose? - zapytał znajomy głos. Nic nie odpowiedziałam. - Proszę, otwórz. - powiedział smutno. Dalej się nie odzywałam. - Przecież wiem, że tam jesteś. Otwórz, nic ci nie zrobię. - powiedział ponownie. Moje ciało trzęsło się ze strachu. Bałam się.. i byłam też rozczarowana. Myślałam, że on jest normalny. A chyba normalny człowiek, by mnie nie porwał. Prawda?
- Chce wrócić do domu! - krzyknęłam głośno i usłyszałam jak Justin cicho westchnął.
- Nie możesz, zrozum to. A teraz wyjdź stamtąd, chce tylko porozmawiać. - odparł po chwili.
- Ale ja nie chce. - odpowiedziałam, delikatnie poprawiając włosy.
- Rose, do cholery! Otwieraj! - wykrzyczał do mnie. Wystraszona wstałam i powoli otworzyłam drzwi. Moje ręce całe się trzęsły, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Justin stał przede mną wściekły i złapał mocno moją rękę. Później zeszliśmy we dwójkę na dół.
- Pewnie znasz już Zayna. Spędziliście ze sobą dużo czasu. - wskazał na chłopaka, siedzącego na kanapie.
- Taa.. - mruknęłam cicho. W końcu wiem, jak ma na imię.
- Mam was zostawić samych? - zapytał Zayn.
- Tak. Właśnie miałem cię o to poprosić. - odpowiedział Justin, seksownie oblizując usta. Może i nienawidziłam go, ale był seksowny.. tak samo jak Zayn.
- Nie.. zostań. - powiedziałam po chwili.
- Co? - zapytał zaskoczony Justin.
- Niech zostanie. Boję się być z tobą sama. - odparłam, spuszczając wzrok.
- Przecież... - zaczął powoli. - Dobra zostań. - pozwolił zostać dla chłopaka.
- Dziękuje. - wyszeptałam nieśmiało, na co skinął głową.
Justin i Zayn usiedli na kanapie i czekali, aż zrobię to samo. Zrobiłam to co chcieli, ale usiadłam na samym brzegu.
- Może się przybliżysz. - zaproponował Zayn. Pokiwałam przecząco głową. Wolę być w pewnej odległości od nich. - Jak chcesz. - dodał.
- Dobra, Rose. Jeszcze raz powtórzę: nie masz się czego bać. Nikt cię tu nie skrzywdzi, chcemy dla ciebie jak najlepiej. Wiem, że ostatnio byłaś smutna, a ja chce to zmienić.. tylko daj mi szansę. - powiedział, wpatrując się we mnie.
- Jak najlepiej? Słyszysz sam siebie? - zapytałam retorycznie.
- Wiem, że to dziwnie brzmi, bo tak jakby cię porwaliśmy. Ale uwierz... tu będzie ci lepiej. - odparł, uśmiechając się delikatnie. Nie wierzyłam w to co mówi, nie chciałam tu zostać. Moją ostatnią deską ratunku był Jacob. Tylko on wiedział, że zostałam porwana.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam ciągle tu siedzieć i nic nie robić? - zapytałam wkurzona.
- Przez jakiś czas.. jak przyzwyczaisz się do tego miejsca, to będziesz mogła wychodzić. - odparł spokojnie.
- Świetnie. - powiedziałam sarkastycznie. Wpatrując się w niego z nie do wierzeniem.
- Jeżeli kiedykolwiek wyjdziesz bez mojej zgody, to pamiętaj.. znajdę cię. - odparł cicho - Nie chce cię ranić, ale kiedyś uznasz, że dobrze, że tak się stało. - dodał po chwili.
- Dobra. - syknęłam z jadem. - Jestem głodna. - powiedziałam, nie chcąc już słuchać jakie mam tu warunki.
- Zaraz ci coś przyniosę. - odparł Justin i wstał z kanapy. Kiedy zniknął w kuchni, Zayn przybliżył się do mnie.
- Nie bój się. - pogłaskał delikatnie moje włosy. Ufałam mu bardziej niż dla Justina. Wiem, że on tego nie chciał, po prostu zrobił to, o co Bieber go prosił. Kilka łez spłynęło po moim policzku. - Nie płacz. Nie skrzywdzę cie. - dodał.
- Wiem. - zaczęłam. - Nie boję się ciebie.. wiem, że nie chciałeś tego zrobić. - powiedziałam, wtulając się w niego. - Będziesz tu mieszkał? - zapytałam cicho.
- To zależy, czy Justin się zgodzi. - odpowiedział zmieszany.
- Namówię go - wstałam na chwilę z kanapy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dopiero teraz zobaczyłam, jak było tu ładnie. Natychmiast usiadłam z powrotem, widząc idącego Justina. W ręku trzymał wielki talerz naleśników. Położył go na stół i czekał, aż zacznę jeść.
- A wy nie jecie? - zapytałam zaskoczona.
- Nie. - odpowiedzieli razem.
- Okey.. - mruknęłam i zaczęłam powoli jeść. Onieśmielały mnie ich spojrzenia. Ciągle się mi przyglądali. - Możecie przestać? - zapytałam cicho.
- Co? - mruknął Justin.
- Przyglądać mi się. To stresujące. - zachichotałam, a na ich twarze wkradły się uśmiechy.
- Jasne. - powiedział Zayn. Chłopcy na chwilę wyszli na balkon, dzięki czemu mogłam spokojnie zjeść. Nie dałam rady zjeść wszystkiego, więc wyniosłam talerz z kilkoma naleśnikami do kuchni. Było tu tak pięknie. Ściany zdobiły złote kafelki, a szafki były białe, rzeźbione.
- Rose! - usłyszałam wołanie z salonu.. już wrócili.
- Idę. - mruknęłam, wsadzając rękę co kieszeni.
- Po co tam poszłaś? - zapytał oburzony Justin.
- Tylko zaniosłam talerz.. - mruknęłam speszona i odwróciłam od niego wzrok.
- Przecież ja mogłem to zrobić. - odparł uspokajająco i pociągnął za końce swoich włosów. Naszą rozmowę przerwała dzwoniąca komórka. Justin szybko odebrał i wyszedł z pokoju. Po kilku minutach wrócił wkurzony.
- Muszę gdzieś iść. Wrócę za chwilę. Zayn zostań z nią. - powiedział szybko, biorąc z komody swoje kluczyki od samochodu.
- Co się dzieje? - zapytałam wystraszona, ale zamiast uzyskać odpowiedź, usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami.
__________________________________________________________________________
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj... nie było to jednak moją winą. Miałam dodać go wieczorem, ale była straszna burza i wyłączyli prąd :/ Dlatego też dodaje teraz.
Jeżeli ktoś jeszcze chce być informowany, to niech piszę w komentarzu <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
- Nie rozumiesz, że on mnie porwał?! - krzyknęłam, trzymając się jego coraz mocniej.
- To ja kazałem mu to zrobić. - odparł, a ja natychmiast się od niego oderwałam. Stałam na przeciwko i patrzyłam w jego oczy z nie do wierzeniem.
- Nie.. to nie może być prawdą! - kręciłam przecząco głową i stąpałam powoli do tyłu.
- Tu będzie ci lepiej. - powiedział, podchodząc do mnie.
- Słyszysz co ty w ogóle mówisz? - zapytałam retorycznie. - Jesteś żałosny. Wypuść mnie stąd. - odparłam, odwracając od niego wzrok. - Natychmiast! - zażądałam.
- Nie mogę tego zrobić. - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co?! - zapytałam wkurzona.
- Nie mogę.. tu będziesz szczęśliwa. - przygryzł delikatnie usta i wystawił rękę w moją stronę. - Zaufaj mi. - powiedział.
- Nienawidzę cię! - krzyknęłam głośno. - Nie dotykaj mnie, nigdy ci nie zaufam. Skomplikowałeś całe moje życie. Po co się w nim pojawiłeś?! - zapytałam, połykając łzy. Kiedy widziałam, że nie chce mi odpowiedzieć. Pobiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w łazience.Postanowiłam, że schowam gdzieś telefon, bo prędzej, czy później i tak by go u mnie znaleźli. Odsunęłam trochę szafkę i wepchałam za nią komórkę. Wstałam, kiedy do mojego ucha dobiegł hałas otwieranych drzwi... ktoś pewnie jest teraz w pokoju i chce, żebym wyszła z łazienki.
- Rose? - zapytał znajomy głos. Nic nie odpowiedziałam. - Proszę, otwórz. - powiedział smutno. Dalej się nie odzywałam. - Przecież wiem, że tam jesteś. Otwórz, nic ci nie zrobię. - powiedział ponownie. Moje ciało trzęsło się ze strachu. Bałam się.. i byłam też rozczarowana. Myślałam, że on jest normalny. A chyba normalny człowiek, by mnie nie porwał. Prawda?
- Chce wrócić do domu! - krzyknęłam głośno i usłyszałam jak Justin cicho westchnął.
- Nie możesz, zrozum to. A teraz wyjdź stamtąd, chce tylko porozmawiać. - odparł po chwili.
- Ale ja nie chce. - odpowiedziałam, delikatnie poprawiając włosy.
- Rose, do cholery! Otwieraj! - wykrzyczał do mnie. Wystraszona wstałam i powoli otworzyłam drzwi. Moje ręce całe się trzęsły, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Justin stał przede mną wściekły i złapał mocno moją rękę. Później zeszliśmy we dwójkę na dół.
- Pewnie znasz już Zayna. Spędziliście ze sobą dużo czasu. - wskazał na chłopaka, siedzącego na kanapie.
- Taa.. - mruknęłam cicho. W końcu wiem, jak ma na imię.
- Mam was zostawić samych? - zapytał Zayn.
- Tak. Właśnie miałem cię o to poprosić. - odpowiedział Justin, seksownie oblizując usta. Może i nienawidziłam go, ale był seksowny.. tak samo jak Zayn.
- Nie.. zostań. - powiedziałam po chwili.
- Co? - zapytał zaskoczony Justin.
- Niech zostanie. Boję się być z tobą sama. - odparłam, spuszczając wzrok.
- Przecież... - zaczął powoli. - Dobra zostań. - pozwolił zostać dla chłopaka.
- Dziękuje. - wyszeptałam nieśmiało, na co skinął głową.
Justin i Zayn usiedli na kanapie i czekali, aż zrobię to samo. Zrobiłam to co chcieli, ale usiadłam na samym brzegu.
- Może się przybliżysz. - zaproponował Zayn. Pokiwałam przecząco głową. Wolę być w pewnej odległości od nich. - Jak chcesz. - dodał.
- Dobra, Rose. Jeszcze raz powtórzę: nie masz się czego bać. Nikt cię tu nie skrzywdzi, chcemy dla ciebie jak najlepiej. Wiem, że ostatnio byłaś smutna, a ja chce to zmienić.. tylko daj mi szansę. - powiedział, wpatrując się we mnie.
- Jak najlepiej? Słyszysz sam siebie? - zapytałam retorycznie.
- Wiem, że to dziwnie brzmi, bo tak jakby cię porwaliśmy. Ale uwierz... tu będzie ci lepiej. - odparł, uśmiechając się delikatnie. Nie wierzyłam w to co mówi, nie chciałam tu zostać. Moją ostatnią deską ratunku był Jacob. Tylko on wiedział, że zostałam porwana.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Mam ciągle tu siedzieć i nic nie robić? - zapytałam wkurzona.
- Przez jakiś czas.. jak przyzwyczaisz się do tego miejsca, to będziesz mogła wychodzić. - odparł spokojnie.
- Świetnie. - powiedziałam sarkastycznie. Wpatrując się w niego z nie do wierzeniem.
- Jeżeli kiedykolwiek wyjdziesz bez mojej zgody, to pamiętaj.. znajdę cię. - odparł cicho - Nie chce cię ranić, ale kiedyś uznasz, że dobrze, że tak się stało. - dodał po chwili.
- Dobra. - syknęłam z jadem. - Jestem głodna. - powiedziałam, nie chcąc już słuchać jakie mam tu warunki.
- Zaraz ci coś przyniosę. - odparł Justin i wstał z kanapy. Kiedy zniknął w kuchni, Zayn przybliżył się do mnie.
- Nie bój się. - pogłaskał delikatnie moje włosy. Ufałam mu bardziej niż dla Justina. Wiem, że on tego nie chciał, po prostu zrobił to, o co Bieber go prosił. Kilka łez spłynęło po moim policzku. - Nie płacz. Nie skrzywdzę cie. - dodał.
- Wiem. - zaczęłam. - Nie boję się ciebie.. wiem, że nie chciałeś tego zrobić. - powiedziałam, wtulając się w niego. - Będziesz tu mieszkał? - zapytałam cicho.
- To zależy, czy Justin się zgodzi. - odpowiedział zmieszany.
- Namówię go - wstałam na chwilę z kanapy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dopiero teraz zobaczyłam, jak było tu ładnie. Natychmiast usiadłam z powrotem, widząc idącego Justina. W ręku trzymał wielki talerz naleśników. Położył go na stół i czekał, aż zacznę jeść.
- A wy nie jecie? - zapytałam zaskoczona.
- Nie. - odpowiedzieli razem.
- Okey.. - mruknęłam i zaczęłam powoli jeść. Onieśmielały mnie ich spojrzenia. Ciągle się mi przyglądali. - Możecie przestać? - zapytałam cicho.
- Co? - mruknął Justin.
- Przyglądać mi się. To stresujące. - zachichotałam, a na ich twarze wkradły się uśmiechy.
- Jasne. - powiedział Zayn. Chłopcy na chwilę wyszli na balkon, dzięki czemu mogłam spokojnie zjeść. Nie dałam rady zjeść wszystkiego, więc wyniosłam talerz z kilkoma naleśnikami do kuchni. Było tu tak pięknie. Ściany zdobiły złote kafelki, a szafki były białe, rzeźbione.
- Rose! - usłyszałam wołanie z salonu.. już wrócili.
- Idę. - mruknęłam, wsadzając rękę co kieszeni.
- Po co tam poszłaś? - zapytał oburzony Justin.
- Tylko zaniosłam talerz.. - mruknęłam speszona i odwróciłam od niego wzrok.
- Przecież ja mogłem to zrobić. - odparł uspokajająco i pociągnął za końce swoich włosów. Naszą rozmowę przerwała dzwoniąca komórka. Justin szybko odebrał i wyszedł z pokoju. Po kilku minutach wrócił wkurzony.
- Muszę gdzieś iść. Wrócę za chwilę. Zayn zostań z nią. - powiedział szybko, biorąc z komody swoje kluczyki od samochodu.
- Co się dzieje? - zapytałam wystraszona, ale zamiast uzyskać odpowiedź, usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami.
__________________________________________________________________________
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wczoraj... nie było to jednak moją winą. Miałam dodać go wieczorem, ale była straszna burza i wyłączyli prąd :/ Dlatego też dodaje teraz.
Jeżeli ktoś jeszcze chce być informowany, to niech piszę w komentarzu <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
niedziela, 28 lipca 2013
Rozdział 10 - "Take me away"
Zostałam wepchnięta siłą do samochodu i mocno przypięta pasami. Próbowałam jakoś otworzyć drzwi, wezwać pomoc, ale nie potrafiłam. 'Porywacz' usiadł na miejscu kierowcy i z piskiem opon odjechał z przed mojego domu.
- Kim jesteś? I gdzie my do cholery jedziemy? - zapytałam przerażonym głosem, trzęsąc się ze strachu.
- Jedziemy do mojego szefa. - odpowiedział opanowany.
- Co?! To on chciał, żebyś mnie porwał? - wykrzyczałam wściekła.
- Tylko nie porwał.. lepiej będzie brzmiało odprowadził. - odparł, śmiejąc się.
- Kto kurwa kazał ci to zrobić? - zapytałam jeszcze bardziej oburzona.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu, malutka. - pogłaskał mnie po włosach, przez co poczułam do niego straszne obrzydzenie. Nic już nie mówiąc, siedziałam cicho na fotelu. Moje powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu zasnęłam.
***
Rano obudziłam się w dużym łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nie zobaczyłam niczego dziwnego. Przecież zostałam porwana.. to co ja tu robię? Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, więc szybko przykryłam się cała kołdrą i udawałam, że nadal śpię. Ktoś usiadł na podłodze przed łóżkiem, nie mogłam zobaczyć kto to był, bo miałam zamknięte oczy. Czyjaś ręka przejechała delikatnie po moim policzku, poczułam męskie perfumy. Obróciłam się na drugą stronę i czekałam aż ten "ktoś" sobie stąd pójdzie. Gdy tylko wyszedł, prędko wstałam i stanęłam koło okna. Rozejrzałam się, ale nie mogłam rozpoznać tej okolicy. Chyba nigdy tu nie byłam. Usiadłam na parapecie i lekko oparłam się o szybę. Wsadziłam rękę do kieszeni w poszukiwaniu mojego telefonu. Na szczęście nikt go stamtąd nie zabrał.. może nie wiedzieli, że go mam. W mgnieniu oka, ruszyłam do łazienki zamykając się na klucz. Wystukałam numer Jacoba.
- Boże, Rose.. gdzie ty jesteś? - zapytał zmartwiony.
- Nie wiem. Ktoś mnie porwał. Błagam, pomóż mi. - powiedziałam, płacząc.
- Ross, wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. Jak się dowiem, kto to zrobił, to.. - odparł wściekły, ale szybko mu przerwałam.
- Dzwoń na policję, proszę. On tu zaraz przyjdzie, boję się Jacob. - mruknęłam cicho i natychmiast się rozłączyłam. Drzwi zaskrzypiały, powodując, że mój strach jeszcze bardziej się nasilił. Ktoś głośno zapukał do drzwi od łazienki, ale ignorując to, skuliłam się na podłodze.
- Rose, wiem, że tam jesteś. - powiedział ten sam mężczyzna, który mnie wczoraj porwał.
- Wypuście mnie stąd! - krzyknęłam, wypuszczając kolejne łzy.
- Jak na razie to sama się uwięziłaś w tej łazience. - zaczął się śmiać.
- Spierdalaj. - syknęłam wściekła.
- Wiesz, że i tak tam wejdę. Więc po co utrudniać mi pracę? Lepiej sama otwórz te cholerne drzwi! - odparł głośniejszym tonem. Nic nie odpowiedziałam i jeszcze bardziej się skuliłam. - Dobra, twój wybór. Pożałujesz tego.- wykrzyczał wkurzony. Wyszedł na chwilę z pokoju i wrócił po kilku minutach.
- Ja nie chce cię skrzywdzić, nawet jeżeli bym chciał, to nie mogę. Po prostu wyjdź stamtąd. Szef zaraz wróci. - powiedział łagodniej.
- A co jeżeli nie wyjdę? - zapytałam cicho.
- Wtedy wyważę drzwi i wyjmę cię siłą, ale wtedy już nie będę taki miły. - odpowiedział wesoło.
- Dobra. - syknęłam, zaciskając zęby. Ruszyłam w stronę drzwi i powoli przekręciłam w nich kluczyk. Odskoczyłam do tyłu i obserwowałam jak mężczyzna z hukiem otwiera drzwi. Przyjrzałam mu się dokładnie, bo wczoraj nawet nie widziałam jego twarzy. Był umięśniony i całkiem przystojny, co nie zmieniało faktu, że nadal go nienawidziłam.
- Zadowolony? - zapytałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odparł, uśmiechając się. Był dziwny.. - A teraz zejdź na dół, on już tam pewnie na ciebie czeka. Dzwonił co chwilę i pytał jak się czujesz. - zachichotał, wyciągając rękę w moją stronę.
- Kto? - zapytałam przerażona.
- Zaraz się wszystkiego dowiesz. - powiedział, chwytając mnie za dłoń i wyprowadził mnie na korytarz.
- Boję się. - wyszeptałam.
- Nie masz czego. Nikt cię tu nie skrzywdzi. - próbował mnie uspokoić. Był dla mnie coraz milszy, ale nigdy nie zapomnę, że jestem tu właśnie przez niego.
- Nie ufam ci. - powiedziałam, spoglądając na niego.
- Nie musisz, po prostu zejdź na dół.. tam ci wszystko wyjaśnimy. - rzekł, uśmiechając się do mnie. Zignorowałam to i cicho westchnęłam.
- To chodźmy. - złapałam go mocniej za rękę i powoli stąpałam po schodach. Stresowałam się, nie wiedziałam kto może tam na mnie czekać. Może stał tam morderca.. nic nigdy nie wiadomo. Zeszliśmy do wielkiego salonu, w którym panowała zupełna cisza. Nikogo tam nie było, żadnej żywej istoty. Odetchnęłam z ulgą.
- Nikogo tu nie ma. - parsknęłam śmiechem.
- Bo musimy chwilę zaczekać. - odparł, niszcząc moją nadzieje. Przewróciłam oczami. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu i szybko schowałam się za 'nieznajomym'. Oczy wyszły mi na wierzch, a szczęka oparła na podłogę, kiedy moim oczom ukazał się.. JUSTIN! Szybko podbiegłam do niego.
- Błagam, zabierz mnie stąd! - krzyknęłam z nadzieją i mocno się w niego wtuliłam.
____________________________________________________________________
Strasznie trudno pisało mi się ten rozdział i dosyć długo. Kompletny brak pomysłów.. dlatego też jest taki krótki. Myślałam, że dzisiaj już go nie będzie.
Następne rozdziały będą coraz ciekawsze :) Dziękuje za komentarze i za to, że czytacie moje wypociny..eh. Jesteście kochani <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
- Kim jesteś? I gdzie my do cholery jedziemy? - zapytałam przerażonym głosem, trzęsąc się ze strachu.
- Jedziemy do mojego szefa. - odpowiedział opanowany.
- Co?! To on chciał, żebyś mnie porwał? - wykrzyczałam wściekła.
- Tylko nie porwał.. lepiej będzie brzmiało odprowadził. - odparł, śmiejąc się.
- Kto kurwa kazał ci to zrobić? - zapytałam jeszcze bardziej oburzona.
- Wszystkiego dowiesz się na miejscu, malutka. - pogłaskał mnie po włosach, przez co poczułam do niego straszne obrzydzenie. Nic już nie mówiąc, siedziałam cicho na fotelu. Moje powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu zasnęłam.
***
Rano obudziłam się w dużym łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nie zobaczyłam niczego dziwnego. Przecież zostałam porwana.. to co ja tu robię? Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, więc szybko przykryłam się cała kołdrą i udawałam, że nadal śpię. Ktoś usiadł na podłodze przed łóżkiem, nie mogłam zobaczyć kto to był, bo miałam zamknięte oczy. Czyjaś ręka przejechała delikatnie po moim policzku, poczułam męskie perfumy. Obróciłam się na drugą stronę i czekałam aż ten "ktoś" sobie stąd pójdzie. Gdy tylko wyszedł, prędko wstałam i stanęłam koło okna. Rozejrzałam się, ale nie mogłam rozpoznać tej okolicy. Chyba nigdy tu nie byłam. Usiadłam na parapecie i lekko oparłam się o szybę. Wsadziłam rękę do kieszeni w poszukiwaniu mojego telefonu. Na szczęście nikt go stamtąd nie zabrał.. może nie wiedzieli, że go mam. W mgnieniu oka, ruszyłam do łazienki zamykając się na klucz. Wystukałam numer Jacoba.
- Boże, Rose.. gdzie ty jesteś? - zapytał zmartwiony.
- Nie wiem. Ktoś mnie porwał. Błagam, pomóż mi. - powiedziałam, płacząc.
- Ross, wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. Jak się dowiem, kto to zrobił, to.. - odparł wściekły, ale szybko mu przerwałam.
- Dzwoń na policję, proszę. On tu zaraz przyjdzie, boję się Jacob. - mruknęłam cicho i natychmiast się rozłączyłam. Drzwi zaskrzypiały, powodując, że mój strach jeszcze bardziej się nasilił. Ktoś głośno zapukał do drzwi od łazienki, ale ignorując to, skuliłam się na podłodze.
- Rose, wiem, że tam jesteś. - powiedział ten sam mężczyzna, który mnie wczoraj porwał.
- Wypuście mnie stąd! - krzyknęłam, wypuszczając kolejne łzy.
- Jak na razie to sama się uwięziłaś w tej łazience. - zaczął się śmiać.
- Spierdalaj. - syknęłam wściekła.
- Wiesz, że i tak tam wejdę. Więc po co utrudniać mi pracę? Lepiej sama otwórz te cholerne drzwi! - odparł głośniejszym tonem. Nic nie odpowiedziałam i jeszcze bardziej się skuliłam. - Dobra, twój wybór. Pożałujesz tego.- wykrzyczał wkurzony. Wyszedł na chwilę z pokoju i wrócił po kilku minutach.
- Ja nie chce cię skrzywdzić, nawet jeżeli bym chciał, to nie mogę. Po prostu wyjdź stamtąd. Szef zaraz wróci. - powiedział łagodniej.
- A co jeżeli nie wyjdę? - zapytałam cicho.
- Wtedy wyważę drzwi i wyjmę cię siłą, ale wtedy już nie będę taki miły. - odpowiedział wesoło.
- Dobra. - syknęłam, zaciskając zęby. Ruszyłam w stronę drzwi i powoli przekręciłam w nich kluczyk. Odskoczyłam do tyłu i obserwowałam jak mężczyzna z hukiem otwiera drzwi. Przyjrzałam mu się dokładnie, bo wczoraj nawet nie widziałam jego twarzy. Był umięśniony i całkiem przystojny, co nie zmieniało faktu, że nadal go nienawidziłam.
- Zadowolony? - zapytałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - odparł, uśmiechając się. Był dziwny.. - A teraz zejdź na dół, on już tam pewnie na ciebie czeka. Dzwonił co chwilę i pytał jak się czujesz. - zachichotał, wyciągając rękę w moją stronę.
- Kto? - zapytałam przerażona.
- Zaraz się wszystkiego dowiesz. - powiedział, chwytając mnie za dłoń i wyprowadził mnie na korytarz.
- Boję się. - wyszeptałam.
- Nie masz czego. Nikt cię tu nie skrzywdzi. - próbował mnie uspokoić. Był dla mnie coraz milszy, ale nigdy nie zapomnę, że jestem tu właśnie przez niego.
- Nie ufam ci. - powiedziałam, spoglądając na niego.
- Nie musisz, po prostu zejdź na dół.. tam ci wszystko wyjaśnimy. - rzekł, uśmiechając się do mnie. Zignorowałam to i cicho westchnęłam.
- To chodźmy. - złapałam go mocniej za rękę i powoli stąpałam po schodach. Stresowałam się, nie wiedziałam kto może tam na mnie czekać. Może stał tam morderca.. nic nigdy nie wiadomo. Zeszliśmy do wielkiego salonu, w którym panowała zupełna cisza. Nikogo tam nie było, żadnej żywej istoty. Odetchnęłam z ulgą.
- Nikogo tu nie ma. - parsknęłam śmiechem.
- Bo musimy chwilę zaczekać. - odparł, niszcząc moją nadzieje. Przewróciłam oczami. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu i szybko schowałam się za 'nieznajomym'. Oczy wyszły mi na wierzch, a szczęka oparła na podłogę, kiedy moim oczom ukazał się.. JUSTIN! Szybko podbiegłam do niego.
- Błagam, zabierz mnie stąd! - krzyknęłam z nadzieją i mocno się w niego wtuliłam.
____________________________________________________________________
Strasznie trudno pisało mi się ten rozdział i dosyć długo. Kompletny brak pomysłów.. dlatego też jest taki krótki. Myślałam, że dzisiaj już go nie będzie.
Następne rozdziały będą coraz ciekawsze :) Dziękuje za komentarze i za to, że czytacie moje wypociny..eh. Jesteście kochani <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
sobota, 27 lipca 2013
Rozdział 9 - "Hug me"
- Już dobrze. - pogłaskała mnie po głowie przyjaciółka, a ja delikatnie się od niej odsunęłam. - Mamy jeszcze tylko jedną lekcje, jak chcesz to idź do domu. Powiem, że źle się poczułaś. - zaproponowała.
- Dziękuje. - odparłam i wytarłam ze swoich policzków łzy. Wyszłam z łazienki i udałam się prosto do wyjścia. Na dworze było chłodno. Wiatr rozwiewał moje włosy na różne strony, a moje ręce drżały z zimna.
- Gdzie idziesz? - krzyknął przyjaźnie, znajomy mi głos.
- Przytul mnie, Justin. - mruknęłam cicho, spuszczając głowę. Chłopak podbiegł do mnie i objął mnie swoimi silnymi ramionami. Nie wiem czemu chciałam, żeby to zrobił.. to był głupi impuls.
- Co się stało? - zapytał zmartwiony. Złapał moją twarz w dłoniach i lekko uniósł ją do góry, tak, że teraz patrzyłam na niego.
- Nieważne, chce już stąd iść. - powiedziałam, wypuszczając łzy.
- Josh coś ci zrobił? - syknął, zaciskając zęby.
- Po prostu nie chce z nikim to tym rozmawiać, jasne? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w kierunku mojego domu.
Justin's POV:
- Po prostu nie chce z nikim o tym rozmawiać, jasne? - zapytała, a kiedy chciałem jej coś powiedzieć, zaczęła iść w kierunku swojego domu.
- Kurwa. - mruknąłem do siebie. Wydaje mi się, że jedyną osobą, która wie o co chodzi jest Amanda. Nie lubię suki, to fakt.. ale chce wiedzieć co się dzieje z Rose. Poczekam na nią aż skończy lekcje. Ruszyłem w stronę klasy, w której obecnie była Amanda. Zatrzymałem się przed drzwiami i opierając się o ścianę czekałem na dzwonek. Kiedy już zadzwonił, wypatrywałem czy dziewczyna czasem nie idzie.
- Amanda! - krzyknąłem, łapiąc ja za rękę.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała wkurzona.
- Co się dzieje z Rose? - odparłem ignorując jej pytanie.
- Nie interesuj się. Trzymaj się od niej z daleka. Nie pozwolę, żebyś ją skrzywdził. - powiedziała, kiwając przede mną swoim palcem.
- Jesteś śmieszna. - zaśmiałem się, przewracając oczami.
- Tylko, że to nie ja pieprze się z każdą laską w szkole. - odparła z fałszywym uśmieszkiem na ustach.
- Zmieniłem się. - powiedziałem, odwracając wzrok.
- Ludzie się nie zmieniają, Bieber. Zapamiętaj to. Nie zbliżaj się do Rose. - syknęła i wyrywając się z mojego uścisku, podbiegła do wyjściowych drzwi.
Złapałem końce swoich włosów i mocno je pociągnąłem. I tak dowiem się o co chodzi.. muszę jakoś pomóc Rose.
Rose's POV:
Siedziałam na kanapie i myślałam o tych wszystkich wydarzeniach, które ostatnio miały miejsce. Stwierdziłam, że moje życie z każdym dnie traci sens. Nagle usłyszałam, głośne zamykanie drzwi. Poszłam sprawdzić, kto właśnie wszedł do mojego domu. Zaniemówiłam kiedy zobaczyłam osobę, która właśnie stała przede mną.
- Jacob? - zapytałam i rzuciłam się mu na szyję. - Tak się bałam, myślałam, że nie żyjesz. - wytarłam łzy i spojrzałam na niego.
- Jak widzisz wszystko jest okey. Możesz mnie puścić? Chce iść do swojego pokoju. - powiedział, poprawiając swoje czarne włosy.
- Jasne. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. - mruknęłam, szeroko się uśmiechając. To był chyba jakiś cud, on tu jest.. żywy! Natychmiast wzięłam telefon i wystukałam numer Amandy.
- Hej Amanda, nie uwierzysz co się stało. - powiedziałam podekscytowana.
- Ty też nie.. - odparła mniej entuzjastycznie.
- Co jest? - zapytałam.
- Bieber się o ciebie pytał. Zrozum, że on nie jest dla ciebie i pamiętaj co mi obiecałaś. Ja się o ciebie martwię i nie chce, żeby jakiś dupek cię skrzywdził. - po tych słowach, zapanowała krótka cisza.
- Nie wydaje się by chciał mnie skrzywdzić. Ale okey, spróbuje trzymać się od niego z daleka. - powiedziałam, uspokajając ją.
- Dziękuje, od razu lepiej. - zachichotała cicho. - A co ty chciałaś mi powiedzieć? - zapytała, przypominając mi o moim newsie.
- Jacob wrócił do domu! Nawet nie wiesz jak się cieszę. - prawie, że krzyczałam, mówią to do Amandy, mogłam sobie wyobrazić, jak uśmiech wkrada się na jej usta.
- Dzięki Bogu. Nie potrzebnie się martwiłyśmy. Pozdrów go ode mnie. Muszę kończyć, bo rodzice wrócili do domu. Do jutra, kochanie. - odparła bardziej szczęśliwa.
- Okey. Do jutra. - odpowiedziałam przyjaciółce i poszłam na górę do swojego pokoju. Przebrałam się w ciepły dres i usiadłam na łóżko. Usłyszałam czyjeś kroki na dole. Zeszłam powoli, myśląc, że jest tam Jacob, ale od razu pożałowałam, że to zrobiłam. Zamaskowany mężczyzna podbiegł do mnie, przyciskając swoją rękę do moich ust i podniósł mnie, po czym wyprowadził z domu. Próbowałam się wyrwać, ale na marne. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi.. mogłam się tego domyślić po tych wszystkich telefonach, wiadomościach i odwiedzinach mojego domu. Czemu byłam taką idiotką i nikomu o tym nie powiedziałam? Nie zadzwoniłam na policję? To wszystko jest wyłącznie moją winą.
_________________________________________________________________________
Niespodziewany zwrot akcji haha. Nowe rozdziały będą pojawiać się codziennie lub co dwa dni. Więc rozdziału 10 spodziewajcie się jutro. Dziękuje za komentarze, jesteście kochani <3 Rozdział taki trochę nijaki i krótki, ale następny spróbuje napisać lepszy :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
- Dziękuje. - odparłam i wytarłam ze swoich policzków łzy. Wyszłam z łazienki i udałam się prosto do wyjścia. Na dworze było chłodno. Wiatr rozwiewał moje włosy na różne strony, a moje ręce drżały z zimna.
- Gdzie idziesz? - krzyknął przyjaźnie, znajomy mi głos.
- Przytul mnie, Justin. - mruknęłam cicho, spuszczając głowę. Chłopak podbiegł do mnie i objął mnie swoimi silnymi ramionami. Nie wiem czemu chciałam, żeby to zrobił.. to był głupi impuls.
- Co się stało? - zapytał zmartwiony. Złapał moją twarz w dłoniach i lekko uniósł ją do góry, tak, że teraz patrzyłam na niego.
- Nieważne, chce już stąd iść. - powiedziałam, wypuszczając łzy.
- Josh coś ci zrobił? - syknął, zaciskając zęby.
- Po prostu nie chce z nikim to tym rozmawiać, jasne? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w kierunku mojego domu.
Justin's POV:
- Po prostu nie chce z nikim o tym rozmawiać, jasne? - zapytała, a kiedy chciałem jej coś powiedzieć, zaczęła iść w kierunku swojego domu.
- Kurwa. - mruknąłem do siebie. Wydaje mi się, że jedyną osobą, która wie o co chodzi jest Amanda. Nie lubię suki, to fakt.. ale chce wiedzieć co się dzieje z Rose. Poczekam na nią aż skończy lekcje. Ruszyłem w stronę klasy, w której obecnie była Amanda. Zatrzymałem się przed drzwiami i opierając się o ścianę czekałem na dzwonek. Kiedy już zadzwonił, wypatrywałem czy dziewczyna czasem nie idzie.
- Amanda! - krzyknąłem, łapiąc ja za rękę.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała wkurzona.
- Co się dzieje z Rose? - odparłem ignorując jej pytanie.
- Nie interesuj się. Trzymaj się od niej z daleka. Nie pozwolę, żebyś ją skrzywdził. - powiedziała, kiwając przede mną swoim palcem.
- Jesteś śmieszna. - zaśmiałem się, przewracając oczami.
- Tylko, że to nie ja pieprze się z każdą laską w szkole. - odparła z fałszywym uśmieszkiem na ustach.
- Zmieniłem się. - powiedziałem, odwracając wzrok.
- Ludzie się nie zmieniają, Bieber. Zapamiętaj to. Nie zbliżaj się do Rose. - syknęła i wyrywając się z mojego uścisku, podbiegła do wyjściowych drzwi.
Złapałem końce swoich włosów i mocno je pociągnąłem. I tak dowiem się o co chodzi.. muszę jakoś pomóc Rose.
Rose's POV:
Siedziałam na kanapie i myślałam o tych wszystkich wydarzeniach, które ostatnio miały miejsce. Stwierdziłam, że moje życie z każdym dnie traci sens. Nagle usłyszałam, głośne zamykanie drzwi. Poszłam sprawdzić, kto właśnie wszedł do mojego domu. Zaniemówiłam kiedy zobaczyłam osobę, która właśnie stała przede mną.
- Jacob? - zapytałam i rzuciłam się mu na szyję. - Tak się bałam, myślałam, że nie żyjesz. - wytarłam łzy i spojrzałam na niego.
- Jak widzisz wszystko jest okey. Możesz mnie puścić? Chce iść do swojego pokoju. - powiedział, poprawiając swoje czarne włosy.
- Jasne. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. - mruknęłam, szeroko się uśmiechając. To był chyba jakiś cud, on tu jest.. żywy! Natychmiast wzięłam telefon i wystukałam numer Amandy.
- Hej Amanda, nie uwierzysz co się stało. - powiedziałam podekscytowana.
- Ty też nie.. - odparła mniej entuzjastycznie.
- Co jest? - zapytałam.
- Bieber się o ciebie pytał. Zrozum, że on nie jest dla ciebie i pamiętaj co mi obiecałaś. Ja się o ciebie martwię i nie chce, żeby jakiś dupek cię skrzywdził. - po tych słowach, zapanowała krótka cisza.
- Nie wydaje się by chciał mnie skrzywdzić. Ale okey, spróbuje trzymać się od niego z daleka. - powiedziałam, uspokajając ją.
- Dziękuje, od razu lepiej. - zachichotała cicho. - A co ty chciałaś mi powiedzieć? - zapytała, przypominając mi o moim newsie.
- Jacob wrócił do domu! Nawet nie wiesz jak się cieszę. - prawie, że krzyczałam, mówią to do Amandy, mogłam sobie wyobrazić, jak uśmiech wkrada się na jej usta.
- Dzięki Bogu. Nie potrzebnie się martwiłyśmy. Pozdrów go ode mnie. Muszę kończyć, bo rodzice wrócili do domu. Do jutra, kochanie. - odparła bardziej szczęśliwa.
- Okey. Do jutra. - odpowiedziałam przyjaciółce i poszłam na górę do swojego pokoju. Przebrałam się w ciepły dres i usiadłam na łóżko. Usłyszałam czyjeś kroki na dole. Zeszłam powoli, myśląc, że jest tam Jacob, ale od razu pożałowałam, że to zrobiłam. Zamaskowany mężczyzna podbiegł do mnie, przyciskając swoją rękę do moich ust i podniósł mnie, po czym wyprowadził z domu. Próbowałam się wyrwać, ale na marne. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi.. mogłam się tego domyślić po tych wszystkich telefonach, wiadomościach i odwiedzinach mojego domu. Czemu byłam taką idiotką i nikomu o tym nie powiedziałam? Nie zadzwoniłam na policję? To wszystko jest wyłącznie moją winą.
_________________________________________________________________________
Niespodziewany zwrot akcji haha. Nowe rozdziały będą pojawiać się codziennie lub co dwa dni. Więc rozdziału 10 spodziewajcie się jutro. Dziękuje za komentarze, jesteście kochani <3 Rozdział taki trochę nijaki i krótki, ale następny spróbuje napisać lepszy :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
piątek, 26 lipca 2013
Rozdział 8 - "Do not ignore me"
- Ale.. ja.. - przygryzłam dolną wargę, wpatrując się w ściany. Miałam nadzieje, że jakaś wymówka wpadnie mi do głowy.
- Nie tłumacz się. Wiem, że o tym wiedziałaś. Może ty też sądzisz, że lepiej by było, gdybym nic nie wiedział? - zapytał i nie oczekując na odpowiedź, wyszedł z domu.
- Kurwa. - mruknęłam sama do siebie. Nie wiedziałam już co miałam robić. Iść za nim czy może poczekać na niego.. chyba lepiej będzie jak sam się z tym upora. Ruszyłam powoli do swojego pokoju i wygodnie ułożyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i natychmiast zapadłam w głęboki sen.
Obudziłam się o 7 rano, zarzuciłam szlafrok i poszłam zobaczyć co robi Jacob. Weszłam do jego pokoju, ale nikogo w nim nie było, więc zeszłam na dół. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale tam też nie zauważyłam nikogo. - Może coś mu się stało. Muszę natychmiast do niego zadzwonić.- pomyślałam i poszłam po swój telefon na górę. Wystukałam jego numer i przycisnęłam zieloną słuchawkę. Nikt nie odebrał, zadzwoniłam drugi raz, ale znów włączyła się sekretarka. Wzięłam głęboki oddech i wyrzuciłam wszystkie złe myśli ze swojej głowy. Za godzinę szkoła.. muszę się odstresować.
***
- Ale jak to nie wrócił na noc? - zapytała zmartwiona Amanda.
- No normalnie. Wyszedł i nie wrócił. Nie odbiera ode mnie telefonów, nie daje żadnych znaków życia. Boję się o niego. - powiedziałam, przecierając oczy i tym samym hamując łzy.
- Będzie dobrze. - odparła moja przyjaciółka, a na jej ustach zagościł sztuczny uśmiech.
- Chyba sama w to nie wierzysz. - powiedziałam patrząc na nią. Spuściła wzrok i na chwilę zamknęła oczy. - Co jest? - zapytałam po chwili.
- Niepotrzebnie mu o wszystkim powiedziałam.. jestem taka głupia. - odpowiedziała cicho szlochając.
- Dobrze zrobiłaś. Musiał znać prawdę. Prędzej czy później się z tym pogodzi. On potrzebuje czasu. - odparłam, przytulając się do niej. Wtedy ujrzała, że Josh idzie w naszym kierunku. Natychmiast oderwałam się od przyjaciółki i stanęłam jak wryta. Amanda domyśliła się o co chodzi i nie wypytując o nic, stanęła z boku.
- Hej Amanda. Możesz zostawić mnie samego z Rose? - zapytał uśmiechając się radośnie.
- Jasne. - odparła wymuszając uśmiech i ruszyła w stronę klasy.
- Czy teraz możesz mi wszystko wytłumaczyć? - spytał, przeszywając mnie wzrokiem. A jednak.. nie uniknę tej rozmowy.
- A muszę? - zapytałam smutno.
- Rose! - krzyknął, dając mi jasną odpowiedź.
- Justin.. on.. mnie uratował. - rzuciłam szybko.
- Jak to cię uratował? Co się stało? - zapytał lekko zdenerwowany.
- Obiecaj, że mi uwierzysz. - powiedziałam, wpatrując się w jego oczy.
- Obiecuje, tylko proszę, powiedź mi w końcu! - odparł zaciekawiony.
- Okey.. bo.. on uratował mnie przed gwałtem. - wydusiłam, wypuszczając pojedynczą łzę z mojego oka.
- Co?! - zapytał z nie do wierzeniem, Josh.
- To co słyszałeś. To dlatego byłam bez bluzki. - przypomniałam mu.
- Boże, Rose. Tak mi przykro. - powiedział, przytulając mnie do siebie.
- Przecież nic się nie stało.. i to dzięki Justinowi. - powiedziałam, kładąc swoją głowę na jego klatce piersiowej.
- Przepraszam. Zachowałem się jak skończony idiota.. i to po raz kolejny. - odetchnął głęboko, oczekując mojej reakcji.
- Jest okey. - rzuciłam po kilku sekundach. - Muszę już iść, bo spóźnię się na lekcje. Zobaczymy się później. - pocałowałam go w policzek i poszłam w stronę klasy. Cieszę się, że wszystko się wyjaśniło, teraz musi być już tylko lepiej. Z uśmiechem na ustach otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zobaczyłam, że prawie wszystkie miejsca są już zajęte.. nawet Amanda siedziała już z Triną. Rozejrzałam się po klasie i jedyne puste krzesełko, stało przy stoliku Ryana. Przełknęłam głośno ślinę i zajęłam miejsce.
- Hej laleczko. - odezwał się chłopak, siedzący obok mnie. Ignorując to co do mnie powiedział, wyjęłam zeszyt z mojej torebki i udawałam, że słucham tego co mówi do nas pani Corrins. - Nie ignoruj mnie, maleńka. - znów próbował nawiązać rozmowę, ale udawałam, że nie słyszę, tego co do mnie mówi. Poczułam, że jego ręka jest na moim kolanie. Odsuwając się, strąciłam ją.
- Nie bądź taką niedostępną suką, Rose. - powiedział, łobuzersko się uśmiechając.
- Nie dotykaj mnie. - wydukałam, zaciskając zęby.
- Okey, okey. Zabawimy się kiedy indziej . Rozumiem, że wolisz mniej publiczne miejsca. - puścił mi oczko, przez co po moim ciele przeszedł dreszcz. Unikając jego wzroku, próbowałam skupić się na lekcji.
***
- Jak mogłaś mi to zrobić. - powiedziałam, wściekła na przyjaciółkę.
- Oj nie przesadzaj. Nic się nie stało. - odrzekła, uspokajając mnie.
- Nic się nie stało? On mnie obmacywał. - odparłam jeszcze bardziej zła. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki i natychmiast się odwróciłam.
- O czym rozmawiacie, dziewczyny? - wtrącił się Justin. Pewnie słyszał, tą "ciekawą" rozmowę.
- Nie twój zasrany interes, Bieber. - syknęłam wkurzona, Amanda.
- Widzę, że nic się nie zmieniłaś. Dalej jesteś straszną suką. - powiedział, uśmiechając się złowrogo do mojej przyjaciółki.
- Koniec. Możesz nas zostawić samych Ami? - zapytałam swoją przyjaciółkę, jednocześnie zakańczając ich kłótnię.
- Dobra. - mruknęła, przewracając oczami. Skierowałam swój wzrok na Justina i lekko rozpromieniałam.
- Dziękuje. - powiedziałam, przerywając ciszę między nami.
- Za co? - zapytał, udając zdziwienie.
- Za to, że dzięki tobie, nie zostałam zgwałcona. - spojrzałam w jego tęczówki, od razu się w nich rozpływając. Kurwa, czy on musiał być aż taki seksowny?
- Mówiłem ci już, że nie ma o czym gadać. Jak masz jakiś problem, to zawszę możesz na mnie liczyć. - obdarował mnie swoim pięknym uśmiechem, powodując, że w moim żołądku, motyle zatrzepotały skrzydełkami.
- Cieszę się. - odparłam, przygryzając wargę. - Muszę iść. Jeszcze raz dziękuje za wszystko. Jesteś wspaniały. - powiedziałam, lekko go obejmując. I poszłam szukać Ami.
- Do później. - odparł prawie, że niesłyszalnie, wpatrując się w moją postać, znikającą w tłumie ludzi.
Przechodząc obok łazienki, usłyszałam głośne łkanie. Weszłam i moim oczom ukazała się Amanda, opierająca się o zimne kafelki na ścianie.
- Co się dzieje? - spojrzałam na nią zmieszana.
- Przeczytaj to. - podała mi swojego tablet'a, na którym ukazała się strona z najnowszymi newsami. "Młody mężczyzna znaleziony martwy dzisiaj rano w pobliskim parku. Na razie nie udało nam się ustalić kim jest i nie wiemy także nic o jego rodzinie." czytając to łzy spłynęły po moim policzku.
- Nie wiadomo czy to on, rozumiesz?! - krzyknęłam głośno. - To nie on. To nie może być prawda. - przytulając Amandą, głośno zaczęłam płakać.
_____________________________________________________________
No i mamy już ósemkę. Bardzo wam dziękuje za komentarze do poprzedniego rozdziału. Zachęciliście mnie nimi do pisania. Kocham was <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
- Nie tłumacz się. Wiem, że o tym wiedziałaś. Może ty też sądzisz, że lepiej by było, gdybym nic nie wiedział? - zapytał i nie oczekując na odpowiedź, wyszedł z domu.
- Kurwa. - mruknęłam sama do siebie. Nie wiedziałam już co miałam robić. Iść za nim czy może poczekać na niego.. chyba lepiej będzie jak sam się z tym upora. Ruszyłam powoli do swojego pokoju i wygodnie ułożyłam się na łóżku. Zamknęłam oczy i natychmiast zapadłam w głęboki sen.
Obudziłam się o 7 rano, zarzuciłam szlafrok i poszłam zobaczyć co robi Jacob. Weszłam do jego pokoju, ale nikogo w nim nie było, więc zeszłam na dół. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale tam też nie zauważyłam nikogo. - Może coś mu się stało. Muszę natychmiast do niego zadzwonić.- pomyślałam i poszłam po swój telefon na górę. Wystukałam jego numer i przycisnęłam zieloną słuchawkę. Nikt nie odebrał, zadzwoniłam drugi raz, ale znów włączyła się sekretarka. Wzięłam głęboki oddech i wyrzuciłam wszystkie złe myśli ze swojej głowy. Za godzinę szkoła.. muszę się odstresować.
***
- Ale jak to nie wrócił na noc? - zapytała zmartwiona Amanda.
- No normalnie. Wyszedł i nie wrócił. Nie odbiera ode mnie telefonów, nie daje żadnych znaków życia. Boję się o niego. - powiedziałam, przecierając oczy i tym samym hamując łzy.
- Będzie dobrze. - odparła moja przyjaciółka, a na jej ustach zagościł sztuczny uśmiech.
- Chyba sama w to nie wierzysz. - powiedziałam patrząc na nią. Spuściła wzrok i na chwilę zamknęła oczy. - Co jest? - zapytałam po chwili.
- Niepotrzebnie mu o wszystkim powiedziałam.. jestem taka głupia. - odpowiedziała cicho szlochając.
- Dobrze zrobiłaś. Musiał znać prawdę. Prędzej czy później się z tym pogodzi. On potrzebuje czasu. - odparłam, przytulając się do niej. Wtedy ujrzała, że Josh idzie w naszym kierunku. Natychmiast oderwałam się od przyjaciółki i stanęłam jak wryta. Amanda domyśliła się o co chodzi i nie wypytując o nic, stanęła z boku.
- Hej Amanda. Możesz zostawić mnie samego z Rose? - zapytał uśmiechając się radośnie.
- Jasne. - odparła wymuszając uśmiech i ruszyła w stronę klasy.
- Czy teraz możesz mi wszystko wytłumaczyć? - spytał, przeszywając mnie wzrokiem. A jednak.. nie uniknę tej rozmowy.
- A muszę? - zapytałam smutno.
- Rose! - krzyknął, dając mi jasną odpowiedź.
- Justin.. on.. mnie uratował. - rzuciłam szybko.
- Jak to cię uratował? Co się stało? - zapytał lekko zdenerwowany.
- Obiecaj, że mi uwierzysz. - powiedziałam, wpatrując się w jego oczy.
- Obiecuje, tylko proszę, powiedź mi w końcu! - odparł zaciekawiony.
- Okey.. bo.. on uratował mnie przed gwałtem. - wydusiłam, wypuszczając pojedynczą łzę z mojego oka.
- Co?! - zapytał z nie do wierzeniem, Josh.
- To co słyszałeś. To dlatego byłam bez bluzki. - przypomniałam mu.
- Boże, Rose. Tak mi przykro. - powiedział, przytulając mnie do siebie.
- Przecież nic się nie stało.. i to dzięki Justinowi. - powiedziałam, kładąc swoją głowę na jego klatce piersiowej.
- Przepraszam. Zachowałem się jak skończony idiota.. i to po raz kolejny. - odetchnął głęboko, oczekując mojej reakcji.
- Jest okey. - rzuciłam po kilku sekundach. - Muszę już iść, bo spóźnię się na lekcje. Zobaczymy się później. - pocałowałam go w policzek i poszłam w stronę klasy. Cieszę się, że wszystko się wyjaśniło, teraz musi być już tylko lepiej. Z uśmiechem na ustach otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zobaczyłam, że prawie wszystkie miejsca są już zajęte.. nawet Amanda siedziała już z Triną. Rozejrzałam się po klasie i jedyne puste krzesełko, stało przy stoliku Ryana. Przełknęłam głośno ślinę i zajęłam miejsce.
- Hej laleczko. - odezwał się chłopak, siedzący obok mnie. Ignorując to co do mnie powiedział, wyjęłam zeszyt z mojej torebki i udawałam, że słucham tego co mówi do nas pani Corrins. - Nie ignoruj mnie, maleńka. - znów próbował nawiązać rozmowę, ale udawałam, że nie słyszę, tego co do mnie mówi. Poczułam, że jego ręka jest na moim kolanie. Odsuwając się, strąciłam ją.
- Nie bądź taką niedostępną suką, Rose. - powiedział, łobuzersko się uśmiechając.
- Nie dotykaj mnie. - wydukałam, zaciskając zęby.
- Okey, okey. Zabawimy się kiedy indziej . Rozumiem, że wolisz mniej publiczne miejsca. - puścił mi oczko, przez co po moim ciele przeszedł dreszcz. Unikając jego wzroku, próbowałam skupić się na lekcji.
***
- Jak mogłaś mi to zrobić. - powiedziałam, wściekła na przyjaciółkę.
- Oj nie przesadzaj. Nic się nie stało. - odrzekła, uspokajając mnie.
- Nic się nie stało? On mnie obmacywał. - odparłam jeszcze bardziej zła. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki i natychmiast się odwróciłam.
- O czym rozmawiacie, dziewczyny? - wtrącił się Justin. Pewnie słyszał, tą "ciekawą" rozmowę.
- Nie twój zasrany interes, Bieber. - syknęłam wkurzona, Amanda.
- Widzę, że nic się nie zmieniłaś. Dalej jesteś straszną suką. - powiedział, uśmiechając się złowrogo do mojej przyjaciółki.
- Koniec. Możesz nas zostawić samych Ami? - zapytałam swoją przyjaciółkę, jednocześnie zakańczając ich kłótnię.
- Dobra. - mruknęła, przewracając oczami. Skierowałam swój wzrok na Justina i lekko rozpromieniałam.
- Dziękuje. - powiedziałam, przerywając ciszę między nami.
- Za co? - zapytał, udając zdziwienie.
- Za to, że dzięki tobie, nie zostałam zgwałcona. - spojrzałam w jego tęczówki, od razu się w nich rozpływając. Kurwa, czy on musiał być aż taki seksowny?
- Mówiłem ci już, że nie ma o czym gadać. Jak masz jakiś problem, to zawszę możesz na mnie liczyć. - obdarował mnie swoim pięknym uśmiechem, powodując, że w moim żołądku, motyle zatrzepotały skrzydełkami.
- Cieszę się. - odparłam, przygryzając wargę. - Muszę iść. Jeszcze raz dziękuje za wszystko. Jesteś wspaniały. - powiedziałam, lekko go obejmując. I poszłam szukać Ami.
- Do później. - odparł prawie, że niesłyszalnie, wpatrując się w moją postać, znikającą w tłumie ludzi.
Przechodząc obok łazienki, usłyszałam głośne łkanie. Weszłam i moim oczom ukazała się Amanda, opierająca się o zimne kafelki na ścianie.
- Co się dzieje? - spojrzałam na nią zmieszana.
- Przeczytaj to. - podała mi swojego tablet'a, na którym ukazała się strona z najnowszymi newsami. "Młody mężczyzna znaleziony martwy dzisiaj rano w pobliskim parku. Na razie nie udało nam się ustalić kim jest i nie wiemy także nic o jego rodzinie." czytając to łzy spłynęły po moim policzku.
- Nie wiadomo czy to on, rozumiesz?! - krzyknęłam głośno. - To nie on. To nie może być prawda. - przytulając Amandą, głośno zaczęłam płakać.
_____________________________________________________________
No i mamy już ósemkę. Bardzo wam dziękuje za komentarze do poprzedniego rozdziału. Zachęciliście mnie nimi do pisania. Kocham was <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
czwartek, 25 lipca 2013
Rozdział 7 - "Are you afraid?"
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej szarą, za dużą
bluzę mojego brata, moje czarne rurki i biały top. Szybko się ubrałam i
zarzucając kaptur na głowę wyszłam z domu. Zapomniałam, że moja twarz
wygląda jak po pierwszej wojnie światowej.. to przez ten rozmazany
makijaż. Szłam powoli chodnikiem, mijając coraz mniej ludzi. Zaczęło się
ściemniać, ale nie przeszkadzało mi to w wędrówce, wręcz przeciwnie.
Nie chciałam, żeby mnie ktoś widział. Nie bałam się, nie miałam czego.
Skręciłam w jedną z najspokojniejszych dróżek, w której o tej godzinie
przeważnie nikogo nie było. Poczułam chłód opanowujący moje ciało,
zaczęłam lekko drżeć z zimna. Usiadłam w rogu jakiegoś budynku i oparłam
się o jego mury. Kilka pojedynczych łez spłynęło po moim policzku.
Czułam czyjeś spojrzenie na mnie, rozejrzałam się, ale nikogo nie
dostrzegłam. Zamknęłam na chwilę oczy i wtedy poczułam jeszcze bardziej
czyjąś obecność. Otwierając jedno oko, ujrzałam postać stojącą przede
mną. Przyglądała mi się z zaciekawieniem. Otworzyłam drugie oko i lekko
rozchyliłam buzię, ale z powrotem ją zamknęłam, nic nie mówiąc.
- Boisz się? - zapytał cicho męski głos.
- Nie. - odparłam opanowana. Nie bałam się. Nawet jeżeli mnie teraz zabije, to co z tego? Wszystko od pewnego czasu jest strasznie skomplikowane.. nie potrafię tak żyć, nie jestem przyzwyczajona do takiego życia.
- Boisz się? - zapytał cicho męski głos.
- Nie. - odparłam opanowana. Nie bałam się. Nawet jeżeli mnie teraz zabije, to co z tego? Wszystko od pewnego czasu jest strasznie skomplikowane.. nie potrafię tak żyć, nie jestem przyzwyczajona do takiego życia.
- Nienawidzę jak jesteś w takim stanie. Łamiesz moje serce.. - powiedział smutno 'nieznajomy'.
- Co?! Skąd mnie znasz? - zapytałam, trzęsąc się z zimna.
- Na prawdę chcesz wiedzieć? Interesuje cię to w tej chwili? - zapytał zniżając głos.
- Masz rację. Nie potrzebuje tej informacji. Szkoda tylko, że ja cię nie znam. - przetarłam oczy i wsadziłam ręce do kieszeni.
- Mylisz się.. - przybliżył się do mnie i usiadł obok. W sumie to nawet nie widziałam jego twarzy. Może dlatego, że było ciemno..albo dlatego, że miał kaptur na głowie.
- Do czego zmierzasz? - zapytałam wpatrując się w swoje buty. Poczułam jego rękę na swoim kolanie, ale nie zrzuciłam jej z niego. To było.. przyjemne. Sama nie wiem czemu tak myślę.
- Jestem ci bliższy niż ktokolwiek inny. Trzymaj się. - rzucił i wstał szybko, a później znikł w ciemnej mgle. Czy on nie mógł normalnie odpowiedzieć? Wystarczyło po prostu "spotkaliśmy się kiedyś tam", a nie pierdoli nie na temat. Postanowiłam wrócić do domu. Podniosłam się powoli i ruszyłam w powrotną stronę. Zaraz chyba zamarznę. Przyśpieszyłam i po kilkudziesięciu minutach, stałam już przed drzwiami. Weszłam natychmiast. Ściągnęłam bluzę i rzuciłam ją na kanapę. Pobiegłam po schodach do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Później umyłam zęby i rozczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Pośpiesznie ruszyłam w stronę mojego pokoju. Usłyszałam otwierające się drzwi na dole. Przyznam, że teraz trochę się bałam. Jedyny ciężki przedmiot, który teraz miałam to kij hokejowy Jacoba. Chwyciłam mocno dwoma rękami za niego i powoli zaczęłam schodzić po schodach. Będąc na dole zastałam.. swojego brata.
- Jacob? Co ty tu robisz? - zapytałam drżącym głosem podchodząc do niego.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?! - odparł, ignorując moje pytanie.
- O czym ty mówisz? - odparłam, kładąc rękę na jego ramieniu. Natychmiast ją zrzucił.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że zostanę ojcem?! - zapytał z jadem wydostającym się z każdego jego słowa. Jego oczy się zaszkliły, powoli wypuszczając łzy. Ta wiadomość chyba go nie ucieszyła..
__________________________________________________________________
Wiem, że rozdział trochę nudnawy, ale brak weny :/ Dziękuje za te "3" komentarze, które na prawdę mi pomogły. Chociaż wiem, że ktoś to czyta i nie piszę tego dla siebie.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
- Na prawdę chcesz wiedzieć? Interesuje cię to w tej chwili? - zapytał zniżając głos.
- Masz rację. Nie potrzebuje tej informacji. Szkoda tylko, że ja cię nie znam. - przetarłam oczy i wsadziłam ręce do kieszeni.
- Mylisz się.. - przybliżył się do mnie i usiadł obok. W sumie to nawet nie widziałam jego twarzy. Może dlatego, że było ciemno..albo dlatego, że miał kaptur na głowie.
- Do czego zmierzasz? - zapytałam wpatrując się w swoje buty. Poczułam jego rękę na swoim kolanie, ale nie zrzuciłam jej z niego. To było.. przyjemne. Sama nie wiem czemu tak myślę.
- Jestem ci bliższy niż ktokolwiek inny. Trzymaj się. - rzucił i wstał szybko, a później znikł w ciemnej mgle. Czy on nie mógł normalnie odpowiedzieć? Wystarczyło po prostu "spotkaliśmy się kiedyś tam", a nie pierdoli nie na temat. Postanowiłam wrócić do domu. Podniosłam się powoli i ruszyłam w powrotną stronę. Zaraz chyba zamarznę. Przyśpieszyłam i po kilkudziesięciu minutach, stałam już przed drzwiami. Weszłam natychmiast. Ściągnęłam bluzę i rzuciłam ją na kanapę. Pobiegłam po schodach do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Później umyłam zęby i rozczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone. Pośpiesznie ruszyłam w stronę mojego pokoju. Usłyszałam otwierające się drzwi na dole. Przyznam, że teraz trochę się bałam. Jedyny ciężki przedmiot, który teraz miałam to kij hokejowy Jacoba. Chwyciłam mocno dwoma rękami za niego i powoli zaczęłam schodzić po schodach. Będąc na dole zastałam.. swojego brata.
- Jacob? Co ty tu robisz? - zapytałam drżącym głosem podchodząc do niego.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?! - odparł, ignorując moje pytanie.
- O czym ty mówisz? - odparłam, kładąc rękę na jego ramieniu. Natychmiast ją zrzucił.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że zostanę ojcem?! - zapytał z jadem wydostającym się z każdego jego słowa. Jego oczy się zaszkliły, powoli wypuszczając łzy. Ta wiadomość chyba go nie ucieszyła..
__________________________________________________________________
Wiem, że rozdział trochę nudnawy, ale brak weny :/ Dziękuje za te "3" komentarze, które na prawdę mi pomogły. Chociaż wiem, że ktoś to czyta i nie piszę tego dla siebie.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
wtorek, 23 lipca 2013
Rozdział 6 - "Never"
Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Złapał koniec mojej bluzki i zrzucił ją na ziemie. Łzy spływały po moich policzkach, to jest najgorszy dzień w całym moim życiu. Zaczął rozpinać moje spodnie, a jego telefon nagle za wibrował.
- Nie ruszaj się, suko. - powiedział wkurzony i na chwilę wstał. Wykorzystują moment, rzuciłam się na drzwi i szybko przekręciłam kluczyk. Wyczołgałam się na korytarz i krzyczałam, żeby mi ktoś pomógł. Łzy jeszcze bardziej napełniły moje oczy, przez co wszystko wydawało się rozmazane. Usłyszałam hałas i głośnie kroki. Poczułam czyjeś ręce, chwytające mnie za biodra i unoszące do góry. Tak strasznie się bałam.
- Zostaw mnie!!! - wydarłam się tak głośno, jak tylko umiałam. Ktoś przyłożył rękę do moich ust.
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze. - powiedział łagodnie.
- Justin?! - rozpoznałam ten głos. To on mnie uratował? Ale jak to możliwe.. w sumie to teraz nieważne. Nic mi się nie stało, no może poza tym, że jestem bez bluzki i spodnie zaraz mi spadną, ale przynajmniej nie zostałam zgwałcona.
- Tak, Rose. Nie skrzywdzę cię. - odparł wycierając moje łzy, a ja od razu spojrzałam w jego piękne oczy. Były pełne troski.. może się o mnie martwił.
- Dziękuje. - powiedziałam, zeskakując z jego rąk i mocno go przytulając.
- Nie dziękuj. Przecież musiałem ci pomóc. - mruknął, uśmiechając się. Wtedy poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach, oczy Justina od razu pociemniały, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Odsunęłam się od Justina i odwróciłam się.. moim oczom ukazał się Josh.
- Co tu się dzieje.. i czemu jesteś w samym staniku?! - zapytał wyraźnie wkurzony.
KURWA. I co ja mu teraz powiem. Myśl, Rose, myśl.
- Ee.. przez przypadek porwałam bluzkę i Justin, zaproponował mi pomoc. - odparłam szybko, mając nadzieje, że w to uwierzy.. na prawdę żadne inne kłamstwo, nie przychodziło mi do głowy.
- Porozmawiamy w domu. - złapał mocną moją dłoń i pociągnął mnie do wyjścia. Justin zacisnął mocno pięść, jak by zaraz chciał coś rozwalić, nie poruszył się nawet z miejsca.
- Puść mnie. Muszę się jakoś zakryć. - mruknęłam cicho, spuszczając głowę.
- Teraz to chcesz się zakrywać, a przed nim to byś nago paradowała. I nie wciskaj mi kitów o żadnej porwanej bluzce. Masz mi powiedzieć całą prawdę. - powiedział zły, otwierając drzwi do samochodu. Nic nie odpowiedziałam.. bo co miałam powiedzieć? "Prawie zostałam zgwałcona, Justin jakimś cudem mnie uratował." Chociaż to prawda, to brzmi jak cholerne kłamstwo. Ugh.. zabijcie mnie.
***
Wyszłam z samochodu i nie żegnając się z Joshem, ruszyłam prędko w stronę drzwi. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi na klucz. Pośpiesznie poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie wytrzymałam dłużej i zaczęłam płakać. Josh mi już pewnie nigdy nie uwierzy, a nauczyciel od wf będzie chciał się na mnie zemścić.. jeszcze mój brat zostanie ojcem. ZAJEBIŚCIE. Zobaczyłam jedną otrzymaną wiadomość na moim telefonie i natychmiast ją otworzyłam.
Od Nieznajomy do Rose:
"Może masz ochotę na spotkanie?"
Ja pierdole.. jeszcze tego brakowało.
Od Rose do Nieznajomy:
"Czego ty ode mnie chcesz?!"
Od Nieznajomy do Rose:
"Chce tylko, znów zobaczyć uśmiech na twojej pięknej buźce."
Nie zamierzałam mu odpisywać. Nie znam go. Nie wiem kim jest. I co mam po prostu mu zaufać i gdzieś z nim wyjść? Nigdy.
________________________________________________________________________
Wiem, że rozdziały są krótkie, ale ja po prostu, nie potrafię pisać długich haha.
W następnych rozdziałach będzie trochę zwrotu akcji :) Dziękuje za tyle wejść i jeszcze jedno.. Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach podajcie swoją nazwę tt w komentarzach. Zrobię zakładkę "Informowani" i tam was zapiszę. Wiem, że to opowiadanie czyta mało osób, ale i tak was kocham <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ.
@MAGIC1382
- Nie ruszaj się, suko. - powiedział wkurzony i na chwilę wstał. Wykorzystują moment, rzuciłam się na drzwi i szybko przekręciłam kluczyk. Wyczołgałam się na korytarz i krzyczałam, żeby mi ktoś pomógł. Łzy jeszcze bardziej napełniły moje oczy, przez co wszystko wydawało się rozmazane. Usłyszałam hałas i głośnie kroki. Poczułam czyjeś ręce, chwytające mnie za biodra i unoszące do góry. Tak strasznie się bałam.
- Zostaw mnie!!! - wydarłam się tak głośno, jak tylko umiałam. Ktoś przyłożył rękę do moich ust.
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze. - powiedział łagodnie.
- Justin?! - rozpoznałam ten głos. To on mnie uratował? Ale jak to możliwe.. w sumie to teraz nieważne. Nic mi się nie stało, no może poza tym, że jestem bez bluzki i spodnie zaraz mi spadną, ale przynajmniej nie zostałam zgwałcona.
- Tak, Rose. Nie skrzywdzę cię. - odparł wycierając moje łzy, a ja od razu spojrzałam w jego piękne oczy. Były pełne troski.. może się o mnie martwił.
- Dziękuje. - powiedziałam, zeskakując z jego rąk i mocno go przytulając.
- Nie dziękuj. Przecież musiałem ci pomóc. - mruknął, uśmiechając się. Wtedy poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach, oczy Justina od razu pociemniały, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Odsunęłam się od Justina i odwróciłam się.. moim oczom ukazał się Josh.
- Co tu się dzieje.. i czemu jesteś w samym staniku?! - zapytał wyraźnie wkurzony.
KURWA. I co ja mu teraz powiem. Myśl, Rose, myśl.
- Ee.. przez przypadek porwałam bluzkę i Justin, zaproponował mi pomoc. - odparłam szybko, mając nadzieje, że w to uwierzy.. na prawdę żadne inne kłamstwo, nie przychodziło mi do głowy.
- Porozmawiamy w domu. - złapał mocną moją dłoń i pociągnął mnie do wyjścia. Justin zacisnął mocno pięść, jak by zaraz chciał coś rozwalić, nie poruszył się nawet z miejsca.
- Puść mnie. Muszę się jakoś zakryć. - mruknęłam cicho, spuszczając głowę.
- Teraz to chcesz się zakrywać, a przed nim to byś nago paradowała. I nie wciskaj mi kitów o żadnej porwanej bluzce. Masz mi powiedzieć całą prawdę. - powiedział zły, otwierając drzwi do samochodu. Nic nie odpowiedziałam.. bo co miałam powiedzieć? "Prawie zostałam zgwałcona, Justin jakimś cudem mnie uratował." Chociaż to prawda, to brzmi jak cholerne kłamstwo. Ugh.. zabijcie mnie.
***
Wyszłam z samochodu i nie żegnając się z Joshem, ruszyłam prędko w stronę drzwi. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi na klucz. Pośpiesznie poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nie wytrzymałam dłużej i zaczęłam płakać. Josh mi już pewnie nigdy nie uwierzy, a nauczyciel od wf będzie chciał się na mnie zemścić.. jeszcze mój brat zostanie ojcem. ZAJEBIŚCIE. Zobaczyłam jedną otrzymaną wiadomość na moim telefonie i natychmiast ją otworzyłam.
Od Nieznajomy do Rose:
"Może masz ochotę na spotkanie?"
Ja pierdole.. jeszcze tego brakowało.
Od Rose do Nieznajomy:
"Czego ty ode mnie chcesz?!"
Od Nieznajomy do Rose:
"Chce tylko, znów zobaczyć uśmiech na twojej pięknej buźce."
Nie zamierzałam mu odpisywać. Nie znam go. Nie wiem kim jest. I co mam po prostu mu zaufać i gdzieś z nim wyjść? Nigdy.
________________________________________________________________________
Wiem, że rozdziały są krótkie, ale ja po prostu, nie potrafię pisać długich haha.
W następnych rozdziałach będzie trochę zwrotu akcji :) Dziękuje za tyle wejść i jeszcze jedno.. Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach podajcie swoją nazwę tt w komentarzach. Zrobię zakładkę "Informowani" i tam was zapiszę. Wiem, że to opowiadanie czyta mało osób, ale i tak was kocham <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ.
@MAGIC1382
sobota, 20 lipca 2013
Rozdział 5 - "Promises"
- Co z nim? - zapytałam ciągle spoglądając na Amandę.
- Bo ja... ja byłam ostatnio u niego. - powiedziała odgarniając włosy z twarzy.
- Ty? Kiedy? - spytałam dalej nie wiedząc do czego zmierzała.
- Tak, byłam u niego. Kilka tygodni temu. Ja na prawdę nie chciałam, żeby tak się stało.. - zaczęła mówić, a jej oczy zaszkliły się. Widziałam jak cierpi, chciałam ją jakoś wesprzeć, ale nie wiedziałam jak.. nie wiedziałam co się stało.
- Amanda co jest? Proszę mów. - mruknęłam rzucając jej łagodne spojrzenie.
- Byliśmy pijani. Nie wiem czy on to jeszcze pamięta.. - teraz łzy spływały po jej policzkach, złączyła usta w cienką linię i patrzyła w różne strony, tak aby uniknąć mojego wzroku.
- Spałaś z moim bratem? - zapytałam wprost unosząc brwi.
- Nie wiem co sobie myślałam. Ale najgorszego jeszcze nie wiesz.. - mówiąc połykała łzy, które ciekły strumieniami. - Ja jestem w ciąży.
Stałam jak wryta, nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam na nią z zaskoczeniem.
- To znaczy, że mój brat zostanie ojcem? - powiedziałam oschle. Przytaknęła głową. Wiedziałam, że nie jest ona gotowa na to by zostać matką. Ma tylko osiemnaście lat.
- Jacob wie o twojej ciąży? - zapytałam przygryzając dolną wargę.
- Nie i proszę nie mów mu. Będzie załamany, nie chce mu niszczyć życia. - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Czyli lepiej jak nie będzie wiedział, że zostanie ojcem i nigdy nie pozna swojego własnego dziecka. Sądzisz, że tak będzie lepiej?! - syknęłam wściekła.
- Ja nie wiem co robić. To jest dla mnie trudne. - usiadła na podłodze i oparła się o szafki. Spuściła wzrok i zaczęła płakać w swoje dłonie.
- Przepraszam, nie powinnam być taka chamska. - usiadłam koło niej i przytuliłam ją mocno. - Ale musisz mu powiedzieć. Może on chce być tatą. - powiedziałam wymuszając uśmiech.
- Masz rację. Dziękuje, kocham cię. - powiedziała, czule na mnie patrząc.
- Też cię kocham, a teraz wstawaj, bo spóźnimy się na lekcje. - cicho zachichotała, a ja chwyciłam jej dłoń i pomogłam jej wstać. Szybkim krokiem szłyśmy przez korytarz, kiedy nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam go.. boga seksu o imieniu "Justin".
- Możemy porozmawiać? - zapytał zmieszany.
- Tak, jasne. - rzuciłam i odwróciłam się do przyjaciółki. - Pójdziesz sama? Ja zaraz dojdę. - zapytałam, a ona pokiwała głową i poszła dalej.
- Więc o co chodzi? - spojrzałam na niego, szeroko się uśmiechając.
- Masz dzisiaj wolny wieczór? - zaskoczył mnie tym pytaniem, chciałam odpowiedzieć, że tak, ale przypomniałam sobie o Joshu. Coś jednak podkusiło mnie, żebym skłamała.
- Tak, mam. - powiedziałam w seksowny sposób oblizując usta.
- Może poszłabyś ze mną w fajne miejsce? - uśmiechnął się łobuzerko. Spojrzałam w jego karmelowo-brązowe oczy i od razu się w nich rozpłynęłam. Były takie piękne.. o czym ja myślę. Jestem głupia.
- Hmm.. okey. Lepsze to niż nudzenie się w domu. - odwróciłam wzrok i spojrzałam na swoje dłonie.
- Przyjadę po ciebie o 19. Do zobaczenia, shawty. - puścił mi oczko i ruszył w przeciwną stronę. Pobiegłam do Amandy, a serce waliło mi jak oszalałe. Nie chciałam nigdzie z nim wychodzić, miałam chłopaka, ale nie mogłam odmówić. To był dziwny impuls.
- Kto to był? - zapytała zaskoczona.
- Justin. - szybko odparłam.
- Tak, wiem. Ale co on od ciebie chciał? Czy ty przypadkiem nie jesteś z Joshem? - obsypała mnie pytaniami.
- Jestem, ale mogę porozmawiać przecież z innymi chłopakami. - mruknęłam zirytowana.
- Możesz, ale nie z takim typem jak Bieber. Obiecaj mi, że nigdy nie będziesz myślała, o kimś takim poważnie, obiecaj.- chwyciła moją twarz w swoje dłonie i głęboko spojrzała mi w oczy, oczekując mojej reakcji.
- Okey, okey. Obiecuje. Lepiej ci? - spojrzałam na nią śmiejąc się.
- Trzymam cię za słowo. Martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Teraz to powinnaś martwić się o siebie. Nie wiadomo co zrobią twoi rodzice jak się dowiedzą. - powiedziałam, a mina Amandy posmutniała.
- Nie rozmawiajmy teraz o tym. Chodźmy na lekcje. - otworzyłyśmy drzwi od klasy, a ja stanęłam jak wryta, widząc nauczycielkę od matmy i nowego nauczyciela od wf szyderczo uśmiechającego się do nas. Czułam jakby rozbierał mnie wzrokiem. Brzydziłam się na niego spojrzeć. Przyprawiał mnie o wymioty. Usiadłam w ostatniej ławce, a obok mnie dosiadła się Amanda.
- Przepraszam, że przeszkadzam wam w lekcji, ale szukałem pewnej uczennicy. Rose Blecker, czy mogłabyś pójść ze mną na salę? - odparł i spojrzał na mnie, a ja ignorując jego spojrzenie przytaknęłam głową. Wstałam i powoli ruszyłam do wyjścia. Szedł za mną oblizując wargi. Był straszny, bałam się go. Kiedy doszliśmy, kazał mi wejść na chwilę do swojego kantorku. Musiałam wykonywać jego polecenia.. w końcu był moim nauczycielem. Wszedł za mną i przekręcił kluczyk w drzwiach. Spojrzałam na niego wystraszona, a on złośliwie się uśmiechnął. Podchodził do mnie coraz bliżej, a ja odsuwałam się, ale bezskutecznie. Dzieliły nas centymetry. Zaczęłam krzyczeć, a wtedy on walnął mnie w brzuch. Skuliłam się z bólu na ziemi i poczułam jego wstrętny dotyk na swoim ciele. To był koniec.
- Bo ja... ja byłam ostatnio u niego. - powiedziała odgarniając włosy z twarzy.
- Ty? Kiedy? - spytałam dalej nie wiedząc do czego zmierzała.
- Tak, byłam u niego. Kilka tygodni temu. Ja na prawdę nie chciałam, żeby tak się stało.. - zaczęła mówić, a jej oczy zaszkliły się. Widziałam jak cierpi, chciałam ją jakoś wesprzeć, ale nie wiedziałam jak.. nie wiedziałam co się stało.
- Amanda co jest? Proszę mów. - mruknęłam rzucając jej łagodne spojrzenie.
- Byliśmy pijani. Nie wiem czy on to jeszcze pamięta.. - teraz łzy spływały po jej policzkach, złączyła usta w cienką linię i patrzyła w różne strony, tak aby uniknąć mojego wzroku.
- Spałaś z moim bratem? - zapytałam wprost unosząc brwi.
- Nie wiem co sobie myślałam. Ale najgorszego jeszcze nie wiesz.. - mówiąc połykała łzy, które ciekły strumieniami. - Ja jestem w ciąży.
Stałam jak wryta, nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam na nią z zaskoczeniem.
- To znaczy, że mój brat zostanie ojcem? - powiedziałam oschle. Przytaknęła głową. Wiedziałam, że nie jest ona gotowa na to by zostać matką. Ma tylko osiemnaście lat.
- Jacob wie o twojej ciąży? - zapytałam przygryzając dolną wargę.
- Nie i proszę nie mów mu. Będzie załamany, nie chce mu niszczyć życia. - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Czyli lepiej jak nie będzie wiedział, że zostanie ojcem i nigdy nie pozna swojego własnego dziecka. Sądzisz, że tak będzie lepiej?! - syknęłam wściekła.
- Ja nie wiem co robić. To jest dla mnie trudne. - usiadła na podłodze i oparła się o szafki. Spuściła wzrok i zaczęła płakać w swoje dłonie.
- Przepraszam, nie powinnam być taka chamska. - usiadłam koło niej i przytuliłam ją mocno. - Ale musisz mu powiedzieć. Może on chce być tatą. - powiedziałam wymuszając uśmiech.
- Masz rację. Dziękuje, kocham cię. - powiedziała, czule na mnie patrząc.
- Też cię kocham, a teraz wstawaj, bo spóźnimy się na lekcje. - cicho zachichotała, a ja chwyciłam jej dłoń i pomogłam jej wstać. Szybkim krokiem szłyśmy przez korytarz, kiedy nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam go.. boga seksu o imieniu "Justin".
- Możemy porozmawiać? - zapytał zmieszany.
- Tak, jasne. - rzuciłam i odwróciłam się do przyjaciółki. - Pójdziesz sama? Ja zaraz dojdę. - zapytałam, a ona pokiwała głową i poszła dalej.
- Więc o co chodzi? - spojrzałam na niego, szeroko się uśmiechając.
- Masz dzisiaj wolny wieczór? - zaskoczył mnie tym pytaniem, chciałam odpowiedzieć, że tak, ale przypomniałam sobie o Joshu. Coś jednak podkusiło mnie, żebym skłamała.
- Tak, mam. - powiedziałam w seksowny sposób oblizując usta.
- Może poszłabyś ze mną w fajne miejsce? - uśmiechnął się łobuzerko. Spojrzałam w jego karmelowo-brązowe oczy i od razu się w nich rozpłynęłam. Były takie piękne.. o czym ja myślę. Jestem głupia.
- Hmm.. okey. Lepsze to niż nudzenie się w domu. - odwróciłam wzrok i spojrzałam na swoje dłonie.
- Przyjadę po ciebie o 19. Do zobaczenia, shawty. - puścił mi oczko i ruszył w przeciwną stronę. Pobiegłam do Amandy, a serce waliło mi jak oszalałe. Nie chciałam nigdzie z nim wychodzić, miałam chłopaka, ale nie mogłam odmówić. To był dziwny impuls.
- Kto to był? - zapytała zaskoczona.
- Justin. - szybko odparłam.
- Tak, wiem. Ale co on od ciebie chciał? Czy ty przypadkiem nie jesteś z Joshem? - obsypała mnie pytaniami.
- Jestem, ale mogę porozmawiać przecież z innymi chłopakami. - mruknęłam zirytowana.
- Możesz, ale nie z takim typem jak Bieber. Obiecaj mi, że nigdy nie będziesz myślała, o kimś takim poważnie, obiecaj.- chwyciła moją twarz w swoje dłonie i głęboko spojrzała mi w oczy, oczekując mojej reakcji.
- Okey, okey. Obiecuje. Lepiej ci? - spojrzałam na nią śmiejąc się.
- Trzymam cię za słowo. Martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Teraz to powinnaś martwić się o siebie. Nie wiadomo co zrobią twoi rodzice jak się dowiedzą. - powiedziałam, a mina Amandy posmutniała.
- Nie rozmawiajmy teraz o tym. Chodźmy na lekcje. - otworzyłyśmy drzwi od klasy, a ja stanęłam jak wryta, widząc nauczycielkę od matmy i nowego nauczyciela od wf szyderczo uśmiechającego się do nas. Czułam jakby rozbierał mnie wzrokiem. Brzydziłam się na niego spojrzeć. Przyprawiał mnie o wymioty. Usiadłam w ostatniej ławce, a obok mnie dosiadła się Amanda.
- Przepraszam, że przeszkadzam wam w lekcji, ale szukałem pewnej uczennicy. Rose Blecker, czy mogłabyś pójść ze mną na salę? - odparł i spojrzał na mnie, a ja ignorując jego spojrzenie przytaknęłam głową. Wstałam i powoli ruszyłam do wyjścia. Szedł za mną oblizując wargi. Był straszny, bałam się go. Kiedy doszliśmy, kazał mi wejść na chwilę do swojego kantorku. Musiałam wykonywać jego polecenia.. w końcu był moim nauczycielem. Wszedł za mną i przekręcił kluczyk w drzwiach. Spojrzałam na niego wystraszona, a on złośliwie się uśmiechnął. Podchodził do mnie coraz bliżej, a ja odsuwałam się, ale bezskutecznie. Dzieliły nas centymetry. Zaczęłam krzyczeć, a wtedy on walnął mnie w brzuch. Skuliłam się z bólu na ziemi i poczułam jego wstrętny dotyk na swoim ciele. To był koniec.
poniedziałek, 15 lipca 2013
Rozdział 4 - "All in good time"
Od razu po lekcjach poszłam do domu. Będąc już blisko, zaczęłam szukać kluczy, ale zobaczyłam, że drzwi są uchylone. Głośno przełknęłam ślinę. Pewnie ich nie domknęłam. Weszłam do środka, ściągnęłam buty i udałam się do kuchni. Na stole leżał obiad.. tylko kto mógł go zrobić?! Zaczęłam chodzić po wszystkich pomieszczeniach, ale nikogo w nich nie było. Bałam się coraz bardziej. Czego ten "ktoś" ode mnie chciał? Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi, wzięłam tłuczek w razie jakiegoś niespodziewanego gościa. Szłam powoli, aż w końcu otworzyłam i odskoczyłam do tyłu. Za drzwiami stał Josh i patrzył na mnie zdziwiony. Przedmiot spadł mi z dłoni i zaczął turlać się po podłodze.
- Chciałaś mnie zabić? - zapytał śmiejąc się.
- To nie jest śmieszne. Ktoś tu wcześniej był.. - powiedziałam, trzęsąc się ze strachu.
- To niemożliwe, przecież zamykałaś drzwi. Jeżeli się boisz, to mogę zostać dzisiaj na noc. - spojrzał na mnie z troską, a uśmiech pojawił się na moich ustach.
- Dziękuje. - mruknęłam i szybko się w niego wtuliłam. - Poczekasz tu chwilkę? Pójdę poszukać jakiegoś filmu na dzisiejszy wieczór.
- Jasne, kochanie. - pocałował mnie w czoło, a ja poszłam na górę po film.
***
Rano obudziłam się w ramionach Josha. Był taki kochany.
- Wstawaj! Mamy za godzinę szkołę. - powiedziałam, budząc go.
- Ja dzisiaj nie idę. - odparł zaspany.
- Eh, okey.. Jak chcesz to tu zostań, ja pójdę tylko na pierwsze lekcje. - poszłam na górę i ubrałam miętowe rurki, białą bluzkę i białe vansy. Włosy zostawiłam rozpuszczone i ruszyłam na dół. Zastając tam śpiącego Josha, uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Szybko pobiegłam w stronę samochodu i siadając na miejsce kierowcy, udałam się do szkoły. W sumie to chciałam zostać w domu.. z Joshem, ale przypomniałam sobie, że Amanda miała dla mnie jakąś nowinę. Zaparkowałam na parkingu, wysiadłam i poszłam do wejścia. Nagle telefon poruszył się w mojej kieszeni.
Od Nieznajomy do Rose:
"Smakował obiad?"
Więc on jednak tam był. Boże.. to jest jakiś psychol.
Od Rose do Nieznajomy:
"Czego ty ode mnie chcesz i kim do cholery jesteś?!"
Wystukałam po chwili i ruszyłam w stronę swojej szafki. Znowu przyszła kolejna wiadomość.
Od Nieznajomy do Rose:
"Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.. w swoim czasie."
Szybkim ruchem z powrotem schowałam telefon do kieszeni i głośno westchnęłam. Bałam się o swoje życie. Dostrzegłam idącą w moim kierunku Amandę i wymusiłam sztuczny uśmiech.
- Hej, więc co się stało? - zapytałam wprost.
- Tu chodzi o twojego brata. - odrzekła i spuściła głowę w dół.
- Chciałaś mnie zabić? - zapytał śmiejąc się.
- To nie jest śmieszne. Ktoś tu wcześniej był.. - powiedziałam, trzęsąc się ze strachu.
- To niemożliwe, przecież zamykałaś drzwi. Jeżeli się boisz, to mogę zostać dzisiaj na noc. - spojrzał na mnie z troską, a uśmiech pojawił się na moich ustach.
- Dziękuje. - mruknęłam i szybko się w niego wtuliłam. - Poczekasz tu chwilkę? Pójdę poszukać jakiegoś filmu na dzisiejszy wieczór.
- Jasne, kochanie. - pocałował mnie w czoło, a ja poszłam na górę po film.
***
Rano obudziłam się w ramionach Josha. Był taki kochany.
- Wstawaj! Mamy za godzinę szkołę. - powiedziałam, budząc go.
- Ja dzisiaj nie idę. - odparł zaspany.
- Eh, okey.. Jak chcesz to tu zostań, ja pójdę tylko na pierwsze lekcje. - poszłam na górę i ubrałam miętowe rurki, białą bluzkę i białe vansy. Włosy zostawiłam rozpuszczone i ruszyłam na dół. Zastając tam śpiącego Josha, uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Szybko pobiegłam w stronę samochodu i siadając na miejsce kierowcy, udałam się do szkoły. W sumie to chciałam zostać w domu.. z Joshem, ale przypomniałam sobie, że Amanda miała dla mnie jakąś nowinę. Zaparkowałam na parkingu, wysiadłam i poszłam do wejścia. Nagle telefon poruszył się w mojej kieszeni.
Od Nieznajomy do Rose:
"Smakował obiad?"
Więc on jednak tam był. Boże.. to jest jakiś psychol.
Od Rose do Nieznajomy:
"Czego ty ode mnie chcesz i kim do cholery jesteś?!"
Wystukałam po chwili i ruszyłam w stronę swojej szafki. Znowu przyszła kolejna wiadomość.
Od Nieznajomy do Rose:
"Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.. w swoim czasie."
Szybkim ruchem z powrotem schowałam telefon do kieszeni i głośno westchnęłam. Bałam się o swoje życie. Dostrzegłam idącą w moim kierunku Amandę i wymusiłam sztuczny uśmiech.
- Hej, więc co się stało? - zapytałam wprost.
- Tu chodzi o twojego brata. - odrzekła i spuściła głowę w dół.
niedziela, 14 lipca 2013
Rozdział 3 - "I'm Justin"
Obudziło mnie głośne walenie do drzwi. Okryłam się swetrem i poszłam otworzyć. Za drzwiami ujrzałam Josha. Był lekko poddenerwowany, musiał mieć coś ważnego do powiedzenia.
- Rose, strasznie cię przepraszam. - powiedział głęboko patrząc w moje oczy. W jego można było zauważyć smutek.
- Za co Josh? - zapytałam, nie wiedząc o co mu chodziło.
- Za wszystko, za to, że cię ranie. Wiem, że widziałaś mnie z Megan. - no to wpadłam, wiedział już, że mi na nim zależało. - Byłem pijany, nie chciałem tego, uwierz mi. Kocham tylko ciebie! - złapał mnie za rękę. Nie wiedziałam co powiedzieć, czekałam na te dwa słowa tak długo. Mocno się do niego przytuliłam, a łzy szczęścia spłynęły po moim policzku.
- Nie płacz. Wybaczysz mi to wszystko? - zapytał z nadzieją.
- Tak, Josh. Ja też cię kocham, chciałam ci to powiedzieć wiele razy, ale nie miałam odwagi. - uniósł swoje brwi ze zdziwienia i przytulił mnie jeszcze mocniej. Byłam taka szczęśliwa, ale nie wiem czy go kochałam. Po prostu powiedziałam to, bo on sprawiał, że czułam się lepiej. To chyba była miłość.. tak sądzę.
- Jesteś cudowna, Rose. Jak mogłem być dla ciebie takim dupkiem. Nigdy sobie tego nie wybaczę. - jego oczy posmutniały, wiedziałam, że tego żałował. Nie było to dla mnie łatwe, ale na prawdę mu wybaczyłam.
- Przestań. Nie przejmuj się tym, zapomnij. Ja nie mam ci tego za złe. - powiedziałam i posłałam mu jeden z moich najszczerszych uśmiechów. Dostrzegłam, że poczuł ulgę i lekko podniósł kąciki swoich ust.
- Poczekasz na mnie chwilkę? Muszę się tylko ubrać, bo zaraz szkoła. - mruknęłam zła.
- Jasne. Pojedziemy razem. - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do swojego pokoju.
Zajrzałam do szafy i wyjęłam z niej czarne rurki i zielony, obcisły top. Do tego postanowiłam ubrać moje sandałki na koturnie. Weszłam do łazienki, umyłam zęby i delikatnie przemyłam twarz. Uczesałam wysokiego kucyka i pomalowałam rzęsy tuszem. Gdy byłam już gotowa, zeszłam na dół i stanęłam naprzeciwko Josha.
- Wow.. wyglądasz bosko! - rzekł entuzjastycznie.
- Dziękuje. Możemy już iść? - zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Tak, oczywiście. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Otworzył mi drzwi i pomógł wejść, później sam usiadł za kierownicą i odpalając silnik ruszył w stronę szkoły. Całą drogę patrzyłam się w okno. Jakoś nie wiedziałam, o czym mogłabym z nim porozmawiać. Kiedy dojechaliśmy, Josh zaparkował na szkolnym parkingu, a ja szybko wyskoczyłam z auta.
- Co masz pierwsze? - zapytał, żeby tylko przerwać niezręczną ciszę.
- Wf, a ty?
- Biologię. To widzimy się potem. Kocham cię. - powiedział i nie czekając na mnie ruszył w stronę szkoły. Stałam jeszcze trochę, czekając na Amandę, kiedy nagle mój telefon zaczął wibrować.
Od Nieznajomy do Rose:
"Co to było?"
Nie wiedziałam kto do mnie napisał, ani z jakiego powodu. Z każdym dniem coraz bardziej bałam się.
Od Rose do Nieznajomy:
"O co ci chodzi?!"
Od Nieznajomy do Rose:
"O niego."
Kto to kurwa ciągle pisze? zadałam sobie pytanie w myślach, po czym wystraszona pobiegłam do szkoły. Koło mojej szafki ktoś już stał. To była Megan.. z jakim chłopakiem. Podeszłam tam i stanęłam przed nią.
- Mogłabyś się kurwa odsunąć? - zapytałam wkurzona, a ona zaczęła się śmiać. Próbowała wyprowadzić mnie z równowagi.
- Wiesz jaka ostatnia impreza była zajebista.. a szczególnie, że spędziłam ją z Joshem. Był taki wspaniały. - uśmiechnęła się do mnie fałszywie, a ja rzuciłam się na nią z pięściami.
- Przestań. - usłyszałam za sobą głos chłopaka. Gdzieś już słyszałam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć. Oderwał mnie od Megan i pociągnął za rękę. Widziałam tylko, jak ta suka szybko wstaje i idzie w przeciwnym kierunku zadowolona, że jej plan się powiódł.
- Czemu tak na nią naskoczyłaś? - zapytał zdziwiony.
- Bo mnie sprowokowała. - powiedziałam z jadem.
- Okey, okey. Boję się ciebie. - zaśmiał się przyjaźnie. - Jestem Justin. - przedstawił się, a ja dopiero wtedy zobaczyłam jaki był seksowny.
- A ja Rose. - uśmiechnęłam się do niego.
- Miło było cię poznać, ale muszę już iść. Pewnie jeszcze się spotkamy. - puścił mi oczko, a ja stałam jak wryta, aż w końcu zadzwonił dzwonek. Pobiegłam do szatni przebrać się i weszłam na salę. Amandy nigdzie nie było. Zaczęłam się o nią martwić.
- Dzień dobry wszystkim. Będę waszym nowym nauczycielem od wf. - usłyszałam głos mężczyzny i obejrzałam się w jego stronę. Stał tam dość przystojny trzydziestoletni facet i dziwnie na mnie patrząc, oblizywał usta. Natychmiast odwróciłam wzrok i cicho westchnęłam.
***
Po tej lekcji zadzwoniłam do Amandy.
- Czemu nie ma cię w szkole? - zapytałam ze zmartwieniem.
- Dzisiaj ..eh, nie mogłam. - rzuciła szybko, spławiając mnie.
- Coś się stało? - mruknęłam cicho do słuchawki. Bałam się o nią.
- Nie, nic. Powiem ci jutro. Tylko błagam, nie bądź na mnie zła. - powiedziała smutno i rozłączyła się. A jednak.. wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Rose, strasznie cię przepraszam. - powiedział głęboko patrząc w moje oczy. W jego można było zauważyć smutek.
- Za co Josh? - zapytałam, nie wiedząc o co mu chodziło.
- Za wszystko, za to, że cię ranie. Wiem, że widziałaś mnie z Megan. - no to wpadłam, wiedział już, że mi na nim zależało. - Byłem pijany, nie chciałem tego, uwierz mi. Kocham tylko ciebie! - złapał mnie za rękę. Nie wiedziałam co powiedzieć, czekałam na te dwa słowa tak długo. Mocno się do niego przytuliłam, a łzy szczęścia spłynęły po moim policzku.
- Nie płacz. Wybaczysz mi to wszystko? - zapytał z nadzieją.
- Tak, Josh. Ja też cię kocham, chciałam ci to powiedzieć wiele razy, ale nie miałam odwagi. - uniósł swoje brwi ze zdziwienia i przytulił mnie jeszcze mocniej. Byłam taka szczęśliwa, ale nie wiem czy go kochałam. Po prostu powiedziałam to, bo on sprawiał, że czułam się lepiej. To chyba była miłość.. tak sądzę.
- Jesteś cudowna, Rose. Jak mogłem być dla ciebie takim dupkiem. Nigdy sobie tego nie wybaczę. - jego oczy posmutniały, wiedziałam, że tego żałował. Nie było to dla mnie łatwe, ale na prawdę mu wybaczyłam.
- Przestań. Nie przejmuj się tym, zapomnij. Ja nie mam ci tego za złe. - powiedziałam i posłałam mu jeden z moich najszczerszych uśmiechów. Dostrzegłam, że poczuł ulgę i lekko podniósł kąciki swoich ust.
- Poczekasz na mnie chwilkę? Muszę się tylko ubrać, bo zaraz szkoła. - mruknęłam zła.
- Jasne. Pojedziemy razem. - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do swojego pokoju.
Zajrzałam do szafy i wyjęłam z niej czarne rurki i zielony, obcisły top. Do tego postanowiłam ubrać moje sandałki na koturnie. Weszłam do łazienki, umyłam zęby i delikatnie przemyłam twarz. Uczesałam wysokiego kucyka i pomalowałam rzęsy tuszem. Gdy byłam już gotowa, zeszłam na dół i stanęłam naprzeciwko Josha.
- Wow.. wyglądasz bosko! - rzekł entuzjastycznie.
- Dziękuje. Możemy już iść? - zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Tak, oczywiście. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu. Otworzył mi drzwi i pomógł wejść, później sam usiadł za kierownicą i odpalając silnik ruszył w stronę szkoły. Całą drogę patrzyłam się w okno. Jakoś nie wiedziałam, o czym mogłabym z nim porozmawiać. Kiedy dojechaliśmy, Josh zaparkował na szkolnym parkingu, a ja szybko wyskoczyłam z auta.
- Co masz pierwsze? - zapytał, żeby tylko przerwać niezręczną ciszę.
- Wf, a ty?
- Biologię. To widzimy się potem. Kocham cię. - powiedział i nie czekając na mnie ruszył w stronę szkoły. Stałam jeszcze trochę, czekając na Amandę, kiedy nagle mój telefon zaczął wibrować.
Od Nieznajomy do Rose:
"Co to było?"
Nie wiedziałam kto do mnie napisał, ani z jakiego powodu. Z każdym dniem coraz bardziej bałam się.
Od Rose do Nieznajomy:
"O co ci chodzi?!"
Od Nieznajomy do Rose:
"O niego."
Kto to kurwa ciągle pisze? zadałam sobie pytanie w myślach, po czym wystraszona pobiegłam do szkoły. Koło mojej szafki ktoś już stał. To była Megan.. z jakim chłopakiem. Podeszłam tam i stanęłam przed nią.
- Mogłabyś się kurwa odsunąć? - zapytałam wkurzona, a ona zaczęła się śmiać. Próbowała wyprowadzić mnie z równowagi.
- Wiesz jaka ostatnia impreza była zajebista.. a szczególnie, że spędziłam ją z Joshem. Był taki wspaniały. - uśmiechnęła się do mnie fałszywie, a ja rzuciłam się na nią z pięściami.
- Przestań. - usłyszałam za sobą głos chłopaka. Gdzieś już słyszałam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć. Oderwał mnie od Megan i pociągnął za rękę. Widziałam tylko, jak ta suka szybko wstaje i idzie w przeciwnym kierunku zadowolona, że jej plan się powiódł.
- Czemu tak na nią naskoczyłaś? - zapytał zdziwiony.
- Bo mnie sprowokowała. - powiedziałam z jadem.
- Okey, okey. Boję się ciebie. - zaśmiał się przyjaźnie. - Jestem Justin. - przedstawił się, a ja dopiero wtedy zobaczyłam jaki był seksowny.
- A ja Rose. - uśmiechnęłam się do niego.
- Miło było cię poznać, ale muszę już iść. Pewnie jeszcze się spotkamy. - puścił mi oczko, a ja stałam jak wryta, aż w końcu zadzwonił dzwonek. Pobiegłam do szatni przebrać się i weszłam na salę. Amandy nigdzie nie było. Zaczęłam się o nią martwić.
- Dzień dobry wszystkim. Będę waszym nowym nauczycielem od wf. - usłyszałam głos mężczyzny i obejrzałam się w jego stronę. Stał tam dość przystojny trzydziestoletni facet i dziwnie na mnie patrząc, oblizywał usta. Natychmiast odwróciłam wzrok i cicho westchnęłam.
***
Po tej lekcji zadzwoniłam do Amandy.
- Czemu nie ma cię w szkole? - zapytałam ze zmartwieniem.
- Dzisiaj ..eh, nie mogłam. - rzuciła szybko, spławiając mnie.
- Coś się stało? - mruknęłam cicho do słuchawki. Bałam się o nią.
- Nie, nic. Powiem ci jutro. Tylko błagam, nie bądź na mnie zła. - powiedziała smutno i rozłączyła się. A jednak.. wiedziałam, że coś jest nie tak.
sobota, 13 lipca 2013
Rozdział 2 - "I'll always be with you"
Tuż przede mną stał Josh i całująca go Megan. Zaczęła ściągać jego ubrania, a ja nie mogłam dłużej na to patrzeć i wybiegłam. Dogoniła mnie Amanda, która jakimś cudem spostrzegła mnie biegnącą.
- Misiek, co jest? - zapytała, spoglądając w moje oczy z przejęciem.
- Josh .. - zaczęłam, ale nie potrafiłam dokończyć, jeszcze głośniej szlochając.
- Co z nim? - przytuliła mnie i zaczęła wycierać moje łzy.
- Całował się z Megan. Rozumiesz to?! - wtuliłam się w nią jeszcze mocniej, a ona cicho westchnęła.
- No, bo wiesz.. on nie wie, że coś do niego czujesz. A nawet jeżeli by wiedział, to nikt go nie zmusi do odwzajemnienia uczucia. - spojrzała jeszcze głębiej w moje oczy i jedna łza spłynęła po jej policzku. - Nie można mieć wszystkiego, czego się chce.
- Mogłabyś odwieźć mnie do domu? - zapytałam, zmieniając temat.
- Dzisiaj śpisz u mnie. Nie zostawię cię w takim stanie. - pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła do swojego samochodu.
***
- Wyspałaś się? - zapytała z uśmiechem na ustach, Amanda.
- Tak. Dziękuje za wszystko, jesteś cudowna! - powiedziałam, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Taki już mój obowiązek. - zachichotała, a ja podniosłam lekko kącik swoich ust.
- Muszę już wracać. - objęłam przyjaciółkę i wstałam z łóżka.
- Odwiozę cię.- powiedziała opiekuńczym tonem.
- Nie. Przejdę się, to jest przecież kawałek stąd. Dobrze mi zrobi krótki spacer. - pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Na dworze było bardzo zimno, aż moje ciało zaczęło drżeć. Szłam coraz szybciej. Przypomniało mi się wydarzenie, które miało miejsce w nocy i łza spłynęła po moim policzku. Nagle telefon za wibrował w mojej torebce.
Od Josh do Rose :
"Czemu tak szybko wyszłaś? Wszystko okey?"
- Jaki z niego dupek. - pomyślałam, głośno łkając.
Od Rose do Josh :
"Najpierw totalnie mnie olewasz, a teraz piszesz, jakby nic się nie stało? Spierdalaj."
Wiedziałam, że źle zrobiłam pisząc do niego tą wiadomość, ale emocje wzięły nade mną górę. Nie rozumiałam, jak mógł być takim idiotą... jeszcze zapytał czy jest "okey". Nie, nic nie było okey.
Dochodząc do mojego domu, zaczęłam szukać kluczy, kiedy na wycieraczce zobaczyłam bukiet kwiatów. Podniosłam go i znalazłam małą karteczkę. Ktoś napisał na niej "Nie przejmuj się, ja zawszę będę przy tobie." Chwilę myślałam kto to mógł być, ale żadna konkretna osoba nie przychodziła mi na myśl. Przekręciłam klucz i weszłam do środka. Rzuciłam kwiaty na podłogę i chowając twarz w dłoniach zaczęłam płakać. Byłam na skraju wytrzymałości .. i jeszcze usłyszałam pukanie do drzwi, wspaniale. Ocierając policzki, otworzyłam drzwi. Nikogo za nimi nie było. Zamknęłam je z powrotem. Ktoś tym razem zadzwonił na moją komórkę. Myślałam, że to Josh, więc odebrałam natychmiast.
- Hej piękna. Proszę, nie płacz. Nie mogę na to patrzeć. - odezwał się nieznany mi głos.
- Kim jesteś i skąd masz mój numer?! - krzyknęłam ze złości.
- Nie bój się. Jestem twoim stróżem. - powiedział to i się rozłączył. Czego kurwa ode mnie chciał?! I skąd wiedział, że płaczę? Czyżby mnie widział .. nie, to niemożliwe.
Położyłam się na kanapie i zamknęłam oczy. Od razu odpłynęłam do krainy snów.
__________________________________________________________________
Mamy już rozdział drugi. Jeżeli czytacie, to skomentujecie chociaż anonimowo. A teraz pytanie .. Kto podłożył kwiaty? I z kim rozmawiała Rose? :) Za niedługo dowiecie się wszystkiego, a ja dziękuje za komentarze w poprzednim rozdziale. Zachęciliście mnie do pisania <3
***
- Wyspałaś się? - zapytała z uśmiechem na ustach, Amanda.
- Tak. Dziękuje za wszystko, jesteś cudowna! - powiedziałam, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Taki już mój obowiązek. - zachichotała, a ja podniosłam lekko kącik swoich ust.
- Muszę już wracać. - objęłam przyjaciółkę i wstałam z łóżka.
- Odwiozę cię.- powiedziała opiekuńczym tonem.
- Nie. Przejdę się, to jest przecież kawałek stąd. Dobrze mi zrobi krótki spacer. - pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Na dworze było bardzo zimno, aż moje ciało zaczęło drżeć. Szłam coraz szybciej. Przypomniało mi się wydarzenie, które miało miejsce w nocy i łza spłynęła po moim policzku. Nagle telefon za wibrował w mojej torebce.
Od Josh do Rose :
"Czemu tak szybko wyszłaś? Wszystko okey?"
- Jaki z niego dupek. - pomyślałam, głośno łkając.
Od Rose do Josh :
"Najpierw totalnie mnie olewasz, a teraz piszesz, jakby nic się nie stało? Spierdalaj."
Wiedziałam, że źle zrobiłam pisząc do niego tą wiadomość, ale emocje wzięły nade mną górę. Nie rozumiałam, jak mógł być takim idiotą... jeszcze zapytał czy jest "okey". Nie, nic nie było okey.
Dochodząc do mojego domu, zaczęłam szukać kluczy, kiedy na wycieraczce zobaczyłam bukiet kwiatów. Podniosłam go i znalazłam małą karteczkę. Ktoś napisał na niej "Nie przejmuj się, ja zawszę będę przy tobie." Chwilę myślałam kto to mógł być, ale żadna konkretna osoba nie przychodziła mi na myśl. Przekręciłam klucz i weszłam do środka. Rzuciłam kwiaty na podłogę i chowając twarz w dłoniach zaczęłam płakać. Byłam na skraju wytrzymałości .. i jeszcze usłyszałam pukanie do drzwi, wspaniale. Ocierając policzki, otworzyłam drzwi. Nikogo za nimi nie było. Zamknęłam je z powrotem. Ktoś tym razem zadzwonił na moją komórkę. Myślałam, że to Josh, więc odebrałam natychmiast.
- Hej piękna. Proszę, nie płacz. Nie mogę na to patrzeć. - odezwał się nieznany mi głos.
- Kim jesteś i skąd masz mój numer?! - krzyknęłam ze złości.
- Nie bój się. Jestem twoim stróżem. - powiedział to i się rozłączył. Czego kurwa ode mnie chciał?! I skąd wiedział, że płaczę? Czyżby mnie widział .. nie, to niemożliwe.
Położyłam się na kanapie i zamknęłam oczy. Od razu odpłynęłam do krainy snów.
__________________________________________________________________
Mamy już rozdział drugi. Jeżeli czytacie, to skomentujecie chociaż anonimowo. A teraz pytanie .. Kto podłożył kwiaty? I z kim rozmawiała Rose? :) Za niedługo dowiecie się wszystkiego, a ja dziękuje za komentarze w poprzednim rozdziale. Zachęciliście mnie do pisania <3
piątek, 12 lipca 2013
Rozdział 1 - "It was not a bad dream"
Siedząc wygodnie w fotelu dostrzegłam jak mój telefon wibruje. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że dzwoni Amanda. Natychmiast odebrałam.
- No hej, kochana. - powiedziałam z entuzjazmem do swojej przyjaciółki.
- Hej, skarbie. - odpowiedziała bardzo podekscytowanym tonem.
- Czy coś się stało? - zapytałam zmartwiona.
- Nie, nic. Po prostu chciałam się zapytać czy idziesz dzisiaj na imprezę do Josha? - powiedziała szybko, żeby mnie nie martwić.
- Hmm.. nie mam niczego w planach, więc pewnie wpadnę. - uśmiechnęłam się do siebie.
- Okey, miśku. Do później i pamiętaj.. to twoja szansa! - wykrzyczała radośnie i cicho zachichotała.
- Haha. Pa. - rozłączyłam się, ale doskonale wiedziałam o co jej chodziło. Josh od zawszę jest moim przyjacielem .. tylko, że mi na nim zależało. Nie wiem czy można od razu nazwać to miłością, ale kiedy był przy mnie, czułam się inaczej. Miałam motylki w brzuchu.
Poszłam szybko na górę i wyjęłam z szafy krótką, czerwoną sukienkę. Do tego postanowiłam założyć czarne szpilki i czarną kopertówkę. Ruszyłam w stronę łazienki i zaczęłam się ubierać. Później upięłam włosy w wysokiego koka i po godzinie byłam już gotowa. Nagle z dołu dobiegło do mnie pukanie do drzwi. Myślałam, że to Amanda przyszła po mnie, ale kiedy otworzyłam drzwi, nikt za nimi nie stał. Wyszłam na zewnątrz, ale dalej nikogo nie zauważyłam. Pobiegłam do środka i zamknęłam drzwi na klucz. Wystraszyłam się, bo mieszkałam tu zaledwie kilka tygodni i nie znałam zbyt dobrze okolicy. Rodzice kupili ten dom dla mnie i mojego brata, ale on musiał wyjechać z sprawach biznesowych .. więc zostałam kompletnie sama.
***
- W końcu jesteś! - podbiegła do mnie przyjaciółka i mocno mnie przytuliła. Wyglądała bosko.. była piękna, zawszę zazdrościłam jej urody.
- Tak.. wiesz może gdzie jest Josh? - unikałam z nią kontaktu wzrokowego, bo od razu wyczułaby, że przyszłam tylko dla niego.
- Stoi koło baru i zaskoczę cię.. czeka na ciebie! No rusz się i idź do niego! - poczułam jak Amanda lekko mnie popycha, a ja głęboko odetchnęłam i próbowałam nabrać pewności siebie.
Będąc już blisko baru zauważyłam coś dziwnego. Josh stał z Megan.. szkolną dziwką. Nienawidziłam jej, bo zawszę chciała rozwalić moje życie, ale na szczęście nie udawało jej się to. Gdy tylko zobaczyła, że idę w ich stronę, od razu uśmiechnęła się wrednie i pocałowała Josha w policzek, po czym szepnęła mu coś do ucha, a on się uśmiechnął i przytaknął głową. O co mogło kurwa chodzić?! - podeszłam do niego.
- Hej. Co chciała ta dziwka? - zapytałam wprost, bo inaczej by mi nie odpowiedział.
- Nic. - próbował mnie spławić, ale ja wiedziałam, że nie poddam się tak szybko.
- Josh! Powiedź mi. - powiedziałam do niego błagalnym tonem.
- To nie jest twoja sprawa. - mówiąc to odszedł ode mnie. Czułam się strasznie. Właśnie osoba, na której mi zależało pozostawiła mnie samą. Nadal szukałam go wzrokiem, ale nigdzie go nie było.
Postanowiłam pójść do łazienki poprawić fryzurę, ale idąc usłyszałam dziwne odgłosy. Poszłam sprawdzić co to było, ale gdy to zobaczyłam stanęłam jak wryta. Moje oczy zaczęły robić się szkliste, aż w końcu łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Chciałam, żeby okazało się, że to zły sen! Ale nie, to nie był sen.
- No hej, kochana. - powiedziałam z entuzjazmem do swojej przyjaciółki.
- Hej, skarbie. - odpowiedziała bardzo podekscytowanym tonem.
- Czy coś się stało? - zapytałam zmartwiona.
- Nie, nic. Po prostu chciałam się zapytać czy idziesz dzisiaj na imprezę do Josha? - powiedziała szybko, żeby mnie nie martwić.
- Hmm.. nie mam niczego w planach, więc pewnie wpadnę. - uśmiechnęłam się do siebie.
- Okey, miśku. Do później i pamiętaj.. to twoja szansa! - wykrzyczała radośnie i cicho zachichotała.
- Haha. Pa. - rozłączyłam się, ale doskonale wiedziałam o co jej chodziło. Josh od zawszę jest moim przyjacielem .. tylko, że mi na nim zależało. Nie wiem czy można od razu nazwać to miłością, ale kiedy był przy mnie, czułam się inaczej. Miałam motylki w brzuchu.
Poszłam szybko na górę i wyjęłam z szafy krótką, czerwoną sukienkę. Do tego postanowiłam założyć czarne szpilki i czarną kopertówkę. Ruszyłam w stronę łazienki i zaczęłam się ubierać. Później upięłam włosy w wysokiego koka i po godzinie byłam już gotowa. Nagle z dołu dobiegło do mnie pukanie do drzwi. Myślałam, że to Amanda przyszła po mnie, ale kiedy otworzyłam drzwi, nikt za nimi nie stał. Wyszłam na zewnątrz, ale dalej nikogo nie zauważyłam. Pobiegłam do środka i zamknęłam drzwi na klucz. Wystraszyłam się, bo mieszkałam tu zaledwie kilka tygodni i nie znałam zbyt dobrze okolicy. Rodzice kupili ten dom dla mnie i mojego brata, ale on musiał wyjechać z sprawach biznesowych .. więc zostałam kompletnie sama.
***
- W końcu jesteś! - podbiegła do mnie przyjaciółka i mocno mnie przytuliła. Wyglądała bosko.. była piękna, zawszę zazdrościłam jej urody.
- Tak.. wiesz może gdzie jest Josh? - unikałam z nią kontaktu wzrokowego, bo od razu wyczułaby, że przyszłam tylko dla niego.
- Stoi koło baru i zaskoczę cię.. czeka na ciebie! No rusz się i idź do niego! - poczułam jak Amanda lekko mnie popycha, a ja głęboko odetchnęłam i próbowałam nabrać pewności siebie.
Będąc już blisko baru zauważyłam coś dziwnego. Josh stał z Megan.. szkolną dziwką. Nienawidziłam jej, bo zawszę chciała rozwalić moje życie, ale na szczęście nie udawało jej się to. Gdy tylko zobaczyła, że idę w ich stronę, od razu uśmiechnęła się wrednie i pocałowała Josha w policzek, po czym szepnęła mu coś do ucha, a on się uśmiechnął i przytaknął głową. O co mogło kurwa chodzić?! - podeszłam do niego.
- Hej. Co chciała ta dziwka? - zapytałam wprost, bo inaczej by mi nie odpowiedział.
- Nic. - próbował mnie spławić, ale ja wiedziałam, że nie poddam się tak szybko.
- Josh! Powiedź mi. - powiedziałam do niego błagalnym tonem.
- To nie jest twoja sprawa. - mówiąc to odszedł ode mnie. Czułam się strasznie. Właśnie osoba, na której mi zależało pozostawiła mnie samą. Nadal szukałam go wzrokiem, ale nigdzie go nie było.
Postanowiłam pójść do łazienki poprawić fryzurę, ale idąc usłyszałam dziwne odgłosy. Poszłam sprawdzić co to było, ale gdy to zobaczyłam stanęłam jak wryta. Moje oczy zaczęły robić się szkliste, aż w końcu łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Chciałam, żeby okazało się, że to zły sen! Ale nie, to nie był sen.
czwartek, 11 lipca 2013
Prolog - Die for Love
Czy kiedykolwiek cieszyliście się, że żyjecie? Ja tak. Odkąd pamiętam miałam cudowne życie. O nic się nie martwiłam. Dostawałam wszystko to, czego chciałam. Byłam najpopularniejszą dziewczyną w całej szkole. Brakowało mi tylko jednej rzeczy do pełni szczęścia... uczucia. Miłość zawszę była dla mnie obcym tematem. Nie potrafiłam zakochiwać się na poważnie. Bardzo szybko mi się to nudziło. Aż do dnia, który zapamiętam do końca życia. Dwóch chłopaków, jeden błąd. Wszystko zmieniło się nie do poznania. Pewnie zastanawiacie się, czemu tego nie odwołałam... nie dało się. Wciągnęłam się za bardzo, nie należałam już do siebie. Byłam cała ich, zostałam wplątana w grę, o której nie miałam pojęcia. Czy było warto? Hmm.. tego, nie wiem. Wiem tylko jedno, potrafiłabym "Umrzeć z miłości".
Subskrybuj:
Posty (Atom)